„Dziewczyny
z Syberii” Anny Herbich to dziesięć historii polskich dziewcząt, które w czasie
II wojny światowej trafiły na Syberię i szczęśliwie udało im się przeżyć ten
pobyt. Część z nich została wywieziona w ramach masowych wywózek ludności
polskiej, które były prowadzone w okresie od lutego 1940 do czerwca 1941 (w tym
czasie były cztery wielkie deportacje Polaków, wywieziono w ich ramach kilkaset
tysięcy ludzi). Zaś część bohaterek została aresztowana i skazana na pobyt w
łagrach na dalekiej północy za nielegalną działalność w polskich organizacjach
konspiracyjnych, głównie w AK. Większość przedstawionych tu pań pochodzi z Kresów,
jedna tylko zawędrowała do Lwowa, gdzie została aresztowana, aż z Poznania (we
wrześniu 1939 roku uciekła stamtąd przed Niemcami).
Kto bierze do ręki tę
książkę i liczy na opowieść o typowych polskich losach, będzie mocno zawiedziony,
gdyż wybór bohaterek jest mało reprezentatywny. Autorka przedstawiła wyłącznie
dziewczęta wywodzące się z najwyższych przedwojennych klas społecznych
(szlachcianki z zamożnych ziemiańskich domów albo córki przedwojennych oficerów
i biznesmenów, same wyższe sfery). Jest wśród nich Janina Kwiatkowska z domu
Szrodecka z Białostocczyzny, której babcia była córką księcia Karola
Giedrroycia, Alina Chodkowska z domu Vincenz, siostrzenica pisarza Stanisława
Vincenza i córka naftowego magnata z Kołomyi, Danuta Kamieniecka z domu
Waszczuk, córka kapitana z twierdzy w Brześciu, Natalia Zarzycka z domu Odyńska,
córka ziemianina spod Białowieży, Danuta Hewanicka z domu Zagrajska, córka
wysoko postawionego wojskowego , Grażyna Jonktajtys-Luba, córka burmistrza
Augustowa i Zdzisława Wójcik, córka profesora Uniwersytetu Poznańskiego.
No, niestety, w tej
opowieści o losach kobiet na kresach wschodnich zabrakło mi „normalnych” polskich
dziewcząt, choćby córek polskich osadników z kresów wschodnich, które
szczególnie doświadczyły ciężkiego losu łagrów i wywózek. A gdzie córki
kresowej szlachty zagrodowej? Córki urzędników? Córki niższych wojskowych,
które na kresach wychowywały się w domach bez służby? Jedyną „normalną” osobą,
nie pochodzącą z wyższych sfer, wydaje się Weronika Sebastianowicz z domu
Oleszkiewicz, siostra partyzanta Antoniego Oleszkiewicza, pseudonim „Iwan”,
która do dzisiaj mieszka na Białorusi, na ziemi swych ojców, i toczy boje z
władzami o upamiętnienie tam tzw. Żołnierzy Wyklętych.
Brak reprezentatywności
to pierwsza wada tej książki, która rzuciła mi się w oczy. Wadą drugą, i – moim
zdaniem - podstawową, jest sformatowanie wszystkich opowiedzianych historii na
jedną modłę. Zostały napisane według jednego schematu: na początku najbardziej
dramatyczna wiadomość, jakieś traumatyczne przeżycie (jedna została w łagrze
przegrana w karty, inna wyszła za mąż itd.), a dopiero potem mamy życiorys
bohaterki w układzie chronologicznym. Opowieści są napisane w pierwszej osobie.
Autorka daje mówić swoim bohaterkom, ale do tego stopnia ujednoliciła ich
język, że wszystkie wyrażają się identycznie, przez co ginie cała
indywidualność.
No, pani Autorko
kochana, gdzie się pani uczyła pisać reportaże? To, co pani przedstawiła,
przypomina banalne historyjki do poczytania, jakie można było kiedyś spotkać w
ekskluzywnych babskich pismach drukowanych na błyszczącym papierze, typu „Twój
Styl” czy „Pani”! Piszę kiedyś, bo aktualnie babskich pism w ogóle nie biorę do
ręki.
