Translate

wtorek, 28 marca 2017

Maria Dąbrowska, „Noce i dnie”


Przeczytałam „Noce i dnie” Marii Dąbrowskiej! Nie do wiary! W końcu zmęczyłam ten olbrzymi tekst. Razem 1600 stron! Czytałam chyba z miesiąc. W całości jest to ogromna cegła. Moje wydanie z 1968 roku jest pięciotomowe i z boku wygląda tak:


Co mnie przywiodło do tej powieści? Ano, moja wielka miłość do sag rodzinnych i ziemiańskich klimatów. Chciałam także poczytać sobie o Ziemi Dobrzyńskiej, skąd wywodzą się moi przodkowie po kądzieli, a przecież Krępa w „Nocach i dniach” to Płonne w Ziemi Dobrzyńskiej.

Kiedy chodziłam do szkoły w PRL-u, ta powieść była w spisie lektur szkolnych dla klasy III licealnej. Z tym, że nie przerabiano wówczas całości, ale tylko pierwsze trzy tomy i był to słuszny wybór (jak się przekonałam podczas lektury całości). Ponieważ miałam zwyczaj czytania lektur szkolnych przed ich przerabianiem na lekcjach, wiec przeczytałam „Noce i dnie” i to całe, w wieku około 17 lat. O ile pamiętam, nie byłam na lekcjach, kiedy to przerabiano, bo byłam chora, ale przepisałam sobie od koleżanek tematykę zajęć. Była tam: praca, praca i jeszcze raz praca. Do obrzydzenia! A potem byłam ze szkołą w kinie na ich filmowej adaptacji w reżyserii Jerzego Antczaka i film mi się tak średnio spodobał. Barbara była denerwująca strasznie. Tylko pejzaże piękne… 

A później ten film, a raczej już serial, bo Antczak w międzyczasie zrobił wersję telewizyjną, bardzo źle się kojarzył Polakom, bowiem puściła go telewizja w programie pierwszym (i jedynym) w pamiętnym dniu 13 grudnia 1981 roku. Wybuchł stan wojenny, była niedziela i zamiast jakiegoś amerykańskiego filmu, który był na ten dzień zaplanowany, pokazali „Noce i dnie”. I znów ta praca, praca, praca i jęcząca Barbara w wykonaniu Jadwigi Barańskiej, prywatnie żony reżysera Antczaka. Ale co robić? Oglądało się! Później jeszcze raz i dwa razy widziałam ten serial w telewizji, no i też oglądałam z rozpędu, bo z wiekiem jakoś zaczęło mnie to wciągać. 

Ale nadal nie czytałam Dąbrowskiej. Z jej twórczości znałam tylko ze szkoły jakieś opowiadania (praca, praca, praca i Marcin Kozera), potem przejrzałam jej dzienniki, bo to był straszny hit wydawniczy w swoim czasie (praca, praca, praca, masoneria, masoneria i miłość do Ukraińców zabijających polskiego ministra Pierackiego, tak, tak, Dąbrowska pochylała się nad losem ukraińskich morderców siedzących w polskim areszcie!).

Ale w końcu, z powodów wymienionych na początku, sięgnęłam po „Noce i dnie” w całości, bowiem znalazłam je w koszu z makulaturą, to jest ze zbędnymi książkami, które dobrzy ludzie przywożą do mojej biblioteki, jak porządkują mieszkania po przodkach i zostawiają, by sobie ktoś je wziął. 

Wrażenia? 


Tom 1, „Bogumił i Barbara” – genialny!

Zwłaszcza te opisy Krępy/Płonnego mnie uwiodły, jak również początki życia rodzinnego Niechciców. To tu, na początku jest parę zdań na temat pana Toliboskiego, które – dzięki mistrzostwu reżysera Antczaka stały się zaczątkiem jednej z kultowych scen w polskim kinie, czyli „Pan Toliboski i nenufary”. 



Tom 2, „Wieczne zmartwienie” – genialny!



