Franciszek
Karpiński, znakomity polski poeta oświeceniowy, autor szeregu sielanek, wierszy
sentymentalnych i pieśni religijnych, takich jak „Kiedy ranne wstają zorze” i „Bóg
się rodzi”, jest także autorem pierwszej
polskiej literackiej autobiografii.
„Historia
mego wieku i ludzi, z którymi żyłem” Karpińskiego została napisana na wzór popularnych
w jego epoce „Wyznań” Jana Jakuba Rousseau i trochę „Podróży sentymentalnej”
Laurence Sterne’a. Jest to opowieść o losach poety, w której jego własna
historia życiowa przeplata się z wielką historią naszego kraju.
Jak
wielu naszych literatów, Karpiński pochodził z kresów wschodnich. Zaczyna swój
pamiętnik słowami: „Urodziłem się w roku 1741, dnia 4 octobris w ziemi
halickiej, powiecie kołomyjskim, we wsi Hołosków, z rodziców Andrzeja i Rozalii
Karpińskich.” W okolicy grasowali wówczas huculscy rozbójnicy. Najsłynniejszy z
nich, niejaki Oleksy Doboszczuk (ten sam, którego w XX wieku opisał Stanisław
Vincenz w „Na wysokiej połoninie”) zaatakował dwór rodziców Karpińskiego
dokładnie w dniu, kiedy urodził się przyszły poeta, godzinę po jego przyjściu
na świat. W domu były wówczas same kobiety, czyli matka Rozalia i wiejska położna,
która odbierała poród, która podeszła do rozbójnika z noworodkiem na rękach i
prosiła, by – przez wzgląd na małe dziecko – nie czynił żadnej krzywdy temu
domowi. Doboszczuk wzruszył się bardzo i okazał litość. Nikogo nie zabił, nic
nie zrabował, kazał tylko swoim ludziom dać wódki i jedzenia. Po krótkiej uczcie odszedł, prosząc matkę poety,
by na jego pamiątkę dała swemu synowi na imię Oleksy. Tak się nie stało, ale
pamięć o tym zdarzeniu przeszła do rodzinnej legendy Karpińskich.
Dalsze
życie poety było typowe dla polskiego szlachcica z XVIII wieku. Kiedy podrósł,
rozpoczął edukację w kolegium jezuickim w Stanisławowie (dzisiaj Iwanofrankowsk
na Ukrainie), potem uczył się we Lwowie i w Wiedniu, gdzie najbardziej
interesowały go modne wówczas publiczne doświadczenia z zakresu chemii i
fizyki. Po powrocie do Polski pracował dla różnych polskich magnatów. Bywał
guwernerem (m. in. księcia Dominika Radziwiłła), bibliotekarzem (na dworze
Czartoryskich), obracał się w najwyższych sferach, bywał na dworze króla
polskiego w Warszawie i w posiadłości Branickich w Białymstoku, ale
jednocześnie doskwierało mu to, że wszędzie pełnił rolę płatnego sługi. Ubogi z
domu, całe życie starał dorobić się majątku. Brał jakieś niewielkie dzierżawy
na Wołyniu, w końcu osiadł na królewszczyźnie we wsi Suchodolina w okolicy
Sokółki, potem dostał na 50 lat dzierżawę Kraśnika w powiecie Pużańskim (dzisiaj
Białoruś). W końcu kupił własną wieś Chorowszczyzna koło Wołkowyska (obecnie
Białoruś). Zmarł w 1825 roku i spoczął na cmentarzu w pobliskim Łyskowie.
Karpiński
był świadkiem ważnych wydarzeń historycznych i wspaniale je opisuje. Widział
pożegnalną ucztę w Wiedniu, jaką cesarzowa Maria Teresa zorganizowała na cześć
swej córki Marii Antoniny odjeżdżającej do Francji, by poślubić tamtejszego
delfina. Bywał na przyjęciach w domach polskich arystokratów epoki oświecenia.
A przede wszystkim, był świadkiem upadku i rozbiorów Polski. Nieoceniona jest
jego relacja o sejmie rozbiorowym w Grodnie w 1793 roku, na którym patriotyczni
posłowie schowali pióra i kałamarze, by nie było czym podpisać traktatu
rozbiorowego. A wtedy król Stanisław August Poniatowski, zawsze grzeczny i
usłużny, wyciągnął z kieszeni swój podręczny ołóweczek i podał go potrzebującym…
Karpiński
znany był ze swej skłonności do kobiet, które opiewał w swej poezji pod umownym
imieniem Justyny. A naprawdę były to trzy kobiety, z którymi bywał związany w różnych
okresach swojego życia. Mimo to, jednak całe życie był starym kawalerem. Na
starość zbliżył się do rodziny siostry, sprowadził do siebie jej wnuka i
wnuczkę, którą zaraz wydał dobrze za mąż.
W
swej autobiografii sentymentalny poeta kreuje się z jednej strony na bardzo
cnotliwego i pobożnego szlachcica, jednak widać, że był także człowiekiem
interesu, skrzętnie pomnażającym swoją fortunę. Wyszedł z domu jako niezbyt
zamożny młody człowiek, a pozostawił po sobie mały mająteczek, którego dorobił
się własną ciężką pracą. Interesujące są także jego opowieści o skąpstwie i
nieuczciwości wielkich magnatów. Czekał 13 lat na to, by zapłacono mu za rok
pracy w charakterze guwernera Dominika Radziwiłła! Opiekunowie księcia nie
reagowali na ponaglenia poety, w końcu pieniądze oddał mu sam wychowanek, który
w międzyczasie zdążył już dorosnąć. Nie wiadomo, czy z procentem…
Książka
ta wiele lat czekała na to, bym ją przeczytała. Zaglądałam do niej wielokrotnie,
tym bardziej, że Karpiński należy do tych nielicznych polskich poetów, których
poezję cenię i trochę znam. Ale jakoś tak, wciąż nam, to jest mnie i staremu
Karpińskiemu, było nie po drodze. Aż tu nagle, sama zbliżając się już do
starości, otworzyłam jego „Historię…” i tak w niej zasmakowałam, że
przeczytałam całość do końca. Cóż, widać, aby czytać takie pamiętniki, trzeba być już
dojrzałym wiekowo człowiekiem.
Pięknie
napisana książka dla ludzi doświadczonych życiowo!
A
tu na przypomnienie najsłynniejszy wiersz Karpińskiego, czyli „Laura i Filon” w
wykonaniu zespołu ludowego „Mazowsze”:
Karpiński,
„Historia mego wieku i ludzi, z którymi żyłem”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa
1987
Bardzo dziękuję za ten post. Wykorzystam go na lekcji o Karpińskim:)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo!
UsuńKarpiński to ciekawa postać!