Kate
Brown, profesor historii z Uniwersytetu stanu Maryland, napisała książkę o
kresach wschodnich, jakiej nie napisał jeszcze żaden Polak. Prezentuje w niej
zupełnie inne spojrzenie niż nasze na historię dawnych naszych ziem.
Autorka
tej książki studiowała w latach 1980., jeszcze w okresie zimnej wojny pomiędzy
Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Jak sama pisze we wstępie, w 1987
roku dostała stypendium rządu amerykańskiego na studia rusycystyczne i historii
sowieckiej w ramach zimnowojennego programu „poznać wroga”. Jakoś dziwnie to
brzmi, mam wrażenie, że Amerykanie to szpiegów tak kształcili… Przez jakiś czas
przebywała w Lenigradzie, potem jeździła do ZSRR w ramach wymiany studentów. W
każdym razie, nauczyła się na tyle języka rosyjskiego, że mogła potem
samodzielnie prowadzić badania naukowe w terenie. Nie wiem, być może także była szpiegiem? Takie
jakieś mam wrażenie.
Kiedy
wybierałam w antykwariacie książkę „Kresy.
Biografia krainy, której nie ma. Jak zniszczono wielokulturowe pogranicze” to
spodziewałam się czegoś innego niż dostałam. Spodziewałam się jakiejś opasłej
historii naszych dawnych kresów wschodnich, gdzie będzie opisany okres
panowania na tych terenów władców ruskich, a potem polskich. Myślałam, że będę
czytać o ziemi usianej zamkami i pałacami zbudowanymi przez sławne polskie rody,
o ich bohaterskich dokonaniach, o walkach z Turkami, Tatarami i Kozakami, a
potem o zagarnięciu tych ziem przez dwa wrogie nam państwa: Rosję i Austrię, a
jeszcze później o całkowitym zniszczeniu tego polskiego dziedzictwa przez
rewolucję październikową. Takie my, Polacy, mamy przecież widzenie historii
Kresów.
Jednak
amerykańska autorka widzi to inaczej. Kate Brown zrezygnowała z patrzenia na kresy
wschodnie z punktu widzenia polskiego, poprzez pryzmat „melancholijnych” (jak
je nazywa) wspomnień Polaków mieszkających na kresach do końca I wojny
światowej. Ją interesuje tylko okres „sowiecki”. Opisuje czas 1920-1945
(zakończenie I wojny światowej – zakończenie II wojny światowej). Nie opisuje
też całych kresów wschodnich, które obejmują przecież bardzo rozległy obszar
rozciągający się na terenie obecnej Łotwy, Litwy, Białorusi i Ukrainy. W książce Kate Brown „kresy” oznaczają tylko
to, co w polskiej historiografii nazywa się „dalekimi kresami”, czyli ziemie
utracone przez Polskę po I wojnie światowej, te, które pozostały za Zbruczem. I
z tych ziem jeszcze wybiera sobie jako temat swojej szczegółowej analizy tereny
w okolicach Żytomierza, na których Sowieci utworzyli specyficzne jednostki
administracyjne, to jest Marchlewski Polski Rejon Autonomiczny
(Marchlewszczyzna) oraz Puliński Niemiecki Rejon Autonomiczny. W sposób dość
zwięzły, posługując się głównie aktami z różnych archiwów oraz tym, co
zobaczyła podczas wycieczek w tamte strony, opisuje to, co działo się w tych dwóch
rejonach w czasach, kiedy panowali tam Sowieci, a potem Niemcy. Jest to
spojrzenie trochę zaskakujące dla Polaka, przypominające to, w jaki sposób
opisał kresy wschodnie Timothy Snyder w książce „Skrwawione ziemie. Europa
między Hitlerem a Stalinem.”
Na początku Kate
Brown przedstawia dawne kresy dalsze jako krainę pełną mistyki i cudowności,
poświęca temu rozdział pod tytułem „Widma w łaźni”. Była to ziemia, którą
zamieszkiwali pospołu Polacy, Rusini, Niemcy (niemieccy osadnicy z czasów
carskich) i Żydzi, tworzący razem tygiel narodów, w którym tożsamości nie były
jasno określone i odznaczone. Kiedy zaczęli tam panować Sowieci, to zrobili
przede wszystkim spis obywateli, dzieląc ich według narodowości, a potem
tworząc dwa narodowe okręgi autonomiczne. Autorka poświęca najwięcej miejsca
funkcjonowaniu polskiego okręgu autonomicznego ze stolicą w miejscowości
Dowbysz, bo na ten temat znalazła chyba najwięcej materiałów archiwalnych.