Tom 3. „Miłość” (część pierwsza)  – spokojnie można sobie darować, bowiem jest to opis pobytu na pensji w Kalińcu Agnieszki Niechciców, w duchu przypominający inne powieści o pensjonarkach, jak np. „Klaudyna” Colette. A ja jakoś nie lubię tych szkolnych klimatów, zwyczajnie mnie denerwują. A jak jeszcze do tego miałam z tyłu głowy, że Agnieszka Niechcicówna to sama Maria Dąbrowska w młodości, to zupełnie odechciewało mi się czytać. 





Tom 4. „Miłość” (część druga) – również spokojnie można sobie darować z powyższych powodów. Dorosła Agnieszka, studia za granicą, socjalizm i Marcin Śniadowski (czytaj socjalista Marian Dąbrowski). I znowu Agnieszka, Agnieszka i Agnieszka… W jej wykonaniu są w powieści ostre ataki na polską tradycję, polskie ziemiaństwo, Kościół katolicki i do tego pochwała masonerii, która ma być zamiast Kościoła. Tak to widzi Agnieszka, czytaj sama Dąbrowska.  Czasem coś tam o starych Niechcicach i to znowu można spokojnie poczytać. Gdzieś tam, w tomie trzecim czy czwartym są opisane zdrady Bogumiła, czyli platoniczny romans z Ksawerą Woynarowską i mniej platoniczny ze służącą Felicją. Smakowite są zwłaszcza opisy uczuć starego, przeszło pięćdziesięcioletniego dziada wahającego się, czy skonsumować młodziutką Ksawunię czy też nie! Warto przekartkować tom trzeci czy czwarty i to przeczytać. 

Tom 5. „Wiatr w oczy” – i znowu jest genialnie. Agnieszka na szczęście wyjechała za granicę i nie bruździ ze swoimi poglądami politycznymi. I znowu jesteśmy w Serbinowie, płyną noce i dnie spokojnie aż do wybuchu I wojny światowej. 

A niektórzy, co nie czytali chyba tej powieści, myślą, że to pochwała tradycji, ziemiaństwa, religii i rodziny. Spotkałam nawet pochwalne peany na cześć „Nocy i dni” na stronach katolickich. To oni chyba tego nie czytali, film też oglądali niedokładnie. Naiwni, oj naiwni! Przecież ta malutka, wyglądająca jak gnom, Dąbrowska ze swoją fryzurą na pieczarkę i swoimi  lewicowymi pogląda śmiało mogłaby dzisiaj startować w konkursie o pierwsze pióro znienawidzonej przez większość Polaków „Gazety Wyborczej”! Z pewnością - głosowałaby na PO , zwalczała PiS i chodziła w marszach KOD. Taka jest prawda. Tylko ten, kto nie zna jej tekstów, może uznać, że głosiła ona pochwałę polskiego domu i polskiej rodziny. A guzik prawda! 

Ale, z drugiej strony, teraz po latach widzę, że film „Noce i dnie” naprawdę był dobry i warto do niego wracać. Chociaż… jego główną wadą jest to, że aktorzy są tam za starzy. W porównaniu z powieścią wszyscy są za starzy. Może warto pomyśleć o nowej adaptacji, minęło już wszak przeszło czterdzieści lat od tamtej? 

Na koniec jeszcze zdradzę, że kto może, to odcina kupony od tej powieści. W Płonnem na Ziemi Dobrzyńskiej odbywają się np. plenery malarskie pt „Barwy „Nocy i dni”” a także warsztaty taneczne „Walc z „Nocy i dni”” oraz strojenia kapeluszy pod hasłem „Kapelusze Barbary”. Zaś produktem lokalnym wioski są „przetwory Barbary” i zabawki prababci, to jest szmaciane laleczki. Można tam również zawitać na ucztę ziemiańską, na której podawane są nalewki Bogumiła, rogaliki Barbary, legumina dziedzica i szarlotka Fryderyka (Chopina, bo również bywał w okolicy).
Czego to ludzie nie wymyślą?! ;)))

Dąbrowska Maria, „Noce i dnie”, wyd. Czytelnik, Warszawa 1968
„Noce i dnie”, Polska 1975, reż. Jerzy Antczak