Jako
minimalistka chciałam zamówić tylko jedną książkę, no, może dwie… Bo zaczęłam
już zbierać dokumentację do mojej drugiej książki (o losach mojej rodziny w czasie
II wojny światowej). No i zajrzałam na stronę Dedalusa…
Miałam
tylko zamówić książkę Egberta Kiesera o ucieczce Niemców z Prus Wschodnich w
styczniu 1945 roku. Normalnie była droga, prawie 40 złotych, a w Dedalusie
wypatrzyłam ją za 18 złotych. Chodzi mi o tę książkę:
Moja
mama była w czasie wojny na robotach przymusowych w Prusach Wschodnich u
takiego strasznego Niemca Radtkego, no i w styczniu 1945 roku też musiała
uciekać razem z Niemcami przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Na szczęście
Iwany byli szybsi od Fryców! Mama została wyzwolona z niemieckiej niewoli przez
żołnierzy 2. Frontu Białoruskiego, którym dowodził marszałek Konstanty
Rokossowski. Straszny Niemiec Radtke dostał kulkę w łeb, a polscy, rosyjscy i
ukraińscy robotnicy przymusowi zawrócili zaprzężone w konie wozy i wrócili z
powrotem do tego samego niemieckiego majątku, w którym wcześniej przebywali.
Dwa dni prawie byli tam sami, potem przyszli radzieccy żołnierze frontowi i
powiedzieli „uchoditie domoj!”. Rosjanie i Ukraińcy od razu zostali wcieleni do
armii, zaś Polacy zaprzęgli konie do wozu i ruszyli piechotą z Prus Wschodnich
do domu, pod Toruń, skąd pochodziła większość z nich. Podróż była z przygodami,
kule świstały nad głowami, a grupka wędrowców przekradała się do domu między
zmieniającymi się frontami: niemieckim i radzieckim. Po dwóch tygodniach mama i
jej towarzysze doszli żywi i cali do domu. Byli potwornie zmęczeni, zmarznięci i głodni, ale
żywi. Wojna się dla nich skończyła. O tym właśnie będę pisać książkę.
Ale
jestem ciekawa, jaki mógłby być los mojej matki, gdyby nie została wyzwolona
przez Armię Czerwoną. Dokąd poprowadziłby swoje wozy straszny Radtke, co by się
mogło stać z polskimi niewolnikami, gdyby nie pomoc radzieckich sołdatów. - Nic
tak nie cieszy, jak seria z pepeszy! – jak to mówią. Z takim właśnie uczuciem
zapewne poczytam sobie o smutnym losie Niemców uciekających przed Armią Czerwoną
;)))
Potem
znalazłam jeszcze wspomnienia wojenne Eugeniusza Szulczewskiego (także z robót
przymusowych) za jedyne 3 złote.
I
co by tu dobrać do tego?
Wyszukałam
więc książkę o Nowych Ruskich w Londynie (tytuł oryginalny „Londongrad), którą
widziałam u sympatycznej pani na vlogu „czytam i piszę” (za 14 złotych):
Do
tego taką oto ciekawą opowieść „w sepii” o brytyjskim królu Edwardzie VII i dawnym
Marienbadzie (dzisiaj Mariańskie Łaźnie w Czechach) – za 12 złotych:
No
i zupełne szaleństwo – kresowe opowieści grozy, które napisał przed wojną poleski
wojewoda Wacław Kostek-Biernacki. „Straszny gość” to sześć opowiadań o diabłach
i wiedźmach, rzecz dzieje się na Polesiu, które Kostek-Biernacki przemierzał
raz w tygodniu w chłopskim przebraniu. Narratorem jest poleski chłop Kostia,
porte parole autora. Rzecz była absolutnie zakazana w PRL, ówczesna cenzura
wycofała wszystkie egzemplarze z bibliotek i spaliła. Kostek-Biernacki w tym
czasie przebywał w komunistycznym więzieniu jako sanacyjny przestępca.
Zajrzałam do środka i zapachniało mi słowiańskim horrorem, a konkretnie Gogolem
(coś w stylu „Wija” to jest). Cymesik, mówię Wam! Kosztowało to tylko 5
złotych.
Wszystko
razem z przesyłką wyniosło 65 złotych. Tak to ja lubię kupować! Wiwat tanie jatki!
65 złotych! I tyle książek.
OdpowiedzUsuń"Zdarzyło się w Marienbadzie" miałam już kupić jakiś czas temu. Zajrzę na stronę księgarni, którą polecasz.
Dedalus ma też jakieś księgarnie realne, m. in. w Krakowie, wiem, bo tam znajomi kupują.
Usuń