„Jaskółczym
szlakiem” to chyba najzabawniejsza powieść Marii Rodziewiczówny, jaką kiedykolwiek
czytałam. Rzecz dzieje się na kresach wschodnich, na Polesiu.
Utwór napisany jest w konwencji powieści drogi (zwanej też niegdyś powieścią
gościńca), dzięki czemu autorka ma możliwość wręcz reportażowego
zaprezentowania malowniczych obrazków z Polesia pod koniec XIX wieku. Czytelnik
poznaje szereg tamtejszych dworów, miasteczek i gościńców, a także wielką ilość
mieszkańców tamtych stron, niezwykle barwnych i ciekawych typów ludzkich.
Pretekstem
do przedstawienia tych obrazków jest podróż „rzemiennym dyszlem” (od dworu
do dworu) ciotki Felicji Jamontówny, podstarzałej starej panny, która
przywiozła w rodzinne strony swego bratanka Konstantego, by znaleźć mu polską
żonę. Jamontówna całe lata nie była w Polsce, bo dawno temu wyemigrowała do
Algieru z bratem, jego żoną i małym synkiem.
W
poszukiwaniu pracy i chleba rodzina Jamontów osiadła we francuskiej kolonii w
Afryce, tam prowadzi spore gospodarstwo rolne. Konstanty skończył szkołę w
Paryżu, odbył służbę wojskową we francuskiej armii i jako młodzieniec zaczął
sprawiać kłopoty obyczajowe, to znaczy wchodzić w liczne romanse i zadawać się
z nieodpowiednimi pannami. Wtedy to się nazywało, że chłopak „lampartuje się”
(lampartował się także Zbyszko z „Moralności pani Dulskiej” Gabrieli
Zapolskiej, ot, takie modne słówko z epoki). W tej sytuacji rodzice postanowili
ożenić go z Polką.
Miało
to być gwarancją, że przyszła małżonka będzie uczciwa, pracowita i pobożna.
Wskazane było, by ta Polka pochodziła z ziemiańskiej rodziny z Polesia. W
rodzinne strony miała zawieźć Konstantego matka, ale nagle zmarła i ciotka
musiała ją zastąpić.
Jamontowie
od 10 lat nie mieli wieści z kraju, nie wiedzą, co dzieje się u krewnych i
znajomych, stąd na miejscu czekają ich przykre niespodzianki. Piękne, stare lasy
zostały sprzedane i powycinane. Wiele dworów podupadło, parę dostały się w
żydowski zarząd, niektórzy właściciele powymierali, inni poszli do miasta
pracować „na posadzie”, jeszcze inni wyjechali za granicę. Ci, którzy
pozostali, zajmują się wyłącznie rolnictwem, bo cały handel na kresach został opanowany
przez Żydów, którzy nie dopuszczają Polaków do jakiegokolwiek biznesu. Są
właściciele ziemscy, którzy próbują wprowadzać na Polesie jakiś przemysł w
postaci cukrowni czy gorzelni, ale nie bardzo im to procentuje w postaci zysków.
Mimo
okładki przedstawiającej całującą się młodą parę, nie jest to w żadnym wypadku
romans, ale powieść współczesna społeczno-obyczajowa. Mimo poważnej tematyki
została napisana lekko i nieco ironicznie. Po raz pierwszy ukazała się w 1893
roku pod tytułem „Lew w sieci”, późniejsze wydanie autorka nazwała „Jaskółczym
szlakiem”.
Rodziewiczówna
Maria, „Jaskółczym szlakiem”, Wyd. Edipresse Polska S. A., Warszawa 2012
Zdaje się, że tej powieści Rodziewiczówny nie czytałam, a czytałam wszystko, co było w bibliotece tej autorki.
OdpowiedzUsuńA bo to chyba jakaś z tych mniej znanych. Znalazłam niedawno w koszu z książkami w Kauflandzie, za jedyne 4,99, to wzięłam. I nie żałuję, bardzo przyjemnie się czytało.
UsuńO, to niedrogo.
Usuń"Lew w sieci"? Okropny tytuł byłby!:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie :)))
UsuńMoże chodziło o to "lampartowanie się" Kostusia?