Tak
to jest: coś się kończy, coś się zaczyna. A nieraz nie ma co ciągnąć starych
spraw, trzeba umieć powiedzieć STOP w odpowiednim momencie.
Powiem
Wam, że straciłam serce do tego bloga. Już więcej nie chce mi się tutaj pisać.
Myślałam, że to przez ten straszny upał, że jak się zrobi chłodniej, to mi się
zachce, ale nie. Nie chce mi się dalej i koniec! Chyba już tu więcej nic nie
napiszę. Wypaliło się, czy co? A blogowanie to MUSI być przyjemność! Nie można
tego robić z obowiązku.
Kiedy
parę lat temu zakładałam tego bloga (już któregoś z kolei, ha, ha!) to
traktowałam to jako zabawę. To miało być ot, takie tam sobie pisanie z nudów o
przeczytanych książkach, przeważnie rano i przeważnie o książkach, które
właśnie przeczytałam w nocy lub wieczorem. Założyłam wtedy sobie konto Google,
bo tego wymagał Blogger. Żeby było śmieszniej, zarejestrowałam się tam jako
Maria Orzeszkowa, takie skrzyżowanie Marii Konopnickiej z Elizą Orzeszkową. Do
tego była jeszcze Mery Orzeszko, coś w rodzaju polskiej Pippi Langstrumpf, mała
ruda wariatka do kwadratu ;)))
Właśnie
tak pisana: Mery, a nie Mary. Jak ją czasem ponosiło, to Mery szalała sobie na
tym blogu, a jeszcze bardziej na FB. Z ilu grup na fejsie ją wyrzucono za niesubordynację,
to jeden Pan Bóg tylko wie! Mery potrafi być bardzo niesforna.
Mery:
Ale to było dawno! W międzyczasie Alicja Łukawska napisała książkę i zaczęła ją
promować na tym blogu. I w ogóle Alicja zaczęła się tu panoszyć i pisać o
różnych swoich sprawach, a ja jej łaskawie zezwalałam na to, bo jestem dobra i wyrozumiała dziewczyna. Ale z
czasem ta promocja czegoś innego w mojej własnej przestrzeni zaczęła mnie strasznie
wkurzać. Na blogu coraz mniej było Mery, a coraz więcej Alicji.
-
Tak nie może być! – stwierdziłam w końcu. – Tam u góry co innego jest napisane!
To jest w końcu „Archiwum Mery Orzeszko” a nie „Archiwum Alicji Łukawskiej”. Skoro
Alicji tak zależy na własnej promocji, to niech się wynosi gdzie indziej! Może
sobie też założyć bloga, albo stronę autorską! Konto Google też niech sobie
założy na siebie, a nie wysługuje się mną!
Alicja:
No tak! – przytaknęłam. – Biję się w piersi! To prawda. Mery ma świętą rację.
To jest jej blog, a nie mój – pomyślałam sobie. – Ale mimo wszystko, zrobiło mi
się jakoś smutno. Wiedziałam jednak, że już pora, aby się rozstać. Niech każda
idzie w swoją stronę: Mery w jedną, Alicja w drugą. I każda niech pracuje na własny rachunek!
To
po pierwsze…
A
po drugie…
Teraz
mówię ja, Alicja, a nie Mery :)))
Sytuacja na dziś jest taka, że pomysłów
mam wiele, pracy w związku z tym też. Leżą koło mnie całe stosy książek do
przeczytania i przerobienia. Zbieram materiały, robię notatki, być może z tego
coś powstanie? Wiem na pewno, że chciałabym napisać jeszcze jedną książkę o
Kresach (komplementarną do „Duchów Kresów Wschodnich”, nawet już wymyśliłam
okładkę). Mam też pomysł na sensacyjną fabułę wojenną, z tym, że zebranie
materiałów będzie wymagało paru wyjazdów. Na szczęście nie będą to wyjazdy dalekie, więc
wystarczy mi zaprzyjaźniony taksówkarz z Malborka, z którym pojeżdżę trochę tu
i tam po okolicy. Bo to będzie historia lokalna. Najlepiej chyba pisać o tym,
co się zna i co się widziało, prawda? Interesuje mnie miejsce, w którym
mieszkam i może jeszcze parę małych miasteczek w sąsiedztwie. Tu się działy
bardzo ciekawe rzeczy w czasie II wojny światowej! Polacy, Niemcy, Rosjanie…! Oj,
działo się tutaj!
Prócz
tego piszę jeszcze artykuły o zjawiskach paranormalnych dla miesięcznika
„Czwarty Wymiar” (na przykład w najnowszym numerze, wrześniowym, ukazał się mój
tekst „Paryska wróżka”, o pannie Lenormand, jakby kogoś to interesowało).
