Translate

piątek, 1 września 2017

II wojna zaczęła się w… Tczewie




Wciąż dokładnie nie wiadomo, gdzie i kiedy zaczęła się druga wojna światowa. Mieszkańcy Tczewa uważają, że to ich miasto było pierwszym miejscem, na które spadły niemieckie bomby. Tczew został zaatakowany nieco wcześniej niż Westerplatte. 

Pisałam na ten temat tekst w 2001 roku. Pracowałam wtedy jako terenowa korespondentka gdańskiego „Głosu Wybrzeża”. Rozmawiałam wówczas z ludźmi, którzy byli świadkami tamtych wydarzeń. Dzisiaj pewnie już nie żyją. 

Chciałabym go tutaj przytoczyć w całości:

„Wojna zaczęła się w… Tczewie

Druga wojna światowa wybuchła w Tczewie - uważa Kazimierz Ickiewicz, tutejszy historyk oraz autor książki pod takim właśnie tytułem. - Bombardowanie Tczewa rozpoczęło się 11 minut wcześniej niż atak Niemców na Westerplatte. Na poparcie tej teorii mam stosowne dokumenty. Na Westerplatte zaczęło się o 4.45, zaś w Tczewie o 4.34. Jednak Westerplatte i tak jest najważniejszym symbolem początku tej wojny.

Naocznym świadkiem wybuchu drugiej wojny światowej w Tczewie był prawie 90-letni dziś Henryk Lemka, który w 1939 roku pracował w urzędzie miejskim. - Pełniłem dyżur nocny w magistracie, bo już spodziewaliśmy się ataku Niemców - opowiada wiekowy tczewianin. - Nad ranem nadleciały samoloty. Słychać było potężny huk silników. Okna kancelarii wychodziły na Wisłę. Widziałem dokładnie most kratownicowy. Kiedy tak siedziałem i wpatrywałem się w most i rzekę, nagle usłyszałem potężny huk, potem następny i następny. Postępowały po sobie w dość równych odstępach, z dość dużą częstotliwością. Myślałem wówczas, że Niemcy bombardują mosty. Ucieszyłem się, kiedy po opadnięciu kurzu zobaczyłem, że stoją nienaruszone.

Okazało się, że Niemcy bombardowali teren przed mostem w celu uszkodzenia kabla podłączonego przez polskich saperów do ładunków wybuchowych umieszczonych na przęsłach mostu. Chodziło o uniemożliwienie wysadzenia mostu. Niemcy chcieli opanować mosty. Do tego celu użyli pociągu pancernego. - Na szczęśnie nasi saperzy pokrzyżowali te plany. Na własne oczy widziałem, jak wysadzali most - mówi Henryk Lemka.

Feliks Noetzel ze Związku Kombatantów i Byłych Więźniów Politycznych w chwili wybuchu wojny miał 15 lat. W działaniach wojennych w Tczewie brał udział jego brat, Brunon, podporucznik dowodzący pierwszym plutonem III kompanii Batalionu Strzelców w Tczewie.

- Brunon w 1939 roku bronił miasta nie na moście lecz od strony Gdańska, w okolicy dzisiejszego hotelu "Karina" - mówi Feliks Noetzel. - 1 września o godzinie 17.00 został ranny w twarz, potem dostał się do niewoli niemieckiej. Natomiast ja, wraz z matką i młodszym bratem, uciekaliśmy w stronę Warszawy. Nasz ojciec był kolejarzem. Ojciec już dwa dni wcześniej, w środę, wyjechał do Lublina, my mieliśmy jechać za nim pierwszego września, w piątek, o godzinie 5.00. Byliśmy już spakowani i gotowi do wyjścia na dworzec, kiedy rozpoczęło się bombardowanie. Uciekliśmy do piwnicy. O 10.00 bombardowanie powtórzyło się, a jak już wyszliśmy z tej piwnicy, w mieście był bałagan i chaos. Nie było już żadnych władz, każdy uciekał, gdzie mógł na własną rękę. Ruszyliśmy w stronę Osieka. Mama z bratem na wozie, ja - na rowerze.

Trzy lata temu na łamach "Kociewskiego Magazynu Regionalnego" ukazały się wspomnienia Norberta Kunerta, mieszkającego w Wielkiej Brytanii. - Byłem jednym z dwudziestu harcerzy z 45 Drużyny Skautów imienia J. Dąbrowskiego przy Gimnazjum Męskim - pisze Norbert Kunert. - Od maja 1939 roku byliśmy zakwaterowani w dowództwie Kompanii Obrony Narodowej mieszczącej się w tczewskim szpitalu przy ulicy 30 Stycznia, w byłym oddziale chorób zakaźnych. Tam odrabiałem lekcje i spędzałem noce w ubraniu, tylko bez butów, na sienniku wypchanym słomą, gotowy do natychmiastowej akcji. Pamiętam, że rankiem 1 września obudziły nas bomby hitlerowskie, które spadły na dworzec i koszary.


Operacja "Most"

Bezpośrednie przygotowania Niemiec hitlerowskich do agresji na Polskę rozpoczęły się wiosną 1939 roku. Mosty tczewskie stanowiły ważny punkt strategiczny, o czym świadczy fakt dwukrotnego wcześniejszego pobytu w Tczewie generała Władysława Bortnowskiego, dowódcy Armii "Pomorze". Przekazał on podpułkownikowi Stanisławowi Janikowi, dowódcy 2 Batalionu Strzelców, rozkaz przygotowania obrony Tczewa oraz zniszczenia mostów na Wiśle w wypadku wkroczenia Niemców. W tym celu już w marcu 1939 roku przydzielono pułkownikowi Janikowi osiemnastoosobową grupę saperów z Torunia, która przystąpiła do potajemnego zakładania ładunków wybuchowych w komorach filarowych mostów. Już w czerwcu tczewskie mosty były gotowe do zniszczenia. W sierpniu podminowano także strażnice straży granicznej w Tczewie, wiadukty i inne obiekty kolejowe i drogowe.

30 sierpnia ogłoszono w Tczewie mobilizację, którą tegoż dnia odwołano, a następnego ponownie ogłoszono. Natarcie lądowe na Tczew, przewidziane na godzinę 4.45 poprzedził nalot 6 bombowców i 6 myśliwców niemieckich. Eskadrą dowodził porucznik Bruno Dilley. Wystartowała ona o 4.26 z lotniska pod Elblągiem i dla zmylenia nadlatując od południa, o 4.34 zbombardowała dworzec PKP, zachodni przyczółek mostów oraz koszary 2 Batalionu Strzelców. Bomby zrzucono też w centrum miasta, w rejonie elektrowni. Nalot na te obiekty powtórzono dwa razy. Trwał on około 10 minut. Byli zabici i ranni: ludność cywilna, kolejarze i żołnierze.


Zatrzymać pociąg!

Dzień wcześniej, 31 sierpnia, zawiadowca stacji w Malborku zwrócił się do stacji Tczew o przysłanie dwóch parowozów w celu przetransportowania wagonów z bydłem. Mimo napiętej sytuacji tczewscy kolejarze robili wszystko, by nocne pociągi towarowe z Prus Wschodnich do Rzeszy mogły przejechać przez polskie Pomorze. Załogi parowozów udały się więc z Tczewa do leżącego wtedy w Prusach Malborka i już więcej do Tczewa nie wróciły. Polskich maszynistów zatrzymano w Kałdowie i ściągnięto z nich mundury, w które ubrano niemiecką drużynę parowozową.

Pierwszy pociąg tranzytowy z polskim parowozem i niemiecką obsługą w polskich mundurach, wiozący ukrytych w wagonach żołnierzy, miał znienacka przejechać most na Wiśle i opanować tczewski dworzec. Ten plan się nie udał, gdyż asystent kolejowy Alfons Runowski, ostrzegł tczewskich kolejarzy. - Miejcie się dziś na baczności! - rzucił do słuchawki telefonując do Tczewa. - Więcej nie mogę powiedzieć, gdyż mam tu strażnika niemieckiego. - Zaskoczony tym meldunkiem tczewski dyżurny ruchu po pięciu minutach zadzwonił do Szymankowa, ale nie uzyskał połączenia. Zawiadomił więc swoich zwierzchników oraz oficera łącznikowego na stacji Tczew. Natomiast w Szymankowie zawiadowca stacji, Paweł Szczeciński, zauważył rakietę wystrzeloną przez polskiego inspektora celnego w Kałdowie. Błyskawicznie wyczuł niebezpieczeństwo. Podbiegł do nastawni i przestawił zwrotnicę, kierując pociąg na ślepy tor. Powstało w ten sposób nieprzewidziane dla hitlerowców półgodzinne opóźnienie. Potem pociąg ruszył w stronę Lisewa, lecz tam tczewscy kolejarze zapalili czerwone światło. W odwecie za niepowodzenie akcji grupa Niemców, członków NSDAP, wymordowała 1 września polskich kolejarzy z Szymankowa i ich rodziny. Jedni zginęli w miejscu pracy, inni w mieszkaniach. Zabito też pięciu inspektorów celnych oraz ich rodziny. Wszystkich zamordowanych wrzucono do przydrożnego rowu i postawiono tam tablicę z napisem "Tu spoczywa polska mniejszość narodowa".


Rozkaz:  wysadzić!

O godzinie 4.45 pociąg z Malborka zatrzymał się przed mostem. Pełniący dyżur na stacji w Tczewie kapitan Władysław Monkosa, dowódca 1 kompanii strzeleckiej, postanowił nie otwierać bram mostowych od strony Lisewa przed rozpoznaniem pociągu. Tymczasem w odległości około 100 metrów za pociągiem towarowym jechał motorowy wóz pancerny, a za nim w odległości również 100 metrów, pociąg pancerny wyposażony w lekkie działka. Z pociągu wybiegli niemieccy żołnierze. Wywiązała się walka. Około 5.30 do walczących na zachodnim przyczółku mostu żołnierzy przybył dowódca, podpułkownik Stanisław Janik, dowódca 2 Batalionu Strzelców. Po zorientowaniu się w sytuacji polecił swoim żołnierzom wycofanie się z przyczółka, po czym wydał rozkaz wysadzenia mostu. Wykonał go podporucznik Norbert Juchtman. O godzinie 6.00 wysadzono przyczółek wschodni, zaś 45 minut później zachodni. Zburzone zostały cztery filary. Hitlerowskie dowództwo nie kryło swego niezadowolenia z powodu nieudanej "operacji Dirschau".

Tymczasem w Tczewie walczono dalej. Żołnierze polscy zajęli stanowiska obronne wzdłuż zachodniego brzegu Wisły po obu stronach przyczółka, a także od południa w rejonie dzielnicy Górki, natomiast czołgi i saperów odesłano do Torunia. Największe zagrożenie przedstawiał odcinek północny. Od strony Pszczółek ruszyły na Tczew oddziały SS-Heimwehr Danzin, które wspomagało lotnictwo. Obrona była bezskuteczna, więc w godzinach wieczornych podpułkownik Stanisław Janik wydał rozkaz opuszczenia miasta. Około 22.00 wkroczyły do miasta pierwsze niemieckie oddziały. Dotarły do koszar, zaś następnego dnia rozpoczęły zajmowanie miasta. W południe 2 września przybył do Tczewa dowódca zgrupowania wojskowego Wolnego Miasta Gdańska, generał Eberhardt. Rozpoczęła się okupacja, która trwała do 12 marca 1945 roku.

Zaraz po wyzwoleniu w 1945 roku kolejarze z Szymankowa zabezpieczyli zbiorową mogiłę swoich kolegów z 1939 roku. Fragment przydrożnego rowu został ogrodzony. W 1947 roku ciała pomordowanych ekshumowano i pochowano na cmentarzu zasłużonych w Gdańsku-Zaspie. Natomiast w miejscu wcześniejszego pochówku, w Szymankowie, wzniesiono pomnik z tablicą. Co roku 1 września odbywają się tutaj uroczystości dla uczczenia pamięci pomordowanych kolejarzy. Tablicę pamiątkową wmurowano też na fasadzie budynku stacji w Szymankowie. Alfons Runowski został patronem Zespołu Szkół Kolejowych w Tczewie.

Głos Wybrzeża

Alicja ŁUKAWSKA”

Czytaj więcej na:
http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Wojna-zaczela-sie-w-Tczewie-n172.html#tri

Mój tekst do dzisiaj „chodzi” po sieci. Czasem spotykam nawet go na jakiś forach dyskusyjnych poświęconych II wojnie światowej.
Znajduje się tutaj:
Wojna zaczeła się w ... Tczewie; Gdańsk, Gdynia, Sopot - Trojmiasto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz