Kupiłam
tę książkę na wyprzedaży w księgarni za jakieś 10 złotych i okazało się to
strzałem w dziesiątkę. Przeczytałam ją jednym tchem! A raczej pochłonęłam!
Korespondent
wojenny to taki ekskluzywny i pełen przygód zawód, o którym młodzi ludzie marzą
po nocach. Tak jak archeolog-egiptolog, kowboj, strażak, policjant, cyrkowiec, podróżnik i inne takie zawody, które zwykle wykonuje kto inny, a my,
zwykli ludzie. możemy sobie tylko wyobrażać, jakby to było. Ja przynajmniej w
młodości marzyłam o wykonywaniu takich profesji. W ogóle to pierwszym zawodem,
który mnie pociągał, to była zakonnica, bo miałam fantastyczną siostrę Katarzynę
(z zakonu elżbietanek) z parafii pw. Świętej Trójcy w Bydgoszczy, która uczyła
mnie religii w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Chciałam być taka jak
siostra Katarzyna i koniec. – No, co ty? Chcesz być pingwinem? Zobacz, jak one
wyglądają! – szydził mój starszy kuzyn, wyśmiewając te moje religijne zapędy.
Bo siostry nosiły czarne habity, białe kornety i coś tam jeszcze białego pod
szyją. Pingwinem nie chciałam zostać. To było oczywiste :)))
O
korespondentach wojennych po raz pierwszy przeczytałam chyba coś w związku z
Ernestem Hemingway’em, który obserwował wojnę domową w Hiszpanii, a potem napisał
powieść „Komu bije dzwon”. Słyszałam oczywiście o Melchiorze Wańkowiczu, który odpytywał
żołnierzy polskich biorących udział w bitwie o Monte Cassino i też napisał
książkę. No, a potem to już były filmy, jak „Zawód reporter” Antonioniego z
rewelacyjnym Jackiem Nicholsonem w roli głównej i jakieś inne, których tytułów
już nie pamiętam. Kojarzę oczywiście przepiękną Christiane Amanpour,
korespondentkę wojenną z CNN, i Hiszpana Arturo Perez-Reverte, który był na wojnie
w Jugosławii i potem napisał powieść „Terytorium Komanczów”, na podstawie której
nakręcono film fabularny.
Ale
nie znałam polskich współczesnych korespondentów wojennych. Wiąże się to
zapewne z tym, że nie mam telewizora, a jak go miałam, to prawie nie oglądałam
żadnych wiadomości. Sama przez ładnych parę lat pracowałam w mediach, i to w
dziale wiadomości terenowych, jeździłam stale gdzieś tam, rozmawiałam z różnymi
ludźmi, przygotowywałam njusy i różne krótkie reportaże, a jak wracałam
zmęczona wieczorem do domu, to chciałam mieć już tylko ciszę i spokój. Potrzebowałam
się zresetować. Nie miałam ochoty zaśmiecać sobie mózgu cudzymi rewelacjami i
zbędnymi informacjami. Zanim nastał internet, o tym, co się wydarzyło w Polsce
i na świecie, dowiadywałam się zwykle od innych ludzi. Jak było to coś ważnego
i przydatnego w mojej pracy, to sobie to później doczytałam w gazetach. A jak
już był internet, to po co miałam oglądać wiadomości, skoro mogłam sobie
wszystko sprawdzić jednym kliknięciem? Poza tym, niewiele rzeczy mnie tak
denerwuje jak włączony telewizor w domu! Jak widzę coś takiego, to zaraz wyłączam! Inaczej nie mogę się skupić.
Tak
więc, bohaterowie tej książki to dla mnie w większości zupełnie obce osoby,
których nigdy nie widziałam na ekranie telewizora. Kojarzyłam Marię
Wiernikowską z jej reportaży wojennych publikowanych w „Gazecie Wyborczej” w
latach 1990. (wtedy jeszcze czytałam „Wyborczą” jak cała Polska zresztą), Wiktora
Batera, bo był korespodentem w Rosji, która mnie zawsze interesowała i Miładę
Jędrasik, bo pracowała w „Polityce”, którą kiedyś, wieki temu, jeszcze
czytałam.
Dlatego
też, nie znając tych ludzi i nie mając żadnego zdania na ich temat – odebrałam te
ich historie bardzo świeżo. Książka składa się z wywiadów i reportaży na temat
poszczególnych polskich korespondentów wojennych. A są to korespondenci radiowi,
telewizyjni i prasowi: Jacek Czarnecki, Maria Wiernikowska, Krzysztof Miller,
Artur Łukaszewicz, Wiktor Bater, Radosław Kietliński, Wojciech Rogacin, Miłada
Jędrysik, Waldemar Milewicz, Piotr Górecki i Wojciech Jagielski.
Opowieści
tych ludzi są niezwykłe, jest to mieszanina wielkiej polityki i relacji o wojnach
prowadzonych w różnych stronach świata (głównie była Jugosławia i Bliski
Wschód), ale najlepsze z tego wszystkiego są historie poszczególnych ludzi i
porady, jak przeżyć w trudnych warunkach wojennych i co znaczy wcześniejsze
harcerskie przygotowanie lub wojskowe. Te relacje naprawdę są niesamowite i niepowtarzalne,
do tego napisane z biglem, czyta się to bardzo szybko i na jednym oddechu. To
bardzo dobra, wnikliwa książka pokazująca to, czego nawet nie podejrzewają
widzowie oglądający reporteza brylującego na ekrainie ich telewizora. A do tego
skłaniająca do refleksji na temat wojen w ogólności i zawodu reportera
wojennego w szczególności. Dla mnie, jako poszukiwaczki zdarzeń związanych ze
zjawiskami paranormalnymi, bardzo interesujące były również świadectwa dawane
przez poszczególnych korespondentów związane z tym, co się nazywa intuicją czy też
postrzeganiem pozazmysłowym, te wszystkie historie o tym, że „żyję, bo tamtego
dnia nie poszedłem tam i tam”, albo „poszedłem, pojechałem tamtędy i dlatego
żyję”.
Kowalska
Dorota, Rogacin Wojciech, „Korespondenci. Pl. Wstrząsające historie polskich
reporterów wojennych”, wyd. Czarna Owca, Warszawa 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz