Pamiętniki
księcia Józefa Lubomirskiego pod tytułem „Historia pewnej ruiny” opowiadają o
tym jak „dubieńska” linia znamienitego polskiego rodu Lubomirskich utraciła
swoje wielkie majątki na Wołyniu z powodu nadmiernego zadłużania się i wydawania
pieniędzy na karty i kobiety. Jest to wręcz balzakowska, znakomicie
opowiedziana i autentyczna historia z wielką fortuną w tle.
Józef
Lubomirski był synem Marcelego Lubomirskiego i Jadwigi z Jabłonowskich. Jego
rodzice byli kuzynami (matka Jadwigi i ojciec Marcelego to rodzeństwo, oboje
Lubomirscy). Zdaje się, że zostali pożenieni z powodu interesów familijnych,
tak, by ogromny majątek ziemski, w skład którego wchodziło miasto Dubno i zamek
w Dubnie (na ilustracji powyżej) z przyległościami pozostał w rodzinie.
Pierwsze
dziecko Marcelego i Jadwigi zmarło zaraz po urodzeniu, Józef był drugi. Urodził
się w 1839 roku w Paryżu. Nie wiadomo, czy poród był nieudany, czy też pojawiła
się jakaś tajemnicza, niemożliwa dzisiaj do zdiagnozowania choroba, dość, że
zaraz po urodzeniu syna Jadwigę dopadł paraliż, tak, że straciła czucie od pasa
w dół. Ciężko chorą młodą kobietę (kiedy zachorowała miała zaledwie 20 lat) mąż
przetransportował w powozie z Paryża na Wołyń i zamieszkali razem w posiadłości
jego rodziców w Niewirkowie, potem przenieśli się do Krzewina należącego do
rodziców Jadwigi (jedna z piękniejszych rezydencji na Wołyniu, otoczona
wspaniałym parkiem). Zdaje się, że w międzyczasie młodzi zaczęli budować pałac
w „posagowym” Dermaniu Jadwigi (na obrazku powyżej). Jednak rozrywkowy mąż
wkrótce znudził się towarzystwem ciężko chorej i nieco kapryśnej żony i
porzucił ją, opuszczając Wołyń na zawsze. Udał się do Petersburga, gdzie miał
starać się o sprzedaż zamku w Dubnie rządowi carskiemu (zamek świetnie nadawał
się na obiekt wojskowy, chciano go sprzedać armii rosyjskiej).
Marceli
Lubomirski ruszył do rosyjskiej stolicy wyposażony w pełnomocnictwo ojca do
sprzedaży rodowego majątku. I tu mamy do czynienia z niesamowitym przekrętem
finansowym, jakiego się dopuścił ten książę, oszukując jednocześnie nabywcę i
własnego ojca, który mu zawierzył. Mianowicie, Lubomirskiemu udało się zawrzeć
przedwstępny akt kupna-sprzedaży Dubna z jakimś rosyjskim bogaczem, właścicielem
kopalni złota na Uralu. Nasz arystokrata podpisał dokumenty prawne, wziął
ogromny zadatek i zaczął hulać. Bawił się w Petersburgu doskonale, ale narobił
tak wiele długów, że w końcu cichaczem uciekł do Londynu ze swoją nową kochanką,
francuską aktoreczką pracującą w stolicy Rosji. Zamek w Dubnie został wkrótce przejęty
przez nabywcę, który jednak nie zapłacił całej kwoty.
Porzucona
i sparaliżowana żona wykazała się w tej sytuacji niezwykłą odwagą i talentem do
interesów, bo w krótkim czasie nie tylko udało się jej odzyskać Dubno (nie
zdradzę jak, ale sposób to był nie z tej ziemi i godzien podziwu!), ale też
załatwić z carem Mikołajem II, że przypadnie ono jej synowi, czyli autorowi
tegoż pamiętnika, z pominięciem wiarołomnego męża Marcelego, którego uważała za
rozpustnika i hulakę.
Jednak
Józef nie tylko nie był wdzięczny matce za jej walkę o majątek, ale jeszcze
obciążył ją wszelkimi winami i nieszczęściami, jakie rzekomo spotkały go w
życiu. W pamiętniku narzeka, że chora matka „nie pieściła go” i traktowała z
dystansem. Fakt, w Krzewinie wychowywał
się w osobnym pawilonie; a potem, kiedy ojciec go porzucił, przebywał czas jakiś u krewnych, a później na pensji w Odessie. Jednak był to normalny sposób
wychowywania dzieci w rodzinach arystokratycznych w owych czasach. Dzieci nie
chowała matka, ale wynajęte osoby: nianie, służące, guwernantki i nauczyciele.
Trudno przecież wymagać od ciężko obolałej kobiety, by zajmowała się osobiście „pieszczeniem”
synka. W tej całej opowieści zresztą ta chora ale dzielna dama wzbudziła mój
największy podziw, a nie jej wiarołomny mąż.
Matka
starała się zapewnić Józefowi nie tylko majątek, ale i najlepsze wychowanie. Dzięki
protekcji cara Józef stał się wychowankiem elitarnej Szkoły Paziów (junkrem) w
Petersburgu, gdzie pobierał nauki wraz z synami najlepszych rodzin w całym
carskim imperium. Potem było dwa lata obowiązkowej służby wojskowej, a później
matka wprowadziła syna do zamku w Dubnie. Niestety, synalek miał już takie
długi z czasu nauki w szkole wojskowej (matka dawała mu jakoby za mało na
utrzymanie), że interesowała go tylko kasa zamkowa, a ta była pusta. Zaczął
więc pomału wyprzedawać lasy Żydom i każdemu, kto tylko zechciał cokolwiek
kupić. W końcu porzucił z takim trudem zdobyte Dubno i przeniósł się do Paryża,
gdzie tracił fortunę na kobiety, zabawy i grę w karty. Na Wołyń wracał, kiedy
potrzebował pieniędzy.
Tuż
po powstaniu styczniowym udało mu się sprzedać całą posiadłość. Po śmierci
chorej matki sprzedał także jej posagowy Dermań na Wołniu. Tu ciekawostka – w
czasie II wojny światowej w Dermaniu była szkoła wojskowa dla UPA. Ukraińskie
rezuny uczyły się tam, jak zabijać Polaków na Wołyniu i palić polskie wsie.
Musiała to być chyba szkoła ćwiczeniowa, bo jeszcze kilka lat po wojnie znaleziono
w studni w Dermaniu zwłoki pomordowanych ludzi. Zabici w trakcie szkoleń UPA?
Ta zagadka do dzisiaj nie została rozwiązana.
Wracając
do Józefa Lubomirskiego… Mimo, że był właścicielem Dubna, pieniędzy wciąż mu
było za mało. W pewnym momencie był całkowicie zrujnowany i zaczął zarabiać
piórem. To była pierwsza praca w jego życiu, a miał wtedy koło czterdziestki. Debiutował w jednej z paryskich gazet wspomnieniami
z czasów nauki w Rosji. Miał lekkie pióro i dar opowiadania. Został autorem
powieści historycznych, z których jedna – „Szlachta i czynownicy” jest
poświęcona sytuacji Polaków w imperium rosyjskim. Józef jest uważany za pisarza
francuskiego, bo wszystkie jego teksty powstały w tym języku. Plotkowano, że
korzystał z „murzynów”, którzy pomagali mu wygładzać to, co napisał. Później
dwa razy żenił się dla pieniędzy. Pierwsza żona była wdową po bogatym paryskim
przedsiębiorcy. Poznali się przez biuro matrymonialne. Ona miała pieniądze, a
on książęcy tytuł. Obojgu to pasowało. Rozrzutny książę zmarł w 1911 roku, cały
czas nadmiernie wydając pieniądze i do końca dobrze się bawiąc.
Jakaż
to niesamowita historia o finansach i jakże aktualna! Prócz historii ruiny rodziny
Lubomirskich poznajemy w tym pamiętniku rozmaitych dziewiętnastowiecznych celebrytów,
z głowami koronowanymi włącznie. Dobrze się to czyta, choć mnie autor tego
pamiętnika, a także jego ojciec Marceli, wydają się zwyczajnie odrażający. Sama
jestem osobą unikającą długów jak ognia. Nikomu nie pożyczam swoich pieniędzy,
sama też nigdy nie pożyczam od innych. Uważam jednak, że długi spłaca się w
terminie. Natomiast książąt Lubomirskich wychowano tak, że „długi spłaca się w terminie tylko osobom z
naszej sfery”. Zarówno ojciec Marceli,
jak i syn Józef płacili tylko swoje długi karciane. Innych już nie! Zadłużali
się w sklepach, u różnych dostawców, nie płacili w restauracjach za wydane przyjęcia
i w hotelach za wynajęte pokoje. Józefa całe życie prześladował koszmar nocny.
Śniło mu się bowiem, że nie może opuścić jakiegoś hotelu, bo nie ma pieniędzy i
właściciel go uwięził.
W
całej tej historii najbardziej ujęła mnie postawa dzielnej i przedsiębiorczej,
choć sparaliżowanej Jadwigi, matki autora. Całe życie nie mogła chodzić,
przenoszono ją na specjalnie skonstruowanym szezlongu, a mimo to nie poddawała
się i miała głowę do interesów. Nie pożyczała, ale pomnażała majątek
Lubomirskich i swój własny. Do tego była inteligentną, wykształconą osobą, znającą
kilka języków obcych. Udało się jej zdobyć przyjaźń cara Rosji Mikołaja II,
który do śmierci był jej wdzięczny, że ostrzegła go przed grożącym mu zamachem.
Przez kilka lat, w czasie kiedy Józef kształcił się w szkole wojskowej, mieszkała
w Pałacu Angielskim pod Petersburgiem w carskiej rezydencji, była honorowana i
otoczona opieką władcy. Do tego miała zdolności paranormalne, ale to zupełnie
inna historia.
Lubomirski
Józef, „Historia pewnej ruiny. Pamiętniki 1839-1871”, tłum. Tadeusz Evert,
wstęp i komentarz Juliusz W. Gomulicki, wyd. Czytelnik, Warszawa 1975
Ilustracje
pochodzą z Wikipedii:
1. Zamek w Dubnie, File:Castle in
Dubno Ukraine.jpg
2. Dermań, widok ogólny, File:Derman
Old.jpg
Znakomita książka, niedawno znów sięgnęłam do bibliotecznego egzemplarza (chyba w mojej bibliotece tylko ja ją czytam), bo szukałam informacji o Lubomirskich do mojej kolejnej pracy.
OdpowiedzUsuńPrzemierzamy te same pamiętnikarskie ścieżki :)
Znakomita faktycznie! Czyta się świetnie, czytalam już dwa razy, mam egzemplarz z bibioteki, a w nim same zakładki :)))
UsuńTylko nie rozumiem, jak można przeputać taaaaki majątek?