Translate

wtorek, 26 września 2017

Dariusz Rosiak, „Biało-czerwony. Tajemnice Sat-Okha” (polski Indianin czy zwykły mitoman?)




Któż w młodym wieku nie zaczytywał się w książkach o Indianach? Któż nie chciał być jak Winnetou, szlachetny Indianin z powieści Karola Maya? Któż nie słyszał o polskim Indianinie, który nazywa się Sat Okh? 

Sat Okh był współpracownikiem niezwykle popularnego pisma „Świat Młodych”, które w czasach PRL-u ukazywało się trzy razy w tygodniu, występował w telewizyjnych programach dla dzieci i młodzieży, wydawał niezwykle poczytne książki. Z mojego pokolenia słyszeli o nim chyba wszyscy.

Sat Okh opowiadał o sobie, że jego matka Stanisława Supłatowicz była działaczką PPS z Radomia i jeszcze w czasach carskich została skazana na zesłanie na Syberię, w okolice Irkucka i że stamtąd uciekła, przedostając się po lodzie przez Cieśninę Beringa do Kanady, gdzie znaleźli ją tamtejsi Indianie i uratowali od niechybnej śmierci z głodu i wycieńczenia. Zaopiekował się nią wódz plemienia, który się z nią ożenił i spłodził z nią troje dzieci. Najmłodszym z nich był właśnie Sat Okh, którego w okresie międzywojennym matka zabrała ze sobą do Polski. Przyjechali z krótką wizytą, ale wybuchła wojna i nie mogli już wrócić do Ameryki. Sat Okh nazywał się w Polsce Stanisław Supłatowicz, czyli nosił nazwisko nieżyjącego, polskiego męża swojej matki, Leona Supłatowicza, działacza socjalistycznego z Radomia. W czasie okupacji uczył się na tajnych kompletach, potem był aresztowany przez Niemców, uciekł z pociągu jadącego do Auschwitz, później był w lesie, w partyzantce, a jeszcze później został marynarzem, najpierw we flocie wojennej, potem handlowej. Gdzieś tak mniej więcej w latach 1960. stał się sławny jako polski Indianin, syn indiańskiego wodza z Kanady. Był znany i ceniony jako autor takich książek jak „Ziemia słonych skał”, „Biały mustang” czy „Fort nad Atabaską”.  

Historia nieprawdopodobna, ale za komuny wierzyło w nią masę ludzi. Niby dlaczego nie mieli wierzyć? W tamtych czasach nie było Internetu i naprawdę trudno było sprawdzić pewne informacje. Autor tej książki także wierzył w mit polskiego Indianina, bowiem od dziecka był zafascynowany postacią Sat Okha. Jednak jako dorosły człowiek powiedział „sprawdzam” i zaczął tropić przeszłość Sat Okha niczym wytrawny detektyw.  Rozpoczął od opisu pogrzebu swojego bohatera, który niedawno zmarł na raka trzustki i został pochowany na jednym z trójmiejskich cmentarzy. 

Nie chciałabym psuć Wam lektury tej książki, więc właściwie nie powinnam pisać nic więcej, bo czyta się ją niczym najlepszy kryminał. Aczkolwiek, już coś tam wcześniej podejrzewałam, że z tym Sat Okh jest coś nie tak. Od dawna słyszało się że złośliwi mówią, że został Indianinem, kiedy obejrzał film amerykański „Ostatnia walka Apacza” z 1954 roku. Postać indiańskiego wojownika zagrał tam Burt Lancaster. Pamiętam, że artykuły demitologizujące postać polskiego Indianina zaczęły ukazywać się na łamach gdańskiej prasy już w latach 1990. 

Dariusz Rosiak podróżował śladami swojego bohatera, rozmawiał z ludźmi, którzy go znali i pamiętali. Zaczął od spotkania z trzecią żoną Stanisława Supłatowicza, dotarł do jego dzieci z pierwszego małżeństwa, licznych wielbicieli i kolegów z partyzantki, ghostwriter’ów, którzy pisali za niego jego liczne książki, a także ludzi mocno rozczarowanych postacią i działalnością Sat Okha, takich jak Leszek Michalik ze Sztumu, szefa Stowarzyszenia Żółwi, to jest Koła Zainteresowań Kulturą Indian (tak się składa, że poznałam kiedyś Leszka Michalika, pisałam o nim duży materiał do „Czwartego Wymiaru”, a potem coś jeszcze do „Głosu Wybrzeża”, byłam w jego domu i długo rozmawiałam, pamiętam, że kiedy pytałam o postać Sat Okha, to w ogóle nie chciał o nim rozmawiać).  

Autor tej książki opisał także dokładnie rosyjski, a może raczej radziecki okres jego kariery literackiej, bowiem jego książki nie tylko były tłumaczone na rosyjski, ale także powstała jedna książka (nie tłumaczona na polski), którą jakoby napisał z radziecką pisarką Antoniną Leonidowną Rasulową. Nosi ona tytuł „Dorogi schodiatsja” i opowiada o losach dwojga zesłańców na Syberię, to jest matki Sat Okha i wuja Rasulowej, która była podobno faktyczną autorką tej książki. Rasulowa pisząc ją, poszukiwała własnej tożsamości. Uważała bowiem, że była dzieckiem adoptowanym, a jej prawdziwymi rodzicami byli właśnie ów wuj i Stanisława Supłatowicz, późniejsza matka Sat Okha, która miała urodzić ją na Syberii i tam pozostawiać komuś, kiedy zdecydowała się na ucieczkę z zesłania. Podobno Rasulowa przedstawiała się jako siostra Sat Okha, a on temu nie zaprzeczał. 

Bardzo interesujący jest także epizod, w którym autor konfrontuje barwne opowieści Sat Okha z wypowiedziami autentycznych kanadyjskich Indian, do których pojechał i rozmawiał z nimi, dotarł nawet do tych, którzy poznali polskiego marynarza, który w pewnym momencie przylgnął do nich na zawsze.  

Czy Dariusz Rosiak wyświetlił wszystkie tajemnice Sat Okha, jak to zapowiada w tytule? Tego nie wiem, ale niektóre z nich są takie, że naprawdę szczęka opada podczas lektury. Aczolwiek w końcu i tak nie otrzymujemy ostatecznej odpowiedzi na pytanie, kim był Sat Okh. Stopniowo dowiadujemy się, kim nie był. Ale kim był? Czyim dzieckiem był naprawdę? Czy jego matka w ogóle była jego matką, czy po prostu przywiozła do Polski z Rosji po I wojnie światowej jakieś znalezione po drodze bezdomne dziecko, których wówczas, w okresie tuż po rewolucji październikowej, było tak wiele? Ale… Czy ta matka w ogóle była na zesłaniu na Syberii? Może wcale nie spędziła paru lat w Rosji? Dlaczego później kłamała w zeznaniach u notariusza, gdzie podawała pewne fakty o swoim życiu? Tak naprawdę największą tajemnicę stanowi życie jego matki, a dopiero później jego samego. Czy to Stanisława Supłatowicz stworzyła mit polskiego Indianina, wmawiając swemu synowi, że nie jest takim sobie zwyklym chłopcem, tylko synem walecznego indiańskiego wodza? Trudno mi uwierzyć, że był jej rodzonym synem, mało kobiet rodzi dzieci w wieku 45 lat... 

 Ta książka to jedna z najlepszych biografii, jakie ostatnio czytałam. Widać w niej taką pewną zawziętość autora, aby dokopać się do prawdy, jaka by ona nie była.  I mam wrażenie, że to jeszcze nie jest cała prawda o tej barwnej postaci, jaką był Sat Okh. 

Jest film dokumentalny o tym zagadkowym człowieku:



Dariusz Rosiak, „Biało-czerwony. Tajemnice Sat-Okha”, wyd. Czarne, Wołowiec 2017



6 komentarzy:

  1. >>Trudno mi uwierzyć, że był jej rodzonym synem, mało kobiet rodzi dzieci w wieku 45 lat<<

    Stanisława Supłatowicz urodziła się w 1880 r., a data 1925 - jako urodzin Sat-Okha była przez niego podawana na użytek indiańskiej legendy. Na inne okazje miał też daty: 1920 i 1922.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, w wieku 40 lat też nie lekko zajść w ciążę ;)))
      Jak tak się dłużej nad tym zastanawiam, to na własny użytek jestem skłonna uwierzyć w to, co sugeruje Dariusz Rosiak pod koniec tej książki: że Sat Okh był jednym z bezprizornych w Rosji i że jego matka po prostu się zaopiekowała bezdomnym chłopcem.
      Mógł zresztą być synem jakiegoś rosyjskiego księcia?
      To też byłaby piękna legenda ;)

      Usuń
    2. Dawniej )przed antykoncepcją) kobiety powszechnie rodziły po czterdziestce. Przykładowo, Elżbieta Rakuszanka (urodzona w 1436 lub 1437 roku), żona Kazimierza Jagiellończyka, ostatnie dzieci rodziła mając: 39/40, 41/42 i 45/46 lat.

      Usuń
    3. To imponujące! Nie studiowałam nigdy tego aspektu.
      Ale teraz,kiedy tyle par po 30. roku życia próbuje bezskutecznie spłodzić dziecko, mam wrażenie, że to już jest za późno :(
      Ostatnio daleka kuzynka urodziła dziecko w wieku 40 lat, po długiej kuracji hormonalnej i chyba nie tylko, więc rodzina uznała to po prostu za CUD!

      Usuń
  2. Nieco zmieniło mi się zdanie :D Zapraszam:

    http://seczytam.blogspot.com/2017/10/jeszcze-o-ksiazce-rosiaka-i-sat-okhu.html

    OdpowiedzUsuń