„Stulecie
winnych” Ałbeny Grabowskiej to historia rodziny Winnych z Brwinowa pod
Warszawą. Te dwa tomy, które przeczytałam, opowiadają o losach członków rodziny
od początku I wojny światowej, poprzez okres międzywojenny, II wojnę światową i
dalej aż do roku 1968.
Sięgnęłam
po to, bo jestem pies na sagi rodzinne, a do tego słyszę wokół, że „to się
czyta!”. Blogosfera – w zachwycie! W mojej bibliotece publicznej – ta książka
jest na zapisy. Zapisałam się więc na pierwsze dwa tomy, bo na trzy od razu
jakoś nie można było. Odczekałam, dostałam i przeczytałam.
No,
cóż, przyznam rację tym zachwyconym. To się czyta! To się naprawdę czyta! Grabowska
ma ten rzadki dar narracyjny, który powoduje, że człowiek płynie przez tę
opowieść, żądny dalszych wrażeń i tego, jak potoczą się losy bohaterów.
Aczkolwiek,
momentami nie wiedziałam, kto jest właściwie adresatem tej powieści. Może
dziecko? Bo jest tam wiele fragmentów napisanych i z perspektywy dziecka i tak,
jak się kiedyś dla dzieci (no, niech będzie, młodzieży, to jest nastolatków)
pisało. Odnalazłam tutaj sympatyczny, rodzinny, cieplutki klimat „Ani z
Zielonego Wzgórza”, „Ani i Mani” Ericha Kastnera (powieść o bliźniaczkach) i tak
modnych kiedyś powieści Krystyny Siesickiej. Jest też trochę atmosfery z baśni
rodem: zło zostaje ukarane a dobro nagrodzone. Może nie od razu, ale kiedyś
potem ta sprawiedliwość dziejowa triumfuje. Opatrzność w każdym razie czuwa! I
jak trzeba, to interweniuje.
Z
drugiej strony, myślałam sobie: nie, to nie może być dla dzieci, skoro są tu
opisane tak drastyczne sceny i motywy fabularne. Gwałty, porody, choroby,
morderstwa, wojna, głód, zdolności parapsychiczne, homoseksualizm, prostytucja
i tak dalej. Ta warstwa mocno „dla dorosłych” trochę kojarzyła mi się z głośną
powieścią Gabriela Garcii Marqueza „Sto lat samotności”, a trochę z różnymi
dziełami z gatunku literatura popularnej, np. Krystyny Nepomuckiej czy
Stanisławy Fleszarowej-Muskat, które także były kiedyś w bibliotekach na
zapisy. Trochę też jest tutaj klimatu utworów Jarosława Iwaszkiewicza (zwłaszcza
opowiadań i sagi „Sława i chwała”). Sam Iwaszkiewicz występuje zresztą w tej
powieści jako jedna z postaci, mocno niesympatyczna, i przez jedną z bohaterek
zostaje w końcu obity kijem za to, że próbuje uwodzić jej młodego, przystojnego
kuzyna. Oj, pokochałam Ałbenę Grabowską za tę scenę. Obijanie kijem homoseksualistów!
Co o tym myślicie? ;)))
A
teraz pretensje!
Po
pierwsze.
Drażniła
mnie obecna w tekście naprawdę mocna rusofobia Autorki. Rusek zły, Rusek zabił,
Rusek ukradł, Rusek zgwałcił, Rusek zapanował nad Polską i tak dalej. Wciąż ten
podły Rusek! Ja rozumiem, że od wieków stosunki polsko-rosyjskie układały się
różnie, ale czy naprawdę trzeba w popularnej powieści dla kobiet wdrukowywać
czytelniczkom nienawiść do Rosjan? I robić to nawet kosztem prawdy
historycznej?
U
Grabowskiej „Rusek” gwałci i morduje w czasie I wojny światowej w czasie, kiedy
– UWAGA – „Ruska” dawno już nie ma na ziemiach polskich. Rosjanie wycofali się
bowiem z Warszawy latem 1915 roku, o czym pani Grabowska chyba zapomniała. Od
lata 1915 roku wszystkie zbrodnie wojenne na terenach polskich były dziełem
wojsk niemieckich. A nie ruskich.
Z
kolei w czasie opisów II wojny światowej Autorka posunęła się już do tak
drastycznych oskarżeń „Ruskich”, że napisała, iż radzieccy żołnierze, którzy
wyzwolili jakiś obóz koncentracyjny (nie podaje dokładnie jaki), dokonali tam
masowych gwałtów na więźniarkach.
