Translate

czwartek, 13 kwietnia 2017

Moje zakupy w taniej jatce Dedalus




Jako minimalistka chciałam zamówić tylko jedną książkę, no, może dwie… Bo zaczęłam już zbierać dokumentację do mojej drugiej książki (o losach mojej rodziny w czasie II wojny światowej). No i zajrzałam na stronę Dedalusa… 

Miałam tylko zamówić książkę Egberta Kiesera o ucieczce Niemców z Prus Wschodnich w styczniu 1945 roku. Normalnie była droga, prawie 40 złotych, a w Dedalusie wypatrzyłam ją za 18 złotych. Chodzi mi o tę książkę:



Moja mama była w czasie wojny na robotach przymusowych w Prusach Wschodnich u takiego strasznego Niemca Radtkego, no i w styczniu 1945 roku też musiała uciekać razem z Niemcami przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Na szczęście Iwany byli szybsi od Fryców! Mama została wyzwolona z niemieckiej niewoli przez żołnierzy 2. Frontu Białoruskiego, którym dowodził marszałek Konstanty Rokossowski. Straszny Niemiec Radtke dostał kulkę w łeb, a polscy, rosyjscy i ukraińscy robotnicy przymusowi zawrócili zaprzężone w konie wozy i wrócili z powrotem do tego samego niemieckiego majątku, w którym wcześniej przebywali. Dwa dni prawie byli tam sami, potem przyszli radzieccy żołnierze frontowi i powiedzieli „uchoditie domoj!”. Rosjanie i Ukraińcy od razu zostali wcieleni do armii, zaś Polacy zaprzęgli konie do wozu i ruszyli piechotą z Prus Wschodnich do domu, pod Toruń, skąd pochodziła większość z nich. Podróż była z przygodami, kule świstały nad głowami, a grupka wędrowców przekradała się do domu między zmieniającymi się frontami: niemieckim i radzieckim. Po dwóch tygodniach mama i jej towarzysze doszli żywi i cali do domu. Byli potwornie zmęczeni, zmarznięci i głodni, ale żywi. Wojna się dla nich skończyła. O tym właśnie będę pisać książkę. 

Ale jestem ciekawa, jaki mógłby być los mojej matki, gdyby nie została wyzwolona przez Armię Czerwoną. Dokąd poprowadziłby swoje wozy straszny Radtke, co by się mogło stać z polskimi niewolnikami, gdyby nie pomoc radzieckich sołdatów. - Nic tak nie cieszy, jak seria z pepeszy! – jak to mówią. Z takim właśnie uczuciem zapewne poczytam sobie o smutnym losie Niemców uciekających przed Armią Czerwoną ;)))

Potem znalazłam jeszcze wspomnienia wojenne Eugeniusza Szulczewskiego (także z robót przymusowych) za jedyne 3 złote.

I co by tu dobrać do tego?

Wyszukałam więc książkę o Nowych Ruskich w Londynie (tytuł oryginalny „Londongrad), którą widziałam u sympatycznej pani na vlogu „czytam i piszę” (za 14 złotych):





Do tego taką oto ciekawą opowieść „w sepii” o brytyjskim królu Edwardzie VII i dawnym Marienbadzie (dzisiaj Mariańskie Łaźnie w Czechach) – za 12 złotych:








No i zupełne szaleństwo – kresowe opowieści grozy, które napisał przed wojną poleski wojewoda Wacław Kostek-Biernacki. „Straszny gość” to sześć opowiadań o diabłach i wiedźmach, rzecz dzieje się na Polesiu, które Kostek-Biernacki przemierzał raz w tygodniu w chłopskim przebraniu. Narratorem jest poleski chłop Kostia, porte parole autora. Rzecz była absolutnie zakazana w PRL, ówczesna cenzura wycofała wszystkie egzemplarze z bibliotek i spaliła. Kostek-Biernacki w tym czasie przebywał w komunistycznym więzieniu jako sanacyjny przestępca. Zajrzałam do środka i zapachniało mi słowiańskim horrorem, a konkretnie Gogolem (coś w stylu „Wija” to jest). Cymesik, mówię Wam! Kosztowało to tylko 5 złotych.  





Wszystko razem z przesyłką wyniosło 65 złotych. Tak to ja lubię kupować! Wiwat tanie jatki!


 
 

2 komentarze:

  1. 65 złotych! I tyle książek.
    "Zdarzyło się w Marienbadzie" miałam już kupić jakiś czas temu. Zajrzę na stronę księgarni, którą polecasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dedalus ma też jakieś księgarnie realne, m. in. w Krakowie, wiem, bo tam znajomi kupują.

      Usuń