„Kobiety
kresowe” Marka Koprowskiego to kolejna, znakomita książka polskiego
dziennikarza i historyka specjalizującego się w kresowej tematyce.
Są
to portrety sześciu kobiet, pisane w formie pierwszoosobowej wypowiedzi. Te
kobiety to już ostatnie strażniczki polskości na naszych dawnych kresach wschodnich.
Ich postawy urzekają swoim patriotyzmem i głęboką religijnością. Przywiązanie
do polskości i religii katolickiej to podstawa ich bytu. Takich ludzi jest
coraz mniej, dlatego warto dokumentować dokonania tych ostatnich, którzy
przetrwali na Kresach w czasach, kiedy Polacy byli tam prześladowani za samą
tych swoją narodowość, w czasach okrutnego Związku Radzieckiego, a potem
niepodległych państw Litwy, Białorusi i Ukrainy, które także – mimo swoich
deklaracji o przyjaźni z Polską – tępią na swoim terenie wszelkie oznaki
polskości.
Bohaterki
tej książki przeszły całą kresową polską drogę krzyżową, to jest prześladowanie
i wywózki Polaków za „pierwszych” Sowietów, Niemców, „drugich” Sowietów i w
okresie powojennym. Tylko jedna z nich, czyli Barbara Powroźnik z Bilewiczów,
opuściła Kresy i osiedliła się w Polsce. Inne trwały tam, na swoim ostatnim
kresowym posterunku, niczym polscy rycerze z powieści Henryka Sienkiewicza.
Najbardziej zapadła mi
w pamięć postać Ireny Sendeckiej z Krzemieńca na Wołyniu, która przez wiele lat
była tam dosłownie człowiekiem-instytucją. Mieszkała w dworku, w którym niegdyś
mieszkał światowej sławy botanik, wykładowca liceum krzemienieckiegp Wilibald
Besser. Sendecka pochodziła z Humania, gdzie urodziła się w 1912 roku. Jej
rodzina przeniosła się na Wołyń po I wojnie światowej, kiedy po zawarciu
traktatu ryskiego Humań i okolice pozostały po wschodniej stronie granicy,
stały się własnością Związku Radzieckiego. Jej matka została nauczycielką w
liceum krzemienieckim. Irena uczyła się tam na miejscu, potem studiowała pedagogikę,
filozofię i język angielski na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Po
studiach pracowała jako nauczycielka w Równem na Wołyniu, potem przeniosła się
do Krzemieńca.
Latem 1939 roku
wyjechała jako instruktorka harcerska na szkolenie do Belgii, gdzie zastał ją
wybuch wojny. W tej sytuacji miała pełne moralne prawo nie wracać do kraju, ona
jednak, okrężną drogą przez Francję, Szwajcarię, Włochy, Węgry i Rumunię
popędziła do swoich. Jechała dokładnie w odwrotnym kierunku niż uciekające
wówczas z Polski nasze władze i dyplomaci. Zdążyła dotrzeć do Lwowa, kiedy
miasto zaczęło być atakowane przez Niemców. Organizowała i prowadziła kuchnię
polową dla polskich żołnierzy broniących Lwowa. Po wejściu Niemców do Lwowa,
przedostała się do Krzemieńca do matki, której nie widziała od kilku miesięcy.
A na Wołyniu rozpoczęło się właśnie mordowanie Polaków przez ukraińskich
nacjonalistów. Chłopi ukraińscy napadli na Krzemieniec w przeddzień wkroczenia
tam wojsk sowieckich. Podobne wypadki miały miejsce w Poczajowie i wielu innych
wsiach w okolicy. Ukraińcy wyłapywali też polskich żołnierzy i wydawali ich w
ręce sowieckie. Jeszcze gorzej było po
wejściu Niemców, kiedy Ukraińcy chcieli utworzyć na dawnych polskich kresach „samostijną”
Ukrainę.
Bandy UPA szalały w
okolicy tak okrutnie, że nawet niemieccy okupanci powołali w 1943 roku w
Krzemieńcu Komiet Opieki nad Uchodźcami, w którym działała także Irena
Sendecka. Taka instytucja była bardzo
potrzebna, bo do miasta przybywało coraz więcej uciekinierów z polskich wsi
mordowanych i palonych przez UPA. Tych ludzi trzeba było gdzieś położyć,
nakarmić itd., czyli zorganizować jakoś dla nich pomoc. Polacy koczowali wtedy w kościołach w
Krzemieńcu, byli goli i bosi, bo tak jak stali, często nocą, uciekali spod
ukraińskiej siekiery. Sandecka zorganizowała wtedy specjalny konwój z
Krzemieńca do pobliskiej wsi Wisznia, który przywiózł tym ludziom ze wsi, z ich
domów, ciepłą odzież i potrzebne rzeczy. Później organizowała przewożenie
dzieci z matkami do Generalnej Guberni, gdzie było dla Polaków bezpieczniej.
Kilka takich transportów polskich dzieci z Wołynia wyjechało do Krakowa do
klasztpru Albertynów, gdzie mieściła się siedziba Polskiego Komitetu Opiekuńczego.
Dalsze losy Sendeckiej były bardzo dramatyczne: mieszkala w obleganym przez
Ukraińców Krzemieńcu, potem przebywała w
Zbarażu, gdzie także groziła Polakom śmierć z rąk band UPA.
Po wkroczeniu Sowietów
w 1944 roku została aresztowana jako „polska nacjonalistka” i więziona w
Krzemieńcu i w Zbarażu. Siedziała w
jednej celi z młodymi Ukrainkami podejrzanymi o przynależność do UPA. Po
skończeniu odsiadki nie chciała wyjeżdżać z Krzemieńca, choć wszystkich Polaków
namawiano na repatriację i wyjazd „do Polski”. Została tam i do 1969 roku
pracowała jako laborantka. W 1946 roku wyjechał z Krzemieńca ostatni proboszcz,
wtedy ona zaczęła organizować tam parafię i walczyć o polski kościół. Potajemnie uczyła polskie dzieci religii,
mimo, że w czasach Chruszczowa była z tego powodu szykanowana przez KGB. Swoim
uczniom mówiła, że w Archiwum Głównym Akt Dawnych są przechowywane stare
dokumenty potwierdzające przynależność Krzemieńca do Polski. Wynikało z nich,
że w 1064 roku przybył tam Bolesław Śmiały, któremu ówcześni właściciele Krzemieńca,
Makosiejowie i Deniski, przekazali to miasto na własność. Na tej podstawie jest
to wciąż polskie miasto.
Walka Ireny Sendeckiej
o polskość Krzemieńca nie skończyła się z upadkiem Związku Radzieckiego.
Jeszcze gorzej było na niepodległej Ukrainie, kiedy to nagle Ukraińcy odkryli
swoją narodowość i chcieli ją na siłę udowadniać kosztem Polaków. W latach
1990. Sendecką przerażała eksplozja ukraińskiego nacjonalizmu i gloryfikacja
morderców z UPA. Prawdopodobnie to właśnie taka jej postawa spowodowała, że
dzialania Ireny Sendeckiej nie zostały docenione przez polskie władze, które
wtedy zabiegały o „przyjaźń polsko-ukraińską” i starały się wyciszyć wszystkie
kontrowersyjne problemy, takie jak ludobójstwo Polaków na Wołyniu. W wolnej i
niepodległej Ukrainie działania Sendeckiej były kontrolowane i śledzone przez
funkcjonariuszy ukraińskich służb bezpieczeństwa tak samo jak wcześniej przez
KGB. Sendecka zmarła, nie doczekawszy sławy i uznania ze strony Polski, a
przecież na taką sławę i uznanie zasługiwała, będąc przez całe życie wzorem
prawdziwej Polki i patriotki. Może ktoś
powinien napisać biografię tej dzielnej kobiety? Poświęcić jej całą ksiażkę?
Może na kanwie jej losów powinien powstać polski film historyczny?
Inne bohaterki tej
książki to: Barbara Powroźnik z Bilewiczów, Stefania Romer (krewna prezydenta
Bronisława Komorowskiego), Paulina Paluszkiewicz, Zofia Hurko i Leonarda
Rewkowska. Ich losy były również trudne i dramatyczne. Ale bledną przy tym, co
przeżyła w swoim długim życiu Irena Sendecka.
Koprowski
Marek, „Kobiety kresowe”, wyd. Replika, Zakrzewo 2015
Oglądałam ostatnio tę książkę szukając prezentu urodzinowego dla Przyjaciółki, ale ostatecznie zdecydowałam się na coś innego. Może w przyszłym roku :)
OdpowiedzUsuńTa ksiażka jak najbardziej nadaje się na prezent. Czyta się bardzo dobrze, szybko i lekko.
Usuń