Translate

poniedziałek, 29 lutego 2016

Maria Rodziewiczówna, „Jaskółczym szlakiem”




„Jaskółczym szlakiem” to chyba najzabawniejsza powieść Marii Rodziewiczówny, jaką kiedykolwiek czytałam. Rzecz dzieje się na kresach wschodnich, na Polesiu. Utwór napisany jest w konwencji powieści drogi (zwanej też niegdyś powieścią gościńca), dzięki czemu autorka ma możliwość wręcz reportażowego zaprezentowania malowniczych obrazków z Polesia pod koniec XIX wieku. Czytelnik poznaje szereg tamtejszych dworów, miasteczek i gościńców, a także wielką ilość mieszkańców tamtych stron, niezwykle barwnych i ciekawych typów ludzkich. 

Pretekstem do przedstawienia tych obrazków jest podróż „rzemiennym dyszlem” (od dworu do dworu) ciotki Felicji Jamontówny, podstarzałej starej panny, która przywiozła w rodzinne strony swego bratanka Konstantego, by znaleźć mu polską żonę. Jamontówna całe lata nie była w Polsce, bo dawno temu wyemigrowała do Algieru z bratem, jego żoną i małym synkiem. 

W poszukiwaniu pracy i chleba rodzina Jamontów osiadła we francuskiej kolonii w Afryce, tam prowadzi spore gospodarstwo rolne. Konstanty skończył szkołę w Paryżu, odbył służbę wojskową we francuskiej armii i jako młodzieniec zaczął sprawiać kłopoty obyczajowe, to znaczy wchodzić w liczne romanse i zadawać się z nieodpowiednimi pannami. Wtedy to się nazywało, że chłopak „lampartuje się” (lampartował się także Zbyszko z „Moralności pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej, ot, takie modne słówko z epoki). W tej sytuacji rodzice postanowili ożenić go z Polką.

Miało to być gwarancją, że przyszła małżonka będzie uczciwa, pracowita i pobożna. Wskazane było, by ta Polka pochodziła z ziemiańskiej rodziny z Polesia. W rodzinne strony miała zawieźć Konstantego matka, ale nagle zmarła i ciotka musiała ją zastąpić.


Jamontowie od 10 lat nie mieli wieści z kraju, nie wiedzą, co dzieje się u krewnych i znajomych, stąd na miejscu czekają ich przykre niespodzianki. Piękne, stare lasy zostały sprzedane i powycinane. Wiele dworów podupadło, parę dostały się w żydowski zarząd, niektórzy właściciele powymierali, inni poszli do miasta pracować „na posadzie”, jeszcze inni wyjechali za granicę. Ci, którzy pozostali, zajmują się wyłącznie rolnictwem, bo cały handel na kresach został opanowany przez Żydów, którzy nie dopuszczają Polaków do jakiegokolwiek biznesu. Są właściciele ziemscy, którzy próbują wprowadzać na Polesie jakiś przemysł w postaci cukrowni czy gorzelni, ale nie bardzo im to procentuje w postaci zysków.   

Mimo okładki przedstawiającej całującą się młodą parę, nie jest to w żadnym wypadku romans, ale powieść współczesna społeczno-obyczajowa. Mimo poważnej tematyki została napisana lekko i nieco ironicznie. Po raz pierwszy ukazała się w 1893 roku pod tytułem „Lew w sieci”, późniejsze wydanie autorka nazwała „Jaskółczym szlakiem”. 

Rodziewiczówna Maria, „Jaskółczym szlakiem”, Wyd. Edipresse Polska S. A., Warszawa 2012

5 komentarzy:

  1. Zdaje się, że tej powieści Rodziewiczówny nie czytałam, a czytałam wszystko, co było w bibliotece tej autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo to chyba jakaś z tych mniej znanych. Znalazłam niedawno w koszu z książkami w Kauflandzie, za jedyne 4,99, to wzięłam. I nie żałuję, bardzo przyjemnie się czytało.

      Usuń
  2. "Lew w sieci"? Okropny tytuł byłby!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie :)))
      Może chodziło o to "lampartowanie się" Kostusia?

      Usuń