„Gdańsk
wojenny i powojenny” Marka Wąsa to znakomita i bardzo rzetelna książka o
historii Gdańska. Jak dla mnie – jest to jedna z nielicznych wydanych ostatnio
książek o II wojnie światowej, która nie jest ani zakłamana, ani sensacyjna,
ani też nie pochyla się ze współczuciem nad „biednymi” Niemcami, którzy jakoby
tak wiele ucierpieli w czasie II wojny światowej. To porządna, popularyzatorska
książka, którą można polecić do czytania uczniom szkoły średniej lub studentom
jako lekturę uzupełniającą. Przeczytałam ją dosłownie jednym tchem!
Z
uwagi na mój aktualny projekt pisarski (piszę książkę o swoich przodkach ze
strony matki) od pewnego czasu siedzę w książkach o II wojnie światowej.
Przeczytałam już ich kilkadziesiąt, mam setki stron notatek, skoroszytów,
wszystko upakowane w kartonach… Przeglądam to, czytam, podkreślam, dyskutuję w
myślach z autorami…
No i mam pewien kłopot. Bo tak: liczne
publikacje z czasów PRL-u są bardzo uczciwe w sensie pisania o niemieckich
zbrodniach, ale ciąży nad nimi trochę socrealistyczny klimat tamtych czasów i ówczesna
cenzura. Publikacje późniejsze są dużo rzadsze, bo, niestety, po 1989 roku
wbrew woli narodu polskiego nastąpiło tzw. „pojednanie” z Niemcami (a kto ich
prosił, by się jednać z odwiecznym wrogiem Polski?) i przez prawie 20 lat
wychodziło bardzo mało książek o tym, ile złego zrobili Niemcy Polakom podczas
okupacji. W to miejsce pojawiły się publikacje o „wypędzonych” Niemcach,
zgwałconych Niemkach i tak dalej. Nastąpiło drastyczne przesunięcie akcentów: Niemki rzekomo zgwałcone przez Sowietów w
czasie wyzwalania Polski stały się ważniejsze od Polaków zamordowanych przez
Niemców. Z tego powodu najnowsze książki o niemieckiej okupacji Polski są dla
mnie do niczego, bo przedstawiają niemiecki punkt widzenia, a nie
polski.
Na
tym tle książka Marka Wąsa jaśnieje niczym piękny brylant z powodu uczciwego
postawienia sprawy. To nie jest kolejna publikacja o tym, jak „biedni”
niemieccy mieszkańcy Gdańska ucierpieli od okrutnych Sowietów i Polaków.
To
jest książka o tym, jak niemieccy mieszkańcy Gdańska sami sobie zgotowali swój
los. Autor opowiada, jak mieszkańcy
Wolnego Miasta Gdańska w latach 1930. entuzjastycznie przyjęli rodzący się w
Niemczech faszyzm i jak poparli Alberta Forstera, późniejszego gauleitera prowincji
Gdańsk-Prusy Zachodnie, a także o tym, jak gorąco witali w swoim mieście Adolfa
Hitlera, który w początkach II wojny światowej odbył uroczysty przejazd ulicami
Gdańska w otwartym samochodzie. Wszystko, co stało się później, wszystkie
krzywdy jakie ich spotkały - były logiczną konsekwencją wcześniejszych wyborów
Gdańszczan. Tak, że nie ma co płakać nad ich losem, bo sami go sobie wybrali. Mimo wszystko istnieje coś takiego jak
sprawiedliwość dziejowa, chociaż czasem oparta jest ona na zbiorowej
odpowiedzialności. Ale przecież sami Niemcy stosowali wobec nas
odpowiedzialność zbiorową. Więc niby dlaczego nie powinni posmakować tego
samego?
Czytamy
w tej książce o tym, jak podle zachował się wobec Polaków bliski kumpel
Forstera (to znaczy Forster wynajmowal pokój w jego mieszkaniu, jak przyjechal
do Gdańska), czyli gdański biskup Carl Maria Splett, który od początku wojny
likwidował polski Kościół Katolicki na Pomorzu; jak Niemcy wysiedlali Polaków z
Pomorza, jak dokonywali zbrodni w Lasach Piaśnickich i pod Starogardem, gdzie
zabili tysiące ludzi; jak Forster próbował zbudować w nową Gdańsku „stolicę
niemieckiego Wschodu”, a potem jak kończyło się niemieckie panowanie nad
Bałtykiem, jak wyglądało wyzwolenie Gdańska, wysiedlenie jego niemieckich mieszkańców,
pojawienie się nowych polskich mieszkańców i jak wyglądała odbudowa Gdańska z
ruin.
Właściwie
wcale mogło nie dojść do tej odbudowy, bo Gdańsk był dla Polaków symbolem
nienawistnej, zbrodniczej niemczyzny. Zdarzały się na przykład takie głosy jak
posła na Sejm Edmunda Osmańczyka, który w kwietniu 1945 roku pisał:
„I
oto leży miasto zabite. Trup Gdańska (…) Tu w Gdańsku sumuję na chłodno
zniszczenia. Może jestem barbarzyńcą, ale kiedy prof. Jan Kilarski, zasłużony historyk
polskości Gdańska mówi o niemożności odbudowania Marienkirche, jest we mnie
słona radość. Jeśli już spłonęły i padły w gruzy wszystkie zaułki starego
Gdańska, jeśli zatonęły pod uderzeniem bomb spichrze – gdańskie żurawie, jeśli
zginęło to wszystko, co przesycone było krzyżackim charakterem władztwa u
ujścia Wisły, to my tego odbudowywać nie będziemy, ani nad zgliszczami łez
ronić. (…) z Gdańska pozostało tylko to, co posiada każdy międzynarodwy port, a
więc urządzenia portowe, stocznie, fabryki, przedmieścia robotnicze. Więcej
nam nie trzeba. Gdańsk zbudujemy wreszcie sami na polską modłę a nie na
krzyżacką butę.” (s. 238)
Autor
wykorzystał w swej pracy ogrom materiałów źródłowych, od starych tekstów z
czasów PRL-u po najnowsze opracowania i wywiady. Właśnie te ostatnie mnie
najbardziej zszokowały. Zdziwiły mnie na przykład wypowiedzi gdańskich Niemek,
że po wojnie nie urodziło się w Gdańsku ani jedno mongolskie dziecko, mimo, że
Niemki były jakoby masowo gwałcone przez skośnookich żołnierzy Armii Czerwonej.
Jak to się stało? Ano, pomogli litościwi Szwedzi z Czerwonego Krzyża, którzy
zawitali do zrujnowanego Gdańska wiosną 1945 roku. Szwedzcy lekarze dokonywali
masowych aborcji ciężarnych Niemek. Załatwiono to po cichu, pod pretekstem badań
lekarskich. Trudny moralny orzech do zgryzienia dla katolików, prawda? Zwłaszcza
niemieckich katolików!
Jeszcze
słówko o autorze. Wyguglowałam sobie Marka Wąsa z Gdańska i okazuje się, że
został on parę lat temu wyrzucony z pracy w gdańskiej redakcji „Gazety
Wyborczej”. No cóż, to dla mnie wspaniała rekomendacja! Czekam na kolejne
książki tego autora. A „Gdańsk wojenny i powojenny” chyba sobie kupię, bo
czytałam egzemplarz z biblioteki. Myślę, że będę jeszcze korzystała z tej
książki i chciałabym mieć ją pod ręką.
Wąs
Marek, „Gdańsk wojenny i powojenny”, wyd. Bellona, Warszawa 2016
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPoprawka: książki o złych Niemcach nie wychodziły w Polsce przez prawie 30 lat! Wyrosło całe pokolenie Polaków, którzy nie wiedzą, że Niemiec to nasz odwieczny wróg! W szkołach im wciskali, że tylko Żydzi i Holocaust są ważne, nie my!
UsuńNie wiem, czy Polacy maja w dupie historię. Chyba nie jest tak źle, skoro w każdym saloniku prasowym leżą stosy różnych miesięćzników o historii. Ktoś to chyba kupuje i czyta, prawda?