Tak,
przyznaję się! Czasami czytam po nocach odmóżdżające romanse albo melodramaty.
I nawet mi się podobają. Tak mi się
zrobiło na starość, jak skończyłam 50 lat. Wcześniej romanse i flirty istniały
dla mnie tylko w prawdziwym życiu, a czytanie o nich nudziło mnie okrutnie. Zamiast
nich wolałam pochłaniać trzymające w napięciu kryminały, thrillery oraz
powieści o duchach i wampirach. A teraz, skoro już pomału zbliżam się do 60., przyszła pora na melodramaty, ulubione
czytelnicze danie starszych pań. Jeszcze trochę, a ufarbuję swoje siwe włosy na
niebiesko albo na fioletowo i wymienię swoją garderobą na różową!
O
czym jest ta powieść? Fabuła jest dość banalna: Wielka Brytania, młoda, bezrobotna,
niewykształcona i w ogóle niezbyt mądra dziewczyna z klasy niższej zatrudnia
się na czas określony jako opiekunka i dama do towarzystwa sparaliżowanego od
głowy w dół młodzieńca z wyższej klasy średniej, który źle znosi swoją chorobę i chce poddać się
eutanazji w szwajcarskiej klinice, gdzie można to zrobić legalnie. Rodzina
wybłagała, by wstrzymał się z tym jeszcze pół roku. W tym czasie może wróci mu
chęć do życia?
Młodzieniec
ma wszystko, o czym nasz polski niepełnosprawny może tylko pomarzyć:
przystosowane pomieszczenie na parterze w rodowej rezydencji, ekstra wózek,
ekstra samochód z wysuwaną rampą, osobistego pielęgniarza, nieograniczone
zasoby finansowe (familia jest bogata, a i on też przed wypadkiem pracował jako
prawnik czy też biznesmen w londyńskim City), prywatnych lekarzy i prywatny
szpital na skinięcie palcem. Jego problemem jest to, że zupełnie nie radzi
sobie psychicznie z zaistniałą sytuacją, ma strasznego doła i nie chce już
dłużej żyć, bo wcześniej zarabiał kasę, jeździł sobie po świecie i uprawiał
ekstremalne sporty. Śmiać mi się chciało, kiedy czytałam o problemach
sparaliżowanego angielskiego japiszona. Spróbowałby żyć bez tych swoich
pieniędzy i borykać się z polskimi instytucjami takimi jak ZUS, PFRON, NFZ itd.
Uznałam, że w dupie się chłopakowi poprzewracało z tego dobrobytu! Przypomniał
mi się słynny Janusz Świtaj, sparaliżowany Polak, który też chciał kiedyś
popełnić samobójstwo (eutanazję), ale cała Polska, poruszona jego przypadkiem
omawianym w mediach, kibicowała mu, a potem, zdaje się, pomogła mu fundacja
Anny Dymnej i Świtaj odżył. Wyguglujcie sobie!
A
ten rozkapryszony Anglik marudzi, że mu źle, że nie chce żyć i tak dalej…
Biedna nasza bohaterka stara się jak może, by go rozerwać, a on nic. W końcu
następuje to, co nieuniknione: nieustanna bliskość powoduje, że zakochują się w sobie, no i… Eee, końca Wam nie
zdradzę, rozwiązanie całości jest dosłownie na ostatnich stronnicach,
poczytajcie sobie sami, jak macie ochotę!
Skoro
tak narzekam, po co to czytałam? Co tam czytałam! Połknęłam całość w dwie, może
trzy noce! Czytałam, no bo to jest dobrze napisane! Po prostu tyle! Bardzo
trudny współczesny temat eutanazji został podany czytelnikowi w interesującej formie.
Autorka świetnie oddała życie codzienne angielskiej klasy niższej (klimaty jak
z słynnego serialu o pani Bukietowej) i pokazała od wewnątrz zwyczajną, prostą
dziewczynę skonfrontowaną z brytyjskimi arystokratami. Nawet socjolodzy to
potwierdzają, że dawny system klasowy w Wielkiej Brytanii ma się dobrze, a może
nawet jeszcze lepiej. Jedni czytają książki, a drudzy „Sun” (brytyjski
odpowiednik „Faktu”), gdzie jest więcej obrazków niż tekstu. Jedni chodzą na
koncerty muzyki klasycznej, a drudzy tylko rozrywkowej. Jedni oglądają
zagraniczne filmy z napisami, dla drugich jest niepojęte, by na raz oglądać
film i czytać napisy. Nasza bohaterka ogląda taki film po raz pierwszy ze swoim
podopiecznym, a ma wtedy 27 lat.
Jojo
Moyes zapewniła sukces swej powieści, sięgając do starych, może trochę
wytartych, ale wciąż żywych literackich archetypów. I tak – niedouczona
bohaterka (i narratorka jednocześnie) to kolejna kopia nieśmiertelnej sierotki Jane Eyre
z domieszką Mary Lennox („Tajemniczy ogród” się kłania), zaś sparaliżowany japiszon
to skrzyżowanie dumnego pana Rochestera z chorym Colinem z „Tajemniczego ogrodu”. W
wersji filmowej, która jest dużo słabsza od książki, główna bohaterka
przypomina wizualnie Dorotkę z filmu „Czarnoksiężnik z krainy Oz”. Są jeszcze
nawiązania do słynnej „Love story” (wersja powieściowa i filmowa), gdzie główna
boharka umiera na raka, jak również innych, niezliczonych melodramatycznych
wyciskaczy łez. Jest tu jeszcze wątek Pigmaliona (G. B. Shaw) i jego licznych
wariacji. Są też użyte dawne motywy epikurejskie („ciesz się chwilą!”), ale nad
wszystkim wisi stare „memento mori”.
Miłość
i śmierć! Rozpisane na wiele stron! Czegóż chcieć więcej, by powstał
bestseller? Zwłaszcza, jak się umie pisać. A ta autorka pisać potrafi, czego
dowodzi fakt, iż aż dwa razy została laureatką nagrody dla najlepszej powieści
romantycznej roku (Romantic Novel of the
Year Award) za swoje wcześniejsze powieści. A nie jest łatwo dostać taką
nagrodę, bowiem w angielskim kręgu językowym powieści romantyczne pisane są
dosłownie na tony! Konkurencja jest ogromna. Większość tej produkcji to,
oczywiście, chłam, ale zdarzają się perełki. Takie jak ta powieść!
Moyes
Jojo, „Zanim się pojawiłeś”, tłum. Dominika Cieśla-Szymańska, wyd. Świat
Książki/Fakt, Warszawa 2016
A tu zwiastun filmu:
A tu zwiastun filmu: