Translate

środa, 30 sierpnia 2017

Helena z Jaczynowskich Roth, „Czasy, miejsca, ludzie. Wspomnienia z kresów wschodnich”




„Czasy, miejsca, ludzie” Heleny z Jaczynowskich Rothowej (1893-1980) to bardzo obszerne wspomnienia z czasów dzieciństwa i młodości autorki, która połowę swego życia spędziła na kresach wschodnich. 

Helena z Jaczynowskich Rothowa pochodziła z ziemiańskiej rodziny. Jej dziadkowie mieli jeszcze majątek w Wierzchowicach na Kresach, ale już ojciec, Stanisław Jaczynowskim herbu Jacyna, był carskim urzędnikiem, a dokładnie sędzią w Petersburgu. Helena urodziła się właśnie tam, w dawnej stolicy carów. Później rodzina zamieszkała w Grodnie, gdzie ojciec pracował jako adwokat. Mała Helena miała tam okazję poznać sędziwą już pisarkę Elizę Orzeszkową.

W 1913 roku Helena wyszła za mąż za swego kuzyna, Konstantego Rotha. Warto tu przytoczyć, jak wyglądała wyprawa ślubna zamożnej panny w tym okresie. Wiele z tych rzeczy kupowanych było w domu towarowym Hersego w Warszawie. 

„Od razu szyto mi cztery kostiumy. (…). Suknia ślubna – biała haftowana z żakietem. Płaszcz popielaty, angielski podróżny, płaszcz wieczorowy z jakiegoś pięknego materiału w kolorze śliwkowym, na białej flaneli z kołnierzem z białego lisa. Żakiet karakułowy trzy czwarte z mufką. Dacha na oposach, kryta źrebakami (kołnierz oposowy, czapka z foki), została przywieziona z Moskwy od Michajłowa. Poza tym, futerko na popielicach, trzy czwarte długości, i z tego materiału kostium sportowy na polowania itd. Nie przypominam sobie sukien, było ich kilka: wizytowa, zimowe, letnie. Dodać do tego kapelusze, toczki, rękawiczki, obuwie zimowe i letnie, codzienne i wieczorowe, torebki – i macie obraz w skrócie, którego koszt wyniósł 15 tysięcy rubli. A jeszcze etola z niebieskiego lisa do wyprawy.”

Do wyprawy należały także meble do salonu, fortepian, firanki, dywany, story, srebro stołowe na 24 osoby (z herbem Jacynów, a platery z inicjałami H. J.). „Porcelana i szkło na 24 osoby. Obrusy i serwety śniadaniowe i obiadowe (24 sztuki każdego rodzaju). Pościel. Zimowe i letnie kołdry, koce białe wełniane. Wszystko w najlepszym gatunku i najnowszych modelach paryskich. Prześcieradła, poszewki, jaśki, ręczniki, ścierki w tuzinach. Bielizna osobista w zawrotnych ilościach. Wszystko wykonywane w firmie I klasy Zbraniecka na ulicy Królewskiej w Warszawie. (…) Od babci Jaczynowskiej dostałam skrzynię dużą, śliczną, jesionową, a w niej dziesięć poduszek. Dochodziły wszystkie meble, szafy, komody, stoliki, krzesła, fotele, kanapki itd. – różne rzeczy lampy, kandelabry, lichtarze…”

Po ślubie państwo młodzi wyjechali w podróż po Europie, a zaraz potem wybuchła I wojna światowa. W 1915 roku cała rodzina Rothów i Jaczynowskim musiała ewakuować się na wschód przed nadchodzącym frontem niemieckim. Zatrzymali się w Charkowie, gdzie Helena urodziła pierwszą córkę. Konstanty Roth był wtedy carskim oficerem, służył w wojsku rosyjskim jako telegrafista i został wysłany na placówkę do Krasnowodzka, gdzieś nad Morzem Kaspijskim. W tej sytuacji Helena zostawiła maleńkie dziecko pod opieką swojej matki i ruszyła za mężem w głąb Rosji. Tam zastała ich rewolucja październikowa i zmiana sytuacji politycznej. 

Po wielu perypetiach udało im się wrócić do Polski i połączyć z rodziną. W okresie międzywojennym Konstanty Roth gospodarował wraz z braćmi w rodzinnym majątku Jancewicze w okolicy Brześcia (dzisiaj to Białoruś). Autorka urodziła jeszcze dwoje dzieci, tuż przed wojną zdążyła jeszcze wydać za mąż najstarszą córkę, która jednak nie miała już tak imponującej wyprawy jak mamusia.

II wojna światowa zmiotła tamten świat na zawsze. Po wejściu Armii Czerwonej na Kresy we wrześniu 1939 roku Rothowie zostali wyrzuceni ze swego majątku. Helena przeżyła, jednak jej mąż został aresztowany przez NKWD i nigdy go już nie ujrzała. Dalszą część wojny Helena Rothowa przebywała pod niemiecką okupacją, pracując jako gospodyni w domach polskich ziemian, którzy jeszcze wtedy byli właścicielami swoich majątków. Mimo nalegań ze strony Niemców, że niby jej nazwisko jest niemieckie, nigdy nie podpisała volkslisty, bowiem czuła się stuprocentową Polką.

Swoje wspomnienia spisywała na stare lata w Krakowie, gdzie mieszkała u rodziny. Pisała dużo i szczegółowo, dokładnie opisując różne powiązania rodzinne, dawne zwyczaje i obyczaje oraz warunki życia w dawnym dworze ziemiańskim. Miała co pisać, bo wiele widziała i przeżyła.

Mnie najbardziej urzekły opisy dnia codziennego i prowadzenie praktycznie samowystarczalnej gospodarki we dworze. Z uwagą czytałam o pilnowaniu udoju krów, zabawach z centryfugą, kiszeniu kapusty na zimię, hodowli i uboju świń i przyrządzaniu wędlin (mięso na kiełbasy krojone ręcznie, „w perełkę”), ludowej i „dworskiej” medycynie i tak dalej.

Tu macie próbkę:   

 „.. chlewy tak były powymiatane, wybielone, świnie podesłane, szczotkami wyczyszczone, ze robiły wrażenie wykwintu. Obora to samo. Krowy co dzień czyszczone specjalnymi zgrzebłami, dobrze podesłane, ściany parę razy do roku opryskiwaczem bielone, nie były wylęgarnią much i komarów. Każda dojarka (dójka) musiała być w białym (ze swojego, czyli lnianego płótna) płaszczowym fartuchu i białej chusteczce. Specjalna dojarka podmywała krowy (ja potem wymyśliłam polewaczkę do tego dostosowaną) i wycierała specjalną ścierką. Ręce dojarki myły mydłem po każdej krowie letnią wodą, z kranika wyciekającą z rezerwuaru i wycierały ręcznikiem. Mleko ze skopów zlewano na chłodnię (wąż spiralny, wewnątrz woda z lodem, na szczycie miedziane sita, przełożone krążkami waty lub specjalnej ligniny), skąd znowu, przez analogiczne sita, już ostudzone, spływało do konwi. Te codziennie były odkwaszane. Całe mleko z udoju szło do mleczarni, najpierw w Wierzchowicach, a po kupnie Kopły – tam. W mleczarni mleko, podgrzane do odpowiedniej temperatury, przy której najlepiej oddziela się śmietanę, szło na centryfugę, poruszaną ręcznie, potem końmi w kieracie. To samo maselnice i wygniatacze masła. Wysyłano je przeważnie do Kijowa, skąd też rekrutowali się świetni „maślarze”. Odtłuszczone mleko wypijały prosięta i starsze cielęta (bo małe piły mleko pełne), a śmietana szła na przerób na masło. Naturalnie, że przy takiej staranności uzyskiwano przeroby najwyższej jakości.”

Roth Helena z Jaczynowskich, „Czasy, miejsca, ludzie. Wspomnienia z kresów wschodnich”, Wyd. Literackie, Kraków 2009

2 komentarze:

  1. Moja Przyjaciółka bardzo lubi motyw Kresów w literaturze, może jej podeślę :) Przyznam, że i mnie zainteresowała ta pozycja, chciałabym poczytać o dawnych zwyczajach.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kresowe wspomnienia są najlepsze! Uwielbiam!
      W ogóle, to jest taki blog "kresy zaklęte w książkach" na Bloggerze. też tam jestem współautorką! Można tam znaleźć wiele ciekawych kresowych pozycji.
      Polecam i zapraszam!
      Też pozdrawiam!

      Usuń