Translate

niedziela, 12 kwietnia 2015

Jennie Dielemans, „Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym”




Szwedzka dziennikarka opowiada o tym, jak przemysł turystyczny niszczy kolejne kraje będące wakacyjnym celem bogatej klasy próżniaczej z zachodniej Europy. 

Skąd się wzięli turyści? I czym się różni turysta od podróżnika? 

Naturalną jest rzeczą, że człowiek mieszka w jednym miejscu, a przemieszcza się wtedy, kiedy naprawdę musi. Tak było od początku historii świata. Ludzie wędrowali wtedy, kiedy ich stada koni i bydła wyjadły już trawę w jednym miejscu i musieli w ślad za nimi przenieść się na inne pastwisko. Poza tym, podróżowali głównie w celach kupieckich, aby coś kupić gdzieś taniej, potem sprzedać drożej gdzie indziej. Podróżowali, by wytyczać nowe szlaki kupieckie i handlowe. To byli podróżnicy. Ale nie wydawali pieniędzy po to, by bez potrzeby wyjechać z domu. 

O turystach nikt nie słyszał, bo turysta to produkt stosunkowo niedawnych czasów. Turystyka, czyli podróżowanie bez powodu, pojawiła się dopiero w wieku XVIII, kiedy to zaczęło być modne wysyłanie synów za granicę, by „zobaczyli trochę świata”. Turystyka była przywilejem klas wyższych także w XIX wieku, choć już wtedy niejaki Thomas Cook, angielski nauczyciel w szkółce niedzielnej, wpadł na pomysł, aby – w ramach walki z alkoholizmem – wysłać swoich ubogich podopiecznych w podróż pociągiem. Pierwsza masowa wycieczka turystyczna odbyła się w 1841 r. na trasie Leicester – Loughborough. Wzięło w niej udział przeszło 700 absytynentów, który na ten czas zerwali z piciem. Cook wychodził z założenia, że lepiej jak wydadzą trochę kasy na bilet kolejowy niż na wódę. I potem już poszło. Przedsięwzięcie Cooka rozrosło się do gigantycznych rozmiarów, a jego firma stała się legendą. Nawet dzisiaj możesz wybrać się w podróż z biurem turystycznym Cooka. 

W XIX wieku bogaci Anglicy jeździli do pewnych miejsc na wybrzeżach brytyjskich, a potem francuskich. Bardzo ich martwiło, że w ślad za nimi ciągną ich ubożsi rodacy, którzy wraz z biurem Cooka chcieli oglądać to samo. I w ten sposób „lepsze” miejscowości turystyczne przechodziły proces dewaluacji, ergo – stawały się niemodne dla bogatych. 

Wielka eksplozja turystyki nastąpiła w okresie międzywojennym, kiedy to zabrały się za nią światowe reżimy. W niemieckiej III Rzeszy postawiono na turystykę, aby lud niemiecki był zdrowy, wypoczęty i lepiej się rozmnażał w pięknych okolicznościach przyrody. Wykorzystywano przy tym sztandarowe hasło „Kraft durch Freude”, czyli „siła przez radość”, które było zarazem nazwą nazistowskiej organizacji zajmującej się organizowaniem masowych wycieczek turystycznych. To samo było w Związku Radzieckim, gdzie zasłużonych przodowników pracy oraz partii wysyłano do  ośrodków wypoczynkowych i sanatoriów ulokowanych w dawnych rezydencjach rosyjskiej arystokracji, np. na Krymie albo na wybrzeżu Gruzji.

Obecnie w krajach bogatego Zachodu turystyka stała się masowa, a prawo do wypoczynku uchodzi za podstawowe prawo człowieka. Bogaci Europejczycy wygrzewają swoje blade ciała na Wyspach Kanaryjskich, w Hiszpanii, Grecji,  Tajlandii, a także jeżdżą do Wietnamu i Kambodży przyglądać się biednym tubylcom. Na potrzeby przemysłu turystycznego zniszczono olbrzymie obszary dziewiczych plaż na całym świecie, zmuszono rodowitych mieszkańców tropikalnych krajów do bycia służącymi, a nawet prostytutkami dla obcych we własnym kraju (casus Tajlandii), wybudowano im sztuczne pseudoludowe wioski w pobliżu turystycznych centrów, gdzie jedynym obowiązkiem mieszkańców jest żyć, wyglądać kolorowo ale biednie i służyć jako rozrywka dla przybyszów z bogatych państwa Europy. 

Reportaże Jennie Dielemans przypominają historię turystyki, a także przedstawiają ciemną stronę słonecznych pobytów „All inclusive”, pokazując to, czego na ogół wiecznie zalany darmowymi drinkami turysta nawet sobie nie uświadamia. Okazuje się, że stale na nowo powtarza się schemat znany z XIX-wiecznej Anglii. Najpierw jakieś miejsce jest elitarne i dla bogatych, potem zaczynają tam ściągać mniej zamożni, w końcu opanowuje je szukający taniochy plebs turystyczny (backpackersi) i miejsce traci swoje znaczenie. Robi się niemodne. Turyści znikają, a rodowici mieszkańcy zostają  na lodzie, ze zdewastowaną przyrodą i zawyżonymi cenami (autorka o tym nie pisze, ale ceny „pod turystów” znamy także z Polski, gdzie kawałek smażonej ryby nad polskim morzem osiąga w sezonie cenę niedostępną dla zwykłej polskiej rodziny z dziećmi, nie mówiąc już o wyśrubowanych do granic niemożliwości cenach bursztynów w sklepikach przy ulicy Mariackiej w Gdańsku).

Polacy i wyjazdy All inclusive to – w moim mniemaniu - temat na kolejną książkę. Szwedka pisze o kontraście między bogatym Zachodem, a biednymi mieszkańcami krajów tropikalnych. Ciekawe, co by napisała o popularnym ostatnio zjawisku w naszym kraju, gdzie ludzie zapożyczają się w bankach po to tylko, by wyjechać na wycieczkę z pobytem w zagranicznym hotelu, a potem cały rok, albo i dłużej spłacają te kredyty. Znam przypadek rodziny, która wzięła kredyt HIPOTECZNY na wakacje! Zastawili swoje mieszkanie, by wyjechać na dwa tygodnie.  To jest dopiero temat dla reportera! Albo dla psychiatry…

My nie jesteśmy tak zamożnym społeczeństwem jak te zachodnie, ale za wszelką cenę chcemy je dogonić, a nawet przegonić. W wydawaniu pieniędzy? W zapożyczaniu się? Po co, na Boga? Jeśli nie stać cię na wakacje w Grecji, pojedź sobie do szwagra na działkę i też będzie fajnie!  W PRL-u też się jeździło za granicę, ale na handel, a nie po to, by leżeć nad basenem. Nas, Polaków, na to jeszcze nie stać. My wciąż jesteśmy podróżnikami, a nie turystami. A jak próbujemy udawać turystów, to nas potem kieszeń boli ;)))

Jeśli chodzi o ciemną stronę masowej turystyki, to warto przypomnieć sobie film „Niebiańska plaża” (The Beach) nakręcony według książki Alexa Garlanda pod tym samym tytułem, który autorka tej książki przytacza jako przestrogę dla tych, którzy poszukują egzotycznych rajów. 


Dielemans Jennie, „Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym”, tłum. Dominika Górecka, wyd. Czarne, Wołowiec 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz