Chcecie
wiedzieć, jak Warszawa wracała do życia w 1945 roku? W tej książce znajdziecie
niezwykle barwny i realistyczny opis, jak wyglądał w Polsce „rok pierwszy” po
wojnie, kiedy nasza stolica leżała w gruzach i nie wiadomo było, czy zostanie
odbudowana. A mimo to, nawet w tych ruinach, ludzie żyli, pracowali, a nawet
bawili się.
Dawno
nie czytałam książki zawierającej tyle miłych słów i sympatycznych sądów o
Polsce i Polakach. Włoski dziennikarz Alceo Valcini był zagranicznym
korespondentem w okresie międzywojennym, w okresie niemieckiej okupacji i zaraz
po wojnie. I właśnie ten ostatni pobyt opisał w swej barwnej reportażowo-gawędziarskiej
książce „Bal w hotelu „Polonia””.
Valcini
przyjechał do Polski w grudniu 1945 roku, akurat na samo Boże Narodzenie.
Podróż pociągiem przez pół Europy, poprzez różne strefy okupacyjne pilnowane przez
różne wojska sojusznicze trwała długo, a wautą płatniczą w Polsce były wtedy –
między innymi – włoskie pomarańcze, których kilka skrzynek dziennikarz
przywiózł ze sobą w kolejowym przedziale.
Warszawa
była wtedy morzem ruin, gruzów i grobów. Działał w niej jeden tylko hotel o
nazwie „Polonia” (adres: Aleje Jerozolimskie 45), gdzie mieszkali
przedstawiciele zagranicznej dyplomacji i dziennikarze. W hotelowych pokojach „Polonii”
mieściły się ambasady takich krajów jak: Argentyna, Austria, Belgia, Bułgaria,
Czechosłowacja, Egipt, Finlandia, Niderlandy, Luksemburg, Meksyk, Norwegia,
Rumunia, Stany Zjednoczone, Szwecja, Turcja, Węgry, Wielka Brytania i Włochy.
Poza tym, była tam siedziba międzynarodowej organizacji pomocowej UNRRA i
Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.
Całe
to towarzystwo było bardzo wesołe, stąd prawie codziennie w jakimś pokoju
odbywało się przyjęcie. Kwitło tam życie głośne towarzyskie, niczym w
studenckim akademiku za czasów komuny. Noce spędzano w hotelu, bo nie było
innego miejsca, dokąd można by pójść, by się zabawić. A poza tym, już po
zmierzchu robiło się tak niebezpiecznie, że kto nie musiał, ten nie wychylał
nosa z bezpiecznego budynku. W nocy na ulicach rozlegały się strzały i nikt z
gości „Polonii” nie dociekał, kto i dlaczego strzelał. W dzień w ruinach kwitł
czarny rynek, rodziło się nowe życie w rozmaitych masowo powstajacych barach,
restauracjach i kafejkach, prowadzonych często przez osoby z polskich wyższych
sfer czy nawet arystokracji. A w hotelu „Polonia” kiosk z gazetami prowadziła
autentyczna polska hrabina. Jej młody krewniak, też hrabia, imieniem Staś, był jednym
z pierwszych warszawskich taksówkarzy. Do szaleństwa kochała się w nim pewna
młoda Angielka, urzędniczka brytyjskiej misji dyplomatycznej…
W
kraju było niebezpiecznie, nowa władza walczyła z antykomunistycznym
podziemiem. W warszawskich ruinach kwitł czarny rynek, a cała Polska jeździła
na szaber na Ziemie Odzyskane, choć było to surowo zakazane i groziły za to
surowe kary, do dożywocia włącznie. Sytuacja polityczna była trudna.
Alceo Valcini:
„Moskwa naciskała wówczas, by realizować układ jałtański. Sytuacja była zatem
bardzo skomplikowana, a obecność uzbrojonych band na terenie kraju jeszcze ją
utrudniała. Powojenny chaos trwał wbrew pozorom normalnej stabilizacji. Władze
tego nie taiły. Grupy nie poddających się antykomunistów panoszyły się po
wsiach, bandy dezerterów ukraińskich i kryminalistów wszelkiego autoramentu
przeżywały ostatnią przygodę dokonując zamachów na państwowe urzędy, banki i
gospodarstwa wiejskie. W codziennie powtarzających się zbrojnych starciach
między siłami rządowymi i bandami padali z obu stron zabici i ranni.
Warszawskie noce budziły poczucie niepewności. W aglomeracjach miejskich dawała
się odczuć obecność band wyrostków, tak zwanych bezdomnych, dzieci niczyich,
jak „bezprizornych” po rewolucji w Piotrogradzie, którzy przez dłuższy czas
widzieli wokół siebie jedynie śmierć i zniszczenie i wybierali bandytyzm jako
najlepszy sposób na przeżycie.”
A
mimo to, ludzie chcieli się bawić, chcieli tańczyć i świętować powrót do świata
bez wojny. Na początku marca 1946 roku, jeszcze w karnawale, dyplomaci
mieszkający w hotelu „Polonia” postanowili zorganizować bal. Miał to być
pierwszy bal w powojennej Warszawie. Martwiło ich tylko to, że większość
dyplomatów to byli samotni mężczyźni, którzy nie zabrali swoich żon do tak niebezpiecznego
kraju jak Polska. Skąd wziąć partnerki do tańca?
„Rozwiązanie jest
bardzo proste – powiedział szef misji pewnego kraju Ameryki Łacińskiej. – Jeśli
nie chcecie widzieć, jak ambasador brytyjski tańczy tango z przedstawicielem
Czechosłowacji, albo jak radca ambasady Włoch walcuje ze szwedzkim ministrem,
trzeba zaprosić na bal piękne polskie panie.
Tak właśnie
postanowiono. Ze strony dyplomatów dostarczono za darmo pewną ilość butelek
znakomitego wina, likierów i klasycznej whisky, która docierała do Polski drogą
dyplomatyczną. Wiadomość o balu z wolna rozeszła się po mieście, od zakończenia
wojny nie było w mieście podobnego towarzyskiego wydarzenia o charekaterze
międzynarodowym, które zapowiadałoby się równie obiecująco.”
Bal udał się nad
podziw, piękne Polki w swoich skromnych strojach znacznie przewyższały urodą
nieliczne żony zagranicznych dyplomatów w ich wieczorowych kreacjach. Autor
reportażu tańczył najpierw z głodną Angielką, która cały czas szeptała mu do
ucha, że chce zjeść bułkę z szynką, a potem walcował z Polką imieniem Irena,
która przyszła na bal w mundurze wojskowym, a w kaburze miała naładowany
rewolwer. Przeżył przy tym niesamowite emocje.
I to był właściwie koniec
wesołego życia zagranicznych dyplomatów w hotelu „Polonia”. Następnego dnia nie
było już bowiem ani chwili wolnego czasu, aby skomentować czy oplotkować to
wydarzenie. Właśnie wtedy zapadła „żelazna kurtyna” między wschodem a zachodem
Europy. Dokładnie 5 marca 1946 roku Winston Churchill wygłosił pamiętne
przemówienie, w którym użył słów o żelaznej kurtynie. Ten bal nie był
początkiem lecz końcem pewnej epoki. Jedynym jego następstwem było to, że
później niejedna piękna Polka wyszła za mąż za zagranicznego dyplomatę i wraz z
nim wyjechała za granicę na zawsze.
Książka ta została
wydana w pamiętnej, kultowej serii PIW, która nazywała się Klub Interesującej
Książki, w skrócie KIK. Seria ta miała jednakową szatę graficzną, bardzo
charakterystyczną i rozpoznawalną na pierwszy rzut oka. Zwróćcie uwagę na
ilustrację na okładce! Z początku wydawano w niej naprawdę interesujące
powieści, z czasem było coraz gorzej. „Bal w hotelu „Polonia”” ukazał się w
roku 1983. Tutaj, z tyłu okładki, jest spis wszystkich pozycji 1983 roku:
A ja dopiero teraz
natrafiłam na tę książkę. Stało się to zupełnym przypadkiem. Po prostu,
niedawno wyciągnęłam ją z kosza z makulaturą w mojej bibliotece. Ktoś ją
przyniósł i tam położył. Nigdy wcześniej nie była czytana. Zajrzałam do niej i
wpadłam! Nie mogłam się od niej oderwać, więc zabrałam ją do domu i
przeczytałam jednym tchem. Niestety, słynny, stary klej z lat 1980. puścił i
właściwie prawie całkowicie rozpadła się po pierwszej lekturze. Bardzo mi się
ta opowieść przyda, bowiem zbieram materiały do historii mojej rodziny i z
pewnością wykorzystać niektóre opowieści Valciniego, kiedy będę opisywać
sławetny „rok pierwszy” po wojnie, zwłaszcza te dotyczące szabru, czarnego
rynku i ulicznego handlu.
Książka ta jest dla mnie niezwykłym rarytasem i
myślę, że jakieś wydawnictwo mogłoby ją wydać ponownie, a nawet sam PIW, o ile
PIW jeszcze cokolwiek wydaje. Z pewnością byłaby czytana przez miłośników współczesnej
historii Polski, zwłaszcza historii obyczajów.
Valcini
Alceo, „Bal w hotelu „Polonia””, tłum. Anna Dutka, PIW, Warszawa 1983
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz