W tej książce znajdziemy zupełnie
nowe spojrzenie na postać poetki Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Jest to
spojrzenie bez lukru i hagiografii typowej dla pióra jej siostry Magdaleny
Samozwaniec.
Córkę Wojciecha Kossaka, Marię
Pawlikowską-Jasnorzewską, zwaną też Lilką, znamy głównie z biograficznych
opowieści jej siostry zawartych w tomach „Zalotnica niebieska” oraz „Maria i
Magdalena”. Wyłania się z nich piękna, eteryczna kobieta, prawie anioł z urody
i charakteru, obdarzona niezwykłymi talentami (literackim i plastycznym),
uwielbiana przez rodzinę i otoczona rojem adoratorów. Magdalena przedstawia ją
jako jedną z największych, a kto wie, czy nie największą poetkę swojego
pokolenia, z która nikt i nic równać się nie może.
Magdalena z pewnością miała jak
najlepsze intencje, pisząc w taki sposób o swej starszej siostrze i całej
rodzinie Kossaków (Tatko Wojciech wspaniały, Matka Maniusia – piękna, dobra,
wręcz cudowna i tak dalej). Jednak – z drugiej strony – stworzyła w ten sposób
pewien wzorzec pisania o Kossakach, którego do tej pory nikt nie odważył się
złamać.
I w tym momencie nadeszła pora
na Arael Zurli!
Od razu mówię: nie wiem, kto
kryje się pod tym pseudonimem. Nie wiem nawet, czy to kobieta, czy też
mężczyzna. Mam już pewne podejrzenia, ale o tym potem.
W każdym razie – Arael Zurli
wziął się/wzięła ostro za eteryczną Lilkę. Widać, że autor zwyczajnie jej nie
lubi, jednak z pewnością nie rzuca słów na wiatr. Wszystkie sądy i opinię
Araela Zurli na temat Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej mają twarde umocowanie w
dokumentach. „Bagienna niezapominajka” napisana jest na podstawie listów
wymienianych przez członków rodziny Kossaków, wspomnień różnych osób, które
znały Lilkę, a także jej własnych notatkach, które czyniła pod koniec życia.
Arael Zurli przyjrzał się/przyjrzała Lilce z nietypowej strony, czyli od strony
sakiewki. To może być nowy nurt w biografistyce, pisać na temat „artysta i
pieniądze”. Bo „artysta w łóżku” to już banalne i oklepane…
Jaka Lilka wyłania się z tych
papierów? Cóż, zupełnie inna niż w „Zalotnicy niebieskiej” czy „Marii i
Magdalenie”. Aż przykro mi o tym pisać,
ale cóż, Lilka sama się podłożyła. A więc – według wyżej wspomnianych dokumentów
nie była to eteryczna i zwiewna poeta, a jeśli była zwiewna, to dlatego, że
drapowała się w chusty i szale, które miały ukryć jej garb. Czyli brutalnie
mówiąc – była garbata. Do tego tak niska, że Wojciech Kossak musiał podkładać
zupełnie dorosłej kobiecie poduszki pod tyłek, bo tylko głowa wystawała jej
ponad stół przy jedzeniu przy gościach. Prócz tego - wiecznie marudząca,
jęcząca i rozczulająca się nad sobą. Złośliwa wobec ludzi. Straszliwa
bałaganiara (to było także cechą jej siostry Madzi, o czym pisze wielu
świadków, w tym jej drugi mąż Zygmunt Niewidowski), po której zawsze sprzątała
służąca albo mąż. Potwornie rozrzutna i do tego pazerna. To też, jak się zdaje,
było typowe dla Madzi, bo – teraz uwaga! – stojący już nad grobem Wojciech
Kossak, w wieku 80. lat płacił bardzo wysoką miesięczną pensję dorosłym już
córkom. Do tego kupował im drogie prezenty, jak futra i biżuterię. Naciągały go
nieustannie na różne wydatki, choć miały już mężów, a do tego same zarabiały
pieniądze swoim pisaniem. Tak było do początku II wojny światowej, kiedy Lilka
i Madzia miały już około 50. lat. Wojciech narzekał na rozrzutność córek w
listach do żony, ale cóż, kiedy trzeba było kasy, to brał zamówienia i trzaskał
portreciki znajomych oraz ułanów z dziewczyną dla patriotów na ścianę.
Kiedy ojca nie stało, Lilka
wyłudzała kasę od męża, czyli Stefana Jasnorzewskiego, zwanego przez Kossaków
Lotkiem. Lotek zdradzał Lilkę z kim popadnie, ale z drugiej strony kochał ją
nieprzytomnie i nawet na emigracji w Anglii odejmował sobie od ust, by tylko
ona mogła kupić sobie nowy ciuszek. Lilka do ubrań stosunek miała taki, że nie
lubiła zakładać na siebie tego, co nosiła wcześniej, wciąż potrzebowała nowych
i nowych sukien, butów, pończoch, futer i tak dalej.
A właśnie – wojna! Arael Zurli
pisze głównie o tym okresie życia Lilki, który nie został opisany przez Madzię.
Jak pamiętamy, historia przedstawiona w „Marii i Magdalenie” kończy się pod
koniec sierpnia 1939 roku, kiedy cała rodzina Kossaków spędza wakacje w
Juracie, a na wieść o zbliżającej się wojnie spłoszona Lilka jedzie do męża do
Warszawy. Tak dobrze pamiętam, bo jestem świeżo po lekturze „Marii i
Magdaleny”, którą w ogóle do tej pory czytałam nieskończoną ilość razy. Teraz,
przed przeczytaniem „Bagiennej niezapominajki” także złapałam się za
Samozwaniec.
„Bagienna niezapominajka” to
dalsza historia Lilki. Już po Juracie i po ostatecznym rozstaniu się z rodziną.
Czytamy o jej ucieczce z mężem samochodem przez Zaleszczyki do Rumunii, o
pobycie w domu rumuńskiej tłumaczki wierszy Lilki (poetka opisze ją potem jako
grubą, wścibską babę, której tusza drażniła jej poczucie estetyki), we Francji
i w Anglii, gdzie Lotek pracował jako mechanik na lotnisku, a Lilka mieszkała w
pensjonacie w Blackpool. W tym pensjonacie strasznie się jej nie podobało,
wiemy o tym dobrze, bo wymieniała na ten temat morze listów z mężem. A więc: po
pierwsze drażnili ją rodacy, których nazywała brzydko Polactwem i Polaczkami.
Uważała ich za tępych, głupich i w ogóle za niższy gatunek człowieka niż ona
sama. Drażniło ją to, że Polaczki rodzaju męskiego latają za młodymi Angielkami
i umawiają się z nimi na randki, a ona, piękna poetessa, przyzwyczajona do
hołdów, schnie w samotności. A Polaczki rodzaju żeńskiego są jeszcze gorsze!
Wypowiedzi Lillki o Polakach są tak pełne jadu i żółci, że naprawdę przykro to
czytać.
Pojąć nie mogę, jak to się stało, że
kobieta, która wyrosła w domu dwóch pokoleń malarzy ŻYJĄCYCH Z PATRIOTYZMU, malujących te
Olszynki Grochowskie, te obrony Lwowa, tych dziarskich polskich ułanów na
koniach i bez koni, może ziać taką nienawiścią do całego polskiego rodu. Czy
może zaważyło tutaj to, że ani Lilka ani Madzia nie miały praktycznie żadnego
wykształcenia szkolnego (zorganizowanego), że rodzice trzymali je pod kloszem,
powierzając ich edukację cudzoziemskim bonom, które co najwyżej nauczyły je
mówić po angielsku, francusku i niemiecku, ale niewiele więcej poza tym. Widać,
że w domu Kossaków malowało się te konie i żerowało na patriotycznych uczuciach
Polaków, by im te konie wtrynić, ale nie uczyło się dzieci patriotyzmu. Ani ta cudowna
matka, ani jeszcze bardziej cudowny ojciec tego nie uczynił. Ani babcia, ani
dziadek Juliusz. Cóż, przykre. Jeszcze jedna warstwa lukru spadła z rodziny
Kossaków.
Nieprzyjemne są także uwagi na
temat innych członków rodziny, np. Zofii Kossak-Szczuckiej, którą Lilka w
listach nazywa „Zosia-Szatkosia” (bo jej drugi mąż nazywał się Szatkowski) i
wyraża się o niej w jak najgorszy sposób. W tym zresztą nie była odosobniona,
bo Zofii nie znosił także Wojciech Kossak i też pisał o niej nieprzyjemne rzeczy.
Lilka miała pretensje do Zofii o to m. in., że jej ojciec, czyli Wojciech,
pożyczył dużą kwotę pieniędzy ojcu Zofii, czyli swemu bratu. Był to ładny gest
z jego strony, bo podał rękę uchodźcy z Kresów, który stracił cały majątek w
czasie rewolucji bolszewickiej, jednak później coś tam było z tymi pieniędzmi,
w każdym razie Wojciech chyba nigdy nie doczekał się zwrotu tej sumy. A Lilka
miała o to wielki żal. Między innymi o to, bo jeszcze uważała ją za coś
gorszego od siebie. Pisała np. o Zofii tak:„ja to jedwab, a ona bawełna. I to
przepocona." Albo to: "Niewydarzona kobieta, ma nie biust, ale dwa wory i jest co najgorsze pod wpływem Zosi-Szatkosi tak, że jej głosem czasem gada i jej stylem. Okropne!".
Ale cóż, skoro sam Wojciech Kossak dawał córkom zły przykład. Pisał np. tak: "paskudna ona i niesympatyczna ta Zofia, ale ostatecznie do blasku tego niezwykłego rodu się przyczynia także".
Ale cóż, skoro sam Wojciech Kossak dawał córkom zły przykład. Pisał np. tak: "paskudna ona i niesympatyczna ta Zofia, ale ostatecznie do blasku tego niezwykłego rodu się przyczynia także".
Czyli – mamy II wojnę, Lilka
siedzi w angielskim pensjonacie, pluje na Polaków, ma pretensje do całego
świata, że się starzeje i że nie ma się w co ubrać. Mąż Lotek pisze do niej
listy, w których poucza ją jak należy oszczędzać: że na przykład trzeba gasić
światło, jak się wychodzi z pokoju i że nie wolno brać nowego mydła do mycia,
skoro stare zostawiło się wodzie. Trzeba wyjąć z wody i wysuszyć! Lotek
przebywający na kwaterze wojskowej robi dla Lilki zaprawy w słoikach i inne
przetwory, a nawet cukierki wielosmakowe. Przysyła kasę na nowe suknie i
szlafroki, ona tylko słucha w tym pensjonacie radia, czyta gazety i narzeka na
wszystko, a w końcu po długich męczarniach umiera na raka.
Dobrze się tę książkę czyta, choć nie jest to lektura przyjemna, bo odzierająca poetyczną Lilkę z wszelkich mitów.
Widać, że autor tej biografii nie przepada za Lilką i Kossakami w ogóle, ale
takiego jego prawo. Jak wspomniałam wcześniej, wszystkie mocne zarzuty wobec
Lilki są podparte odpowiednim przypisem lub bibliografią.
Zdradzę, iż umieram z
ciekawości, kim jest Arael Zurli! Mam poważne podejrzenie, że może to być
członek tej rodziny nie lubiący Lilki. Nie jest to z pewnością Rafał Podraza,
powinowaty drugiego męża Madzi, który przedstawia się jako jej cioteczny wnuk, bo
ten pisze o Madzi i Kossakach pod swoim nazwiskiem i bez jadu, raczej w
superlatywach. A tu jest jad. Duuużo jadu. Poszłam tropem tego jadu,
zanurkowałam w sieci i doszukałam się ciekawych, a nawet sensacyjnych rzeczy o
Kossakach, o czym napiszę następnym razem, bo mi się ten wpis już za długi
robi. Ciąg dalszy o Kossakach nastąpi!
Zurli Arael, „Bagienna
niezapominajka. Nieznane życie Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej”, wyd.
Bellona, Warszawa 2015
Zaintrygowałaś mnie. Kontynuację chętnie poznam, a książkę oczywiście biorę pod uwagę...
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Lektura tej książki daje dużo do myślenia, a przynajmniej zmienia tor myślenia o Lilce i o Kossakach w ogóle.
UsuńCiekawie się zapowiada i także jestem ciekawa, kto ukrył się pod pseudonimem. :)
OdpowiedzUsuńMam tylko jedną drobną uwagę. Zofia Kossak była zamężna dwa razy, tak więc Zygmunt Szatkowski był jej drugim (a nie trzecim) mężem.
Oj, pomyliłam się w tych mężach, już poprawiam! Dzięki!
UsuńAutora ukrywającego się pod pseudonimem Arael Zurli warto śledzić, wyczytałam gdzieś, że teraz przygotowuje książkę o Wojciechu Kossaku. Będzie się działo!
Ja jakoś nie jestem zaskoczona, bo trzy lata temu przypomniałam sobie i "Zalotnicę" i "Marię i Magdalenę". Byłam, szczerze mówiąc, zszokowana tym jak Samozwaniec o nich pisze, bo w przeciwieństwie do intencji autorki wyłonił mi się obraz Lilki właśnie takiej jaką prezentuje Zurli Arael - rokapryszonej, leniwej, bezczelnej, chamskiej, niewdzięcznej i złośliwej. A już sposób w jaki traktowały swoich męzów (szczególnie Starzewskigo) jest podły i skandaliczny. I ciekawe dla mnie jest to, że kiedy wcześniej to czytałam byłam obu siostrami oczarowana, patrzyłam ich oczami. No, ciekawa jestem dalszego ciągu. Ostatnio tez przeczytałam wspomnienia męża Magdaleny. Różnie się o nim mówi, ale obraz jaki on przedstawił i opowieści Madzi sa spójne. Magda
OdpowiedzUsuń"Zalotnicę" czytałam wieki temu i już nie bardzo pamiętam. Muszę sobie przypomnieć. Pamiętam, ze w jakiś ksiązkach wspominkowych o rodzinie Kossakow też spotkałam inny obraz Lilki, niż ten "uświęcony".
UsuńZ tego, co wiem, to Arael Zurli to pan, ale raczej nie związany z rodziną Kossaków.
OdpowiedzUsuńWitam Wiedźmę!
UsuńDzięki za info! To już coś! Czyli pan, a nie pani :)
Właśnie czytam "Niezapominajkę . . ", całkowicie zgadzam się z Twoja opinią, wielka szkoda, bo inaczej myślalam o Pawlikowskiej- Jasnorzwskiej i rodzinie Kossakow.
OdpowiedzUsuńNo właśnie ja też. "Maria i Magdalena" Samozwaniec spowodowała, ze w pamięć wbił się całkiem inny obraz rodziny Kossaków, prawda?
UsuńNie czytałam NIezpominajki, ale chyba nie sięgnę. Nigdy u Samozwaniec nie widziałam laurki, raczej tęsknotę za czasami, które nie wrócą. O Lilce pisała z miłością, jak siostra, ale jednoczesnie z pewną dozą złsliwości. Nigdy nie ukrywała materialistycznego stosunku do zycia ani swojego, ani Marii. Wiele razy wspominała o tym, jak obie z siostrą wykorzystywały Tatkę i naciągały na pieniądze...Pisała też, że Lilka uwielbiała być w centrum zaintersowania, o jej sławnych napadach szału, o megalomanii...Niezpominajka Zurli przypomina raczej paszkwil, niż rzetelną biografię.
OdpowiedzUsuńMnie w ogóle interesuje rodzina Kossaków, więc czytam wszystko jak leci na jej temat.
UsuńDodam, że właśnie "na dniach" wyszła biografia Simony Kossak, wnuczki Jerzego, tej, która osiedliła się w Bialowieży.