Przypomina mi się, że
podobnie sformatowanym stylem były pisane historyjki o komunistycznych
bohaterach, które sama czytałam w szkole podstawowej jako lekturę (ot, choćby
„O człowieku, który się kulom nie kłaniał” Janiny Broniewskiej, żony
Władysława). W sensie stylistyki „Dziewczyny z Syberii” niebezpiecznie zbliżają
się do tamtej, zapomnianej już powiastki o generale Karolu Świerczewskim,
pseudonim Walter. A nie o to przecież chodziło, młoda Autorko? Ale cóż, widać
takie są wymogi pisania prostych i naiwnych historyjek „ad usum delphini”,
czyli na użytek gimbazy, mówiąc współczesnym językiem. Albowiem targetem, czyli
klientem, który ma sięgnąć po taką książkę, nie jest czytelnik wybredny i
oblatany w temacie, ale ktoś początkujący, zapewne dzieci i młodzież, które
mają w ten sposób poznawać historię.
Z trudem wielkim
brnęłam przez te opowiastki, wyprane z jakiejkolwiek indywidualności i całkowicie
pozbawione emocji. A podczas czytania przypominałam sobie w myślach listę
popularnych książek o dwudziestowiecznych wywózkach Polaków na Syberię, które
warto przeczytać.
Oto ta lista:
1.
Auderska
Halina, „Ptasi gościniec” (powieść o Polakach z Polesia wywiezionych na
Syberię, pierwszy tekst na ten temat w historii literatury polskiej)
2. Bhattacharjee Anuradha, „Druga
ojczyzna. Polskie dzieci tułacze w Indiach” (książka naukowa, historyczna, o
polskich dzieciach z Syberii i dobrym indyjskim maharadży)
3. Bystrzycki Przemysław, „Wiatr
Kuszmurunu” (o Polakach wywiezionych z Przemyśla)
4. Domino Zbigniew, „Syberiada polska”
(autor tej powieści był wprawdzie w KBW i wiele można mu zarzucić, ale jego książka
o polskich osadnikach z Wołynia wywiezionych na Sybir to arcydzieło literatury
w porównaniu z „Dziewczynami z Syberii”)
5. Gross Jan Tomasz, Grudzińska-Gross
Irena, „W czterdziestym nas matko, na Sibir zesłali”
6. Jonkajtis-Luba Grażyna, „…was na to
zdies’ priwiezli, sztob wy podochli. Kazachstan 1940-1946” (autorka tej książki
jest jedną z bohaterek „Dziewczyn z Syberii”, napisała ją i wydała pod
pseudonimem w paryskiej Kulturze jeszcze w czasach komuny)
7. Michalska Franczeska, „Cała radość
życia. Na Wołyniu, w Kazachstanie, w Polsce. Wspomnienia”
8. „My deportowani. Wspomnienia
Polaków z więzień, łagrów i zsyłek” (antologia tekstów na temat zsyłek i
wywózek najlepszych polskich autorów: Józefa Czapskiego, Gustawa
Herlinga-Grudzińskiego, Anatola Krakowieckiego, Jana Kazimierza Umiastowskiego,
Beaty Obertyńskiej)
9. Obertyńska Beata, „W domu niewoli”
(Polka wywieziona ze Lwowa)
10. Ordonówna Hanka, „Tułacze dzieci”
11. Rybałtowska Barbara, „Bez
pożegnania”, „Szkoła pod baobabem” i dalsze części sagi o losach matki i córki,
(autobiograficzna powieść o polskich dzieciach wywiezionych na Syberię, a potem
do Afryki)
12. Wańkowicz Melchior, „Dzieje rodziny
Korzeniewskich”
13. Ziółkowska Aleksandra, „Lepszy
dzień nie przyszedł już”
Aaa, zapomniałabym…
Irytowała mnie w tej książce także okładka, z tą uróżowaną laleczką z tapetą na twarzy i w chuścinie na głowie, która ma udawać
biedną polską dziewczynę na zesłaniu. Ach, ten target, ta współczesna pogoń za
klientem… To już nie było autentycznych zdjęć do wykorzystania?