No
i tak!
W
tej sytuacji naprawdę nie mam już kiedy pisać o tym, co przeczytałam dla
przyjemności. Ba, nawet nie mam czasu o tym pomyśleć, bo mam teraz głowę zajętą
czym innym. W ogóle – dla przyjemności to czytam nieraz takie odmóżdżacze, że
byście się zdziwili. A ja się nie przyznam :)))
W
tej sytuacji ustaliłyśmy z Mery Orzeszko, że ona stąd się wyprowadzi za
porozumieniem stron. Właśnie jest na wypowiedzeniu. Trudno powiedzieć, ile ono
potrwa, bo Mery ma także niewykorzystane urlopy za cztery lata. Myślimy, że
może do końca roku, a może do początku następnego? Jakoś tak! W każdym razie
blog będzie wisiał w sieci do końca roku 2018. Tak ustaliłyśmy.
Jeśli
chodzi zaś o archiwum bloga…
Cóż,
myślałam nad tym.
I
wiecie co? Bardzo nie lubię porzuconych blogów. Są tak smutne jak opuszczone
domy. Brakuje w nich życia. Pamiętam, jak wiele razy natrafiałam na różne porzucone blogi książkowe. Nieraz
wchodziłam tam w poszukiwaniu opinii o jakieś książce, którą właśnie
przeczytałam. Chciałam nieraz napisać komentarz, ale patrzę, że ten blog nie
żyje od paru lat. To po co komentować? W każdym razie nie mam zamiaru trzymać w
sieci takiego nieświeżego truposza.
Ale,
ponieważ doszły do mnie głosy, że ludzi interesują niektóre moje teksty, więc
ja te teksty (zwłaszcza kresowe i o Rosji) zapiszę na osobnych plikach w
Wordzie, które mogę udostępniać chętnym. Na pewno przekażę je koleżankom z
bloga kresowego „Kresy zaklęte w książkach” oraz redaktorowi naczelnemu Kresowego
Serwisu Informacyjnego, panu Bogusławowi Szarwille. Jakby ktoś jeszcze był
chętny, to proszę dać znać! Wyślę mejlem.
No,
właśnie, blog kresowy!
Dziewczyny
(Beata, Iwona i Magda), nie macie pojęcia, jaka jestem Wam wdzięczna, że go
założyłyście! Myślę, że to właśnie dzięki uczestnictwu w tym zbiorowym przedsięwzięciu
zabrałam się za pisanie książek o Kresach. Jestem Wam niewymownie wdzięczna!
Zainspirowałyście mnie do pracy! Dzięki Wam znalazłam "swój" temat!
Poza
tym, jestem wdzięczna wielu ciekawym osobom, jakie poznałam dzięki tym paru latom blogowania. Dziękuję Wam
za mile spędzony czas, ciekawe pogawędki na fejsiku, a także za rozmaite pobudzające burze intelektualne. Nie
wiem, czy wszystkich tu wymienię, ale na pewno zachowam we wdzięcznej pamięci
takie osoby jak: Beatę, Małgosię i Natalię z Krakowa, Magdę Jastrzębską ze
Śląska, Bognę z Podkarpacia, Iwonę z Moskwy, Nadię z Alabamy, Izabelę z Zamojskiego, Dawida z Doniecka, Serża z Odessy oraz Agnieszkę Zielińską. Uwielbiam Was wszystkich! Mam
zresztą z Wami kontakt na fejsiku, więc nadal będziemy czasem plotkować o
różnych rzeczach.
Jeszcze
o fejsiku…
Wieść
gminna niesie, że dyskusje o książkach przeniosły się na Facebooka. W ogóle,
wszystko pomału przenosi się na Facebooka…
Ja
też tam jestem, jakby ktoś mnie szukał i chciał ze mną jakiś kontakt. To znaczy
na razie jeszcze jestem, bo fejs robi się coraz bardziej politycznie poprawny i
nie wiem, czy za jakiś nie trzeba będzie zmykać stamtąd. Wolność wypowiedzi
zanika, fejs „znika” moje posty coraz częściej, a ja się boję, bym w końcu do
pierdla nie trafiła za moje poglądy. Jakby co, to poproszę smalec, jabłka i
cebulę, a także coś do czytania, by mi się nie nudziło.
No,
to już kończę!
Pozdrawiam
Was wszystkich bardzo serdecznie!
Źródło
ilustracji:
Wikipedia,
File:Józef Mehoffer, Dziwny ogród.jpg, File:Józef
Mehoffer - Słońce majowe.jpg oraz moje archiwum osobiste