Opisuje więc narodziny, rozkwit i upadek Marchlewszyzny, której mieszkańców
wysiedlono do Kazachstanu w drugiej połowie lat 1930. W innym rozdziale opisuje
funkcjonowanie pobliskiego niemieckiego okręgu autonomicznego, którego
mieszkańcy także pojechali przymusowo do Kazachstanu, tak jak ich polscy
sąsiedzi.
Niestety,
w końcowej części książki autorka przypuszcza zmasowany atak na ideę
narodowości w ogóle. Na jednym oddechu krytykuje niemiecki nazizm, nacjonalizm
ukrański i polski patriotyzm. Pisze: „Coraz bardziej narodowościowa w swym
charakterze polityka państwa sowieckiego wskazywała na niezaprzeczalny związek
między narodem, kulturą i geografią. Edukacja nazistowska, OUN-owska, a także
polska zawierały podobne przesłanie.” (s. 249) Takie stawianie w jednym rzędzie
Polaków, banderowców i niemieckich faszystów jest obraźliwe dla naszego państwa
i naszego narodu. Dziwię się bardzo, że wydawnictwo PAŃSTWOWEGO Uniwersytetu Jagiellońskiego przepuściło to zdanie, nie
dając tam żadnego przypisu wyjaśniającego. Przecież to szkaluje dobre imię
Polski! Takie pisanie o polskiej historii i polskim patriotyzmie to prosta droga do pisania o "polskich obozach koncentracyjnych".
Dziwnym
trafem, autorka tej książki nie widzi nic złego w rozwijaniu tradycji
żydowskich na dawnych kresach wschodnich, ani też w typowym żydowskim
izolowaniu się od otoczenia w sensie kulturowym. Ciekawe, prawda? Czyli - żydowski patriotyzm jest cacy, a inne są be? Taki wniosek można wysnuć z tego, co pisze ta pani!
A
dalej to już jest coraz gorzej! Kate Brown, Amerykanka (czyli osoba właściwie bez
narodowości) przypuszcza zmasowany atak na narody w Europie. Nie używa nawet
słowa „patriotyzm”, tylko wali w mordę słowem „nacjonalizm”. Nie wiem, czy
takie złe działanie wynika z jej niewiedzy? Czy może raczej jest ona agentką
Nowego Wspaniałego Porządku Świata (NWO), który za pieniądze George’a Sorosa
chce zniszczyć stare europejskie państwa narodowe? Takie myśli bowiem snuły mi
się po głowie, gdy kończyłam czytać tę książkę. Według autorki – dobrze jest,
gdy panuje „multi-kulti”, a źle jest, gdy ludzie są podzieleni na narodowości i
mają je wpisane w dowodzie (tak było w ZSRR). Zapomina jednak, że to dawne
kresowe „multi-kulti” kwitło tak wspaniale najpierw pod polskim (narodowym!)
panowaniem, a potem pod berłem rosyjskiego cara (też narodowca!).
I
tak sobie myślę, że z jednej strony książka Kate Brown to pozycja bardzo
wartościowa w sensie historycznym i w ciekawy sposób opisująca koniec polskich kresów wschodnich. Jednak
z drugiej strony jest to pozycja niebezpieczna dla Polski, bo jej głównym przesłaniem jest
udowodnienie, że pojęcia „naród” i „narodowość” są czymś złym i zbędnym we
współczesnym, globalizującym się świecie. Odkładam tę pozycję mocno
rozczarowana.
Przy
okazji dodam jeszcze, że temat Marchlewszczyzny został znakomicie opisany przez
polskiego reportera i podróżnika Marka Koprowskiego, który jeździł do Dowbysza
i poświęcił mu kilka swoich książek.
A
to profesor Kate Brown we własnej osobie:
Brown
Kate, „Kresy. Biografia krainy, której nie ma. Jak zniszczono wielokulturowe
pogranicze”, tłum. Aleksandra Czwojdrak, Wydawnictwo Uniwersystetu
Jagiellońskiego, Kraków 2013
nie czytałam jeszcze
OdpowiedzUsuńAlez nie, Amerykanie sa bardzo patriotyczni, i popieraja patriotyzm. Ta osoba to jakas z uniwersytetu, a uniwerki sa indoktrynowane.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ja też miałam jakieś takie wrażenie, że Amerykanie są patriotyczni. Znam ludzi, którzy pojechali na zarobek do USA i jak po latach wrócili, to teraz - wzorem Amerykanów - stawiają sobie flagę w ogródkach (to znaczy polską flagę, nie amerykańską). Być może na uniwersytetach jest inaczej, tam rządzi lewica?
Usuń
OdpowiedzUsuńPewnie. Taka ekonomia to juz nawet nie jest nauka, sluzy korporacjom. Uniwersytety amerykanskie dysponuja ogromymi funduszami. I maja sponsorow, wiec sa zaprogramowane zgodnie z obecna swiatowa polityka. Na szczescie zwykli Amerykanie maja swoj rozum i jeszcze sie tak nie dali, jak wiekszosc Europejczykow. Z nimi tak latwo nie pojdzie, przynajmniej patrzac na Poludnie czy Srodkowy Zachod, maja jednak wciaz to poczucie wolnosci wyrazania pogladow i religii, zagwarantowane w Konstytucji i wpajane im od wiekow. Chociaz te wolnosc niestety coraz bardziej traca. Kiedys policja nie wymagala dowodow osobistych (zreszta wciaz nie maja klasycznych dowodow), jak powiedzialas, ze nazywasz sie Izabela Kastylijska, policjant musial tak zanotowac i nic mu do tego, teraz juz ograniczenie praw obywatelskich pod pozorem walki z terroryzmem.
Dzieci w Teksasie wciaz codziennie recytuja przysiege na Flage i krotka modlitwe typu God bless Texas. To zaniechano w NY czy w Kalifornii. Arizona, Nowy Meksyk sie nie daja, Luisiana i reszta poludnia zachowuja swoje ciekawe tradycje, im tez wydano walke. Dlatego tak probuje sie osmieszac takie stany, bo dbaja o swoja tozsamosc i kazdy musi tam pracowac, jak w Texasie, nie ma rozdawania cudzych pieniedzy.
Ostatnio gadalam z jednym Amerykaninem, synem Polaka i Niemki, ale rodzice go nie nauczyli ani polskiego ani niemieckiego. Odkryl w sobie polskosc i poszukiwal koszulki z polskim godlem narodowym, albo czyms polskim. Stwierdzil, ze Europa popelnia zbiorowe samobojstwo i tylko Polska i Wegry przetrwaja, i poczul sie Polakiem
To bardzo ciekawe, co piszesz! Mam bardzo słabe pojęcie o współczesnej Ameryce, nie znam ludzi stamtąd, wiem tylko to, co podają w mediach. A takich rzeczy jakie przytaczasz, to akurat nie podają ;)))
UsuńTa obecna światowa polityka, typu walka z patriotyzmem, który określa się negatywnie nazywając go nacjonalizmem, jest widoczna w wielu obecnych publikacjach na temat historii. Właśnie zaczęłam czytać książkę o Rasputinie Douglasa Smith'a, świetnie napisaną, z bogatym tłem itd. To też jest autor amerykański. No i on też jak pisze o patriotycznych ruchach w Rosji przed rewolucją to pisze, że to byli nacjonaliści. I oczywiście - antysemici. Kazał mu ktoś tak pisać czy co?
Ale to tylko ci tzw. intelektualisci. Ludzie raczej uwielbiaja patriotyzm, flagi. W Waszyngtonie, gdzie jest duzo weteranow np. z Wietnamu, wiele osob sciska im rece i mowi - dziekuje za twoja sluzbe. Wiec u zwyklych ludzi nie jest zle, jeszcze, bo nowe pokolenia, to roznie moze byc, pewnie zalezy od wychowania i wplywow.
UsuńObejrzyj sobie na cda film Inside Job, o kryzysie w 2008, przetlumaczony na polski. Bardzo dobrze zrobiony. Tylko dluzsza wersje, jakies poltorej godziny. Pokazuje to zaklamanie elit amerykanskich, te cala zaklamana ekonomie na uniersytetach (fajny byl tam fragment wywiadu z jakims rektorem katedry ekonomii). Kazdy przecietny czlowiek poszedlby do wiezienia za kradziez dolara, oni tam okradli caly kraj, co tam kraj, caly swiat okradli i w dodatku zostali sowicie wynagrodzeni przez Obame. I nic sie nie stalo. No, pocieszjace jest to, ze jeszcze taki film mogl wyjsc, wiec nadzieja jeszcze jest, ze nie do konca ludzie zglupieli i dali sie zniewolic.
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za polecankę, poszukam tego filmu na YT. Pozdrawiam!
UsuńCharles Ferguson - Szwindel - polski tytul. Inny ciekawy film to - Gotowka Clintonow.
OdpowiedzUsuń