Translate

piątek, 3 kwietnia 2015

Jurij Łotman, „Rosja i znaki. Kultura szlachecka w wieku XVIII i na początku XIX”


„Rosja i znaki” Jurija Łotmana to wspaniała gawęda o dawnej Rosji. Rozpoczyna się na początku XVII wieku, w czasie panowania Piotra I i dochodzi do początku XIX wieku, kiedy na tronie Rosji zasiada Aleksander I. Czytamy o życiu codziennym i kulturze rosyjskiej szlachty, o stopniach służbowych, jakimi obdarzał ją car, o sytuacji kobiet na przełomie wieków XVIII i XIX, o balach, swatach, małżeństwach i rozwodach, o rosyjskich dandysach, grze w karty, pojedynkach i śmierci. Poznajemy ważnych dla Rosji ludzi z czasów Piotra I i Katarzyny Wielkiej, bohaterów czasów wojen napoleońskich oraz dekabrystów. 

Książka ta wyrosła z tradycji ustnej, bo złożyły się na nią zapisy występów Jurija Łotmana przed kamerami telewizji. Na przełomie lat 80. i 90. Łotman opowiadał w radzieckiej jeszcze telewizji o życiu i systemie wartości dawnej rosyjskiej szlachty. 

Przyznam się, że początkowo podchodziłam do tej pracy jak pies do jeża, bo nazwisko Łotmana kojarzyło mi się dotychczas z radzieckim strukturalizmem i szkołą semiotyki w Tartu. Semiotyka (inaczej ogólna teoria znaków) to dziedzina językoznawstwa i postrach studentów kierunków humanistycznych. Spodziewałam się więc ciężkiej „cegły” naukowej. I – jakie miłe zaskoczenie! Łotman korzysta oczywiście z semiotyki, przedstawia świat znaków i gestów dawnej Rosji, ale czyni to w bardzo przystępny i atrakcyjny sposób. Książka jest bogato ilustrowana, a rozsiane w niej obrazki pozwalają jeszcze lepiej zrozumieć wykład autora. Zdaniem semiotyków, do zrozumienia człowieka z dawnych epok potrzebne jest zrozumienie tego, jaki świat go otaczał, jakimi przedmiotami się posługiwał, jaki miał ubiór, obowiązki służbowe itd. Ważne jest nawet to, jak leżał w ręce specjalny pistolet do pojedynków. Okazuje się, że pistolet taki bardzo dobrze układał się w ręce…  

Czytając Łotmana, zrozumiałam także różnicę pomiędzy szlachtą polską a rosyjską. Nasza szlachta powstała w sposób, można rzec, naturalny, wyrosła z tradycji średniowiecznego rycerstwa i tak sobie rosła i rosła w siłę i zdobycze demokracji, że w pewnym momencie przerosła samego króla. Szlachta polska miała ogromne przywileje, sama wybierała króla i władca musiał liczyć się z jej zdaniem. Popularne było hasło „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”.  W XVIII wieku aż 10 procent ludności Polski to była szlachta. Do dzisiaj tradycje szlacheckie są w Polsce bardzo żywe, bo skoro te 10 procent szlachty się rozmnożyło, to wskutek tego bardzo liczny procent obecnej ludności Polski ma szlacheckie korzenie. Kultura szlachecka jest dla nas tak ważna i tak atrakcyjna, że prawie każdy Polak, nawet ten pochodzenia chłopskiego, mentalnie czuje się szlachcicem. 

W Rosji było inaczej. Tam szlachta była w stu procentach zależna od władcy. Rosyjski szlachcic nie znał polskiej demokracji, nie czuł się równy władcy, a już w ogóle nie przychodziło mu do głowy, by wynosić się ponad cara. Szlachcic zobowiązany do pracy na rzecz państwa (w wojsku, w urzędzie, na dworze), miał wprawdzie majątek ziemski, ale spędzał tam niewiele czasu, głównie jak czymś podpadł. Większość czasu przebywał w stolicy. Szlachcic rosyjski był bardziej dworzaninem („dwarianinem”) niż szlacheckim „sobiepanem” jak w Polsce. Z historycznego punktu widzenia wygląda to tak, że szlachcic rosyjski był posłuszny władcy przez cały wiek XVII i XVIII, buntować zaczął się dopiero w wieku XIX. Jako pierwsi zbuntowali się dekabryści, a ponieważ ich bunt jawny, więc ponieśli surową karę za swoje wolnomyślicielstwo. 

Kapitalna lektura, z pewnością będę do niej wracać!   

Łotman Jurij, „Rosja i znaki. Kultura szlachecka w wieku XVIII i na początku XIX”, tłum. Bogusław Żyłko, Wyd. słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2010


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz