Translate

czwartek, 14 września 2017

M. L. Stedman, „Światło między oceanami”, czyli latarnik liryczny aż do bólu!




Kupiłam sobie ostatnio czytadełko w kiosku z gazetami. Cena rozsądna, bo około 17 złotych. W środku – wyciskacz łez o latarniku, który wchłonęłam na jedno posiedzenie wczoraj wieczorem.  

Nasz polski latarnik opisany w noweli Henryka Sienkiewicza wzruszył się lekturą „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza do tego stopnia, że zapomniał o swoich obowiązkach i został wylany z roboty na pysk. Latarnik z australijskiej powieści „Światło między oceanami” autorstwa debiutującej tym tekstem M. L. Stedman miał inne problemy. Ten to był dopiero liryczny do bólu!  

Rzecz dzieje się tuż po I wojnie światowej. Zdemobilizowany młody żołnierz austrialijski zatrudnia się jako latarnik na małej bezludnej wysepce Janus u południowych wybrzeży Australii. Wkrótce żeni się ze sporo młodszą dziewczyną, kochają się bardzo i pragną dzieci. Niestety, młoda żona ma jedno poronienie za drugim, przez co wpada w ciężką depresję. Pewnego dnia do brzegów wyspy przybija łódź, w której znajduje się trup młodego mężczyzny i trzymiesięczne niemowlę płci żeńskiej zawinięte w damski sweter. Dziecko ma ze sobą oryginalną, rzeźbioną srebrną grzechotkę. Latarnik chce nadać na ląd sygnał świetlny o znalezieniu rozbitków, ale młoda żona namawia go do czegoś innego. Wszak dopiero co urodziła martwy płód, nikt się nie pozna, że to nie jej dziecko, nawet jej ginekolog. Co by im szkodziło uratować sierotkę przed marnym losem w jakimś podłym sieroc ińcu. A są lata 1920., więc te sierocińce nie były jakieś tam luksusowe…  

I tak właśnie robią, mała sierotka zostaje dzieckiem małżeństwa latarników, przywożą ją na ląd i chrzczą w kościele imieniem Lucy. Niestety, wkrótce dowiadują się, kim naprawdę jest ich przybrana córka… I tak dalej, i tak dalej, jak w klasycznej dziewiętnastowiecznej powieści z motywem sieroty. Oczywiście, srebrna grzechotka zagra tutaj swoją wiodocą rolę, niczym inne ważne przedmioty, z którymi niegdyś znajdowano porzucone sierotki (pierścień, medalion z tajemniczą podobizną, ostatecznie „myszka na łopatce” jak w sztuce „Pan Jowialski” Aleksandra Fredry, po tej myszce właśnie matka rozpoznała swego syna, zresztą medalion też chyba był u Fredry).

Kto lubi sobie poczytać o latarnikach, medalionach i sierotkach, to jest to książka dla niego. Mnie trochę rozczarowała swoją naiwnością i przewidywalnością. Zupełnie nie rozumiem, czemu akurat ten tekst został bestsellerem w Australii i gdzie indzie. Ale podobno został. Według tej powieści nakręcono w 2016 australijski film pod tytułem „The Light between Oceans” (reż. Derek Cianfrance).  

No i mam kolejną książkę, którą będę musiała uszczęśliwiść jakąś bibliotekę, bo na pewno nigdy nie wrócę już do tej opowieści. A jednak zawsze mnie kuszą te tanie bestsellery, które spotykam w kioskach z gazetami. – Miliony ludzi nie mogą się mylić! – myślę sobie. 

Później zaś – mimo mojego wcześniejszego optymizmu - zwykle wychodzi na to, że  zwykle miliony ludzi wychowanych na mdłej telewizyjnej papce i tanich wzruszeniach rodem z oper mydlanych potrafią się naprawdę pomylić! 

To było tak słodkie, że aż mnie zęby rozbolały!


   

Stedman M. L., „Światło między oceanami”, tłum. Anna Dobrzańska, wyd. Albatros, Warszawa 2017

2 komentarze:

  1. 17 zł to nie tak tanio na jednorazowe czytadło. Przepłaciła pani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jakoś tak mam, że zawsze się skuszę na bestsellery w kiosku ;)))

      Usuń