Translate

czwartek, 21 września 2017

Alceo Valcini, „Bal w hotelu „Polonia”” (reportaż z powojennej Warszawy)



Chcecie wiedzieć, jak Warszawa wracała do życia w 1945 roku? W tej książce znajdziecie niezwykle barwny i realistyczny opis, jak wyglądał w Polsce „rok pierwszy” po wojnie, kiedy nasza stolica leżała w gruzach i nie wiadomo było, czy zostanie odbudowana. A mimo to, nawet w tych ruinach, ludzie żyli, pracowali, a nawet bawili się. 

Dawno nie czytałam książki zawierającej tyle miłych słów i sympatycznych sądów o Polsce i Polakach. Włoski dziennikarz Alceo Valcini był zagranicznym korespondentem w okresie międzywojennym, w okresie niemieckiej okupacji i zaraz po wojnie. I właśnie ten ostatni pobyt opisał w swej barwnej reportażowo-gawędziarskiej książce „Bal w hotelu „Polonia””.

Valcini przyjechał do Polski w grudniu 1945 roku, akurat na samo Boże Narodzenie. Podróż pociągiem przez pół Europy, poprzez różne strefy okupacyjne pilnowane przez różne wojska sojusznicze trwała długo, a wautą płatniczą w Polsce były wtedy – między innymi – włoskie pomarańcze, których kilka skrzynek dziennikarz przywiózł ze sobą w kolejowym przedziale.  

Warszawa była wtedy morzem ruin, gruzów i grobów. Działał w niej jeden tylko hotel o nazwie „Polonia” (adres: Aleje Jerozolimskie 45), gdzie mieszkali przedstawiciele zagranicznej dyplomacji i dziennikarze. W hotelowych pokojach „Polonii” mieściły się ambasady takich krajów jak: Argentyna, Austria, Belgia, Bułgaria, Czechosłowacja, Egipt, Finlandia, Niderlandy, Luksemburg, Meksyk, Norwegia, Rumunia, Stany Zjednoczone, Szwecja, Turcja, Węgry, Wielka Brytania i Włochy. Poza tym, była tam siedziba międzynarodowej organizacji pomocowej UNRRA i Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. 

Całe to towarzystwo było bardzo wesołe, stąd prawie codziennie w jakimś pokoju odbywało się przyjęcie. Kwitło tam życie głośne towarzyskie, niczym w studenckim akademiku za czasów komuny. Noce spędzano w hotelu, bo nie było innego miejsca, dokąd można by pójść, by się zabawić. A poza tym, już po zmierzchu robiło się tak niebezpiecznie, że kto nie musiał, ten nie wychylał nosa z bezpiecznego budynku. W nocy na ulicach rozlegały się strzały i nikt z gości „Polonii” nie dociekał, kto i dlaczego strzelał. W dzień w ruinach kwitł czarny rynek, rodziło się nowe życie w rozmaitych masowo powstajacych barach, restauracjach i kafejkach, prowadzonych często przez osoby z polskich wyższych sfer czy nawet arystokracji. A w hotelu „Polonia” kiosk z gazetami prowadziła autentyczna polska hrabina. Jej młody krewniak, też hrabia, imieniem Staś, był jednym z pierwszych warszawskich taksówkarzy. Do szaleństwa kochała się w nim pewna młoda Angielka, urzędniczka brytyjskiej misji dyplomatycznej… 

W kraju było niebezpiecznie, nowa władza walczyła z antykomunistycznym podziemiem. W warszawskich ruinach kwitł czarny rynek, a cała Polska jeździła na szaber na Ziemie Odzyskane, choć było to surowo zakazane i groziły za to surowe kary, do dożywocia włącznie. Sytuacja polityczna była trudna. 

Alceo Valcini: „Moskwa naciskała wówczas, by realizować układ jałtański. Sytuacja była zatem bardzo skomplikowana, a obecność uzbrojonych band na terenie kraju jeszcze ją utrudniała. Powojenny chaos trwał wbrew pozorom normalnej stabilizacji. Władze tego nie taiły. Grupy nie poddających się antykomunistów panoszyły się po wsiach, bandy dezerterów ukraińskich i kryminalistów wszelkiego autoramentu przeżywały ostatnią przygodę dokonując zamachów na państwowe urzędy, banki i gospodarstwa wiejskie. W codziennie powtarzających się zbrojnych starciach między siłami rządowymi i bandami padali z obu stron zabici i ranni. Warszawskie noce budziły poczucie niepewności. W aglomeracjach miejskich dawała się odczuć obecność band wyrostków, tak zwanych bezdomnych, dzieci niczyich, jak „bezprizornych” po rewolucji w Piotrogradzie, którzy przez dłuższy czas widzieli wokół siebie jedynie śmierć i zniszczenie i wybierali bandytyzm jako najlepszy sposób na przeżycie.”   

A mimo to, ludzie chcieli się bawić, chcieli tańczyć i świętować powrót do świata bez wojny. Na początku marca 1946 roku, jeszcze w karnawale, dyplomaci mieszkający w hotelu „Polonia” postanowili zorganizować bal. Miał to być pierwszy bal w powojennej Warszawie. Martwiło ich tylko to, że większość dyplomatów to byli samotni mężczyźni, którzy nie zabrali swoich żon do tak niebezpiecznego kraju jak Polska. Skąd wziąć partnerki do tańca? 

„Rozwiązanie jest bardzo proste – powiedział szef misji pewnego kraju Ameryki Łacińskiej. – Jeśli nie chcecie widzieć, jak ambasador brytyjski tańczy tango z przedstawicielem Czechosłowacji, albo jak radca ambasady Włoch walcuje ze szwedzkim ministrem, trzeba zaprosić na bal piękne polskie panie.
Tak właśnie postanowiono. Ze strony dyplomatów dostarczono za darmo pewną ilość butelek znakomitego wina, likierów i klasycznej whisky, która docierała do Polski drogą dyplomatyczną. Wiadomość o balu z wolna rozeszła się po mieście, od zakończenia wojny nie było w mieście podobnego towarzyskiego wydarzenia o charekaterze międzynarodowym, które zapowiadałoby się równie obiecująco.”

Bal udał się nad podziw, piękne Polki w swoich skromnych strojach znacznie przewyższały urodą nieliczne żony zagranicznych dyplomatów w ich wieczorowych kreacjach. Autor reportażu tańczył najpierw z głodną Angielką, która cały czas szeptała mu do ucha, że chce zjeść bułkę z szynką, a potem walcował z Polką imieniem Irena, która przyszła na bal w mundurze wojskowym, a w kaburze miała naładowany rewolwer. Przeżył przy tym niesamowite emocje.  

I to był właściwie koniec wesołego życia zagranicznych dyplomatów w hotelu „Polonia”. Następnego dnia nie było już bowiem ani chwili wolnego czasu, aby skomentować czy oplotkować to wydarzenie. Właśnie wtedy zapadła „żelazna kurtyna” między wschodem a zachodem Europy. Dokładnie 5 marca 1946 roku Winston Churchill wygłosił pamiętne przemówienie, w którym użył słów o żelaznej kurtynie. Ten bal nie był początkiem lecz końcem pewnej epoki. Jedynym jego następstwem było to, że później niejedna piękna Polka wyszła za mąż za zagranicznego dyplomatę i wraz z nim wyjechała za granicę na zawsze.

Książka ta została wydana w pamiętnej, kultowej serii PIW, która nazywała się Klub Interesującej Książki, w skrócie KIK. Seria ta miała jednakową szatę graficzną, bardzo charakterystyczną i rozpoznawalną na pierwszy rzut oka. Zwróćcie uwagę na ilustrację na okładce! Z początku wydawano w niej naprawdę interesujące powieści, z czasem było coraz gorzej. „Bal w hotelu „Polonia”” ukazał się w roku 1983. Tutaj, z tyłu okładki, jest spis wszystkich pozycji 1983 roku:



A ja dopiero teraz natrafiłam na tę książkę. Stało się to zupełnym przypadkiem. Po prostu, niedawno wyciągnęłam ją z kosza z makulaturą w mojej bibliotece. Ktoś ją przyniósł i tam położył. Nigdy wcześniej nie była czytana. Zajrzałam do niej i wpadłam! Nie mogłam się od niej oderwać, więc zabrałam ją do domu i przeczytałam jednym tchem. Niestety, słynny, stary klej z lat 1980. puścił i właściwie prawie całkowicie rozpadła się po pierwszej lekturze. Bardzo mi się ta opowieść przyda, bowiem zbieram materiały do historii mojej rodziny i z pewnością wykorzystać niektóre opowieści Valciniego, kiedy będę opisywać sławetny „rok pierwszy” po wojnie, zwłaszcza te dotyczące szabru, czarnego rynku i ulicznego handlu. 

Książka ta jest dla mnie niezwykłym rarytasem i myślę, że jakieś wydawnictwo mogłoby ją wydać ponownie, a nawet sam PIW, o ile PIW jeszcze cokolwiek wydaje. Z pewnością byłaby czytana przez miłośników współczesnej historii Polski, zwłaszcza historii obyczajów.  

Valcini Alceo, „Bal w hotelu „Polonia””, tłum. Anna Dutka, PIW, Warszawa 1983



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz