Adrian
Carton de Wiart to Belg, który został Anglikiem i Anglik, który prawie został
Polakiem. A przynajmniej przez całe dwudziestolecie międzywojenne mieszkał w
Polsce, na kresach wschodnich, w miejscowości Prostyń w okolicy Pińska i był
tam szczęśliwy. Wariat, awanturnik,
żołnierz, sportsmen i myśliwy w jednej osobie. Niedawno ukazało się polskie
tłumaczenie jego wspomnień. Znakomita lektura. Przeczytałam jednym tchem i
jeszcze będę wracać!
Autor
tej ksiażki urodził się w 1880 roku w Belgii w arystokratycznej rodzinie, uczył
się w typowej brytyjskiej szkole dla chłopców z wyższych sfer, rozpoczął studia
w Oxfordzie, ale bardziej ciągnęła go wojaczka, więc uciekł stamtąd na wojnę z
Burami, którą Wielka Brytania prowadziła w Poludniowej Afryce. I tak zaczęła
się jego kariera żołnierza w armii angielskiej. Potem była służba wojskowa w
Indiach, walki z Szalonym Mułłą w Somalii, I wojna światowa i jej zachodni
front we Francji oraz brytyjska misja wojskowa w Polsce zaraz po zakończeniu I
wojny. Był obserwatorem wojskowym z ramienia aliantów podczas wojny polsko-ukraińskiej
w 1919 roku i wojny polsko-bolszewickiej w roku 1920.
W
Polsce zatrzymał się na dłużej, bo spodobał mu się kraj, ludzie i możliwości
polowania. Miał swój dom w Prostyniu/Prostyni (?) na Polesiu, gdzie mieszkał
szczęśliwy przez parę wiosenno-letnich miesięcy w roku w towarzystwie swego
brytyjskiego ordynansa i stajennego. Na resztę roku wyjeżdżał do Anglii lub
podróżował. Przyjaźnił się ze znanymi Polakami, takimi jak Józef Piłsudski i
książę Karol Radziwiłł, który podarował mu ten właśnie kawałek ziemi i dom na
Polesiu, do którego można było dostać się tylko łodzią. Posiadłość Cartona de
Wiart była położona niedaleko granicy polsko-sowieckiej. Prócz tego, że tam
sobie polował i żył samotnie, zgodnie z naturą, pracował w tym czasie dla
brytyjskiego wywiadu.
II
wojna światowa przyniosła kres jego poleskiej sielance. Znowu wrócił do wojska.
W 1939 roku uciekł z Polski przez Rumunię, potem walczył w Norwegii i w Afryce,
gdzie Włosi wzięli go do niewoli. Po uwolnieniu na zlecenie Winstona Churchilla
pracował jako doradca wojskowy chińskiego przywódcy Czang Kaj Szeka. Zmarł w
1963 roku w Irlandii.
Pozostawił
po sobie arcyciekawe wspomnienia, pełne przygód i opisów wojskowych potyczek.
Napisał je w stylu literackim, jaki najbardziej lubił, to jest w stylu
przygodowych powieści dla młodzieży. Czyta się je lekko i sprawnie, choć czasami,
oprócz szybkiej akcji spotkać można tam myśl, która poraża swoją głębokością.
Oto,
co Adrian Carton de Wiart, wieczny żołnierz, napisał o wojnie:
„Najcenniejsza
lekcja, jaką wyniosłem z wojny, dotyczyła ludzi. Wojna działa na ludzi
egalitarnie, zrównuje ich pod wieloma względami, ukazując ich takimi, jakimi są
naprawdę, a nie takimi, jakimi chcą być, lub jak chcieliby być postrzegani
przez innych. Pokazuje ich nagimi, przeplatając wielkość z marnością. Mimo, że
zdarzyło mi się przeżyć wiele rozczarowań, to z nawiązką były one
rekompensowane przez zaskakujące niespodzianki za sprawą zwykłych ludzi, którzy
potrafili zdobyć się na rzeczy wielkie.”
Najbardziej
zaszokowało mnie to, że przez większość część życia autor tej książki był
kaleką. Wiele bojowych czynów dokonał jako osoba naprawdę niepełnosprawna.
Wyliczmy: na wojnie stracił oko, rękę i dostał postrzał w głowę (kula przeszła
mu przez czaszkę z tyłu na wylot), potem jeszcze spadł ze schodów i złamał
sobie kręgosłup. Ale wyżył i zawsze starał się powracać do pełnej sprawności.
Przy
tym wszystkim był całkiem niebrzydkim mężczyzną. Nie nosił szklanego oka, tylko czarną opaskę niczym romantyczny pirat.
To jest jego portret
namalowany przez Williama Orpena:
Źródło ilustracji: Wikipedia, File:Sir Adrian Carton de Wiart by Sir William
Orpen.jpg
Carton
de Wiart, Adrian, „Moja Odyseja: awanturnik, który pokochał Polskę”, tłum.
Krzysztof Skonieczny, wyd. Bellona, Warszawa 2016
Wow, faktycznie to mogłaby być fascynująca lektura. Barwna postać z tego pana :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto! Bardzo dobrze się czytało.
Usuń