No,
tego to już trochę za wiele! Nie wiem, skąd pani Grabowska wzięła takie
informacje, że Armia Czerwona gwałciła więźniarki z obozów koncentracyjnych,
które wyzwalała. A może je po prostu wymyśliła, bo nie lubi „Rusków”? Wolno
jej, wszak to powieść! To tyko fikcja! Ale po co podawać takie wymyślone,
nieprawdziwe rzeczy? Żeby jątrzyć i siać nienawiść pomiędzy słowiańskimi
narodami? Przecież takie kłamstwa mogą być nawet przyczyną dyplomatycznego
protestu ze strony Rosji!
Autorka
jest podobno pół-Bułgarką, pół-Polką. W każdym razie, w stuprocentach
Słowianką. Więc skąd ta niechęć do Rosji? Czyż nie jest tak, że my wszyscy,
Polacy, Bułgarzy, a także Rosjanie, jesteśmy po prostu Słowianami? I powinniśmy
się zbliżyć do siebie, poznać swoją kulturę i język, a nie nienawidzić. Mówię
to, oczywiście, jako gorąca słowianofilka.
Po
drugie. Czy naprawdę w każdej współczesnej polskiej powieści o II wojnie światowej muszą być
Żydzi? Jestem zmęczona tym tematem. Mam tego
dość! Ja chcę czytać powieści o Polakach, a nie o Żydach. O Żydach już nie
chcę!
No,
to tyle moich zastrzeżeń.
A poza tym, bardzo dobrze i szybko się czytało.
Aczkolwiek, chyba nie mam już ochoty na tom trzeci.
Grabowska Ałbena, „Stulecie
winnych”, tom 1 – „Ci, którzy przeżyli”, wyd. Zwierciadło, Warszawa 2014
Grabowska Ałbena, „Stulecie
winnych”, tom 2 – „Ci, którzy walczyli”),
wyd. Zwierciadło, Warszawa 2015
O tych gwałtach na więźniarkach już czytałam w jakimś artykule. Ale nie pamiętam szczegółów. Na pewno czytałam.
OdpowiedzUsuńJa tę książkę zamierzam przeczytać.
No, nie wiem, ja się chyba innej historii uczyłam: że Armia Czerwona wyzwalała te obozy. A nie gwałciła.
UsuńA masz jakieś konkretne źródło, które podało taką informację? Miałam wrażenie, że pani Ałbena to z głowy wzięła. A myślałam, że Bułgaria, kraj prawosławny i słowiański to młodsza siostra Rosji. Oj, można się pomylić! Moja koleżanka Rosjanka mówi, że Bułgarzy to zawsze zdrajcy.
Wiesz, przeczytać wszystko można :)))
A ja znam nieco inną sprawę gwałtu dokonanego przez kilku durniów z Armii Czerwonej. Opowiadała mi o tym moja św. pamięci Babcia (była przez kilka lat Numerem w jednym z KL). Wracała do Polski, wraz z grupą, ocalałych cudem, współwięźniarek. Napadła na nich grupa pijanych żołnierzy radzieckich. Jedną z kobiet porwano i dokonano gwałtu. Babcia, która już dawno przestała bać się śmierci, dotarła do jednego z dowódców. Trzeba było trafu, że to był sam Iwan Koniew. Ten wpadł w istny szał (Rosjanie, jeżeli pamięć mnie nie myli, mawiają - рвал и металл). Przeprowadzone natychmiast śledztwo, wskazało winnych. Śledczy, bowiem, otrzymał krótkie polecenie (okraszone suto wielopiętrowymi wulgaryzmami) - winnych natychmiast znajdziecie, albo sami nałożycie głową.
UsuńI cóż. Gwałcicieli Koniew osobiście zastrzelił, dowódcę kompanii, z której pochodzili przestępcy, i ich politruka, rozkazał POWIESIĆ, a resztę kompanii natychmiast odesłał do karnego batalionu.
Bardzo ciekawa historia. Dzięki!
UsuńJak widać, różnie to bywało. Co innego prości zołnierze, co innego oficerowie. Na wojnie, jak na wojnie, gwałt się też zdarza. Niemcy także gwałcili Polki, o czym się tak często nie przypomina jak o gwałtach radzieckich.