Translate

środa, 10 lutego 2016

Katarina Bivald, „Księgarnia spełnionych marzeń”



„Księgarnia spełnionych marzeń” Katariny Bivald to powieść z gatunku „książka o książkach”. 

Młoda Szwedka Sara pracuje całe życie w księgarni, sprzedaje i czyta książki. Nic poza tym nie potrafi robić. Przez pewien czas koresponduje z 65-letnią  Amy z Ameryki, którą poznała przy okazji zakupu książek w sieciowym antykwariacie. Amy opisuje jej małe miasteczko w stanie Iowa położone wśród rozległych pól kukurydzy. Kiedy Sara traci pracę z powodu zamknięcia księgarni, wybiera się na parę miesięcy do Iowa na zaproszenie Amy. Tyle tylko, że nikt tam już na nią nie czeka, bo Amy w międzyczasie umiera. Sara zdąża jeszcze na pogrzeb. I co dalej? Ano, dalej jest już bajkowo: całe miasteczko uważa za swój obowiązek zatrzymać Szwedkę jako swojego gościa. Sara mieszka za darmo w domu Amy, jada posiłki na koszt miejscowych restauratorów, a kiedy odkryje w domu Amy cały pokój wypełniony po brzegi książkami, miasteczko pomaga jej urządzić księgarnię, choć nikt w tej miejscowości nie czyta książek. 

Opis owego miasteczka przypomina podobne opisy znane z horrorów Stevena Kinga i kryminałów Lee Childa (z Jackiem Reacher’em). Przez pierwszą połowę tej powieści czekałam, aż z mroku wylezie jakiś demon lub seryjny morderca i będzie nastawał na życie Sary. A tu nic, żadnych takich. Widać, Zło nie istnieje w Iowa! W połowie akcji „Księgarnia spełnionych marzeń” zbliża się raczej do „Czekolady” Joanne Harris, z tym że w Iowa rolę czekolady spełniają książki. Zawarte w nich opowieści mają być lekiem na całe zło świata i życiowe problemy mieszkańców miasteczka. 

Autorka świadomie nawiązuje do całego szeregu powieści, z naciskiem na współczesne.  Przypomina powieści Jane Austen, kobiece serie o Bridget Jones i zakupoholiczce, „Smażone zielone pomidory” Fannie Flagg, „Zabić drozda” Harper Lee, powieści Steinbecka i serię „Millenium” Stiega Larssona. Pisze o różnych aspektach czytania książek, czyli o takich sprawach, z którymi każdy człowiek czytający nałogowo spotkał się przynajmniej raz w życiu. Mnie zaskoczyła myśl, którą wypowiada Sara, że jakoby „każda kobieta przeczytała w życiu przynajmniej jednego harlequina”. Dlaczego? Podobno w Szwecji wydaje się rocznie 6 milionów nakładu harlequinów, a mieszka tam 9 milionów ludzi. No, to  w tej sytuacji - ktoś te harlequiny musi czytać. 

Ogólnie – jest to taka powieść „na jeden raz”. Na chłodne, deszczowe popołudnie spędzane pod kocykiem na kanapie, albo na słoneczny dzień na plaży. Mamy tu do czynienia z ciepłą, optymistyczną historią o tym, że żyją jeszcze ludzie dobrzy i życzliwi,  mimo, że są dość biedni i niewykształceni, nie czytają książek i wegetują w wymierających miasteczkach na środku pola kukurydzy w ogarniętej kryzysem Ameryce. Aspekt społeczny w tej książce został podkreślony, jak na Szwedkę przystało. Czytamy nawet o Amerykanach stojących w kolejkach po  bony obiadowe w ośrodku pomocy społecznej. Ale w sumie powieść ta to książkowy odpowiednik komedii romantycznych z Meg Ryan w roli głównej (tę myśl ukradłam autorce). 

Katarina Bivald jest młodą pisarką, sama zaczęła pracę w księgarni w wieku kilkunastu lat, więc zna ją z autopsji. Ta powieść to jej debiut, który podobno wszędzie dobrze się sprzedaje.

Szwedzki film reklamujący "Księgarnię spełnionych marzeń":

 

Bivald Katarina, „Księgarnia spełnionych marzeń”, tłum. Ewa Chmielewska-Tomczak, wyd. Amber, Warszawa 2014

2 komentarze:

  1. Może i tak. Ja w życiu przeczytałam 2 harlequiny i jedną angielską powieść w tym typie 'Come sunrise'. W młodej dziewczynie kocha się dwóch braci, ksiądz i właściciel farmy.
    Mówię to tak, gdyby ktoś chciał przeczytać...
    Lubię książki o książkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię książki o książkach. Zwrócilam ostatnio na nie uwagę, dzięki kaye (kayecik.blogspot), która ma blogu specjalną zakladkę na ich temat. Myślę, że sobie wkrótce przypomnę trochę książek z tej grupy tematycznej.
      Co do harlequinów to, biję się w piersi, niewiele pamiętam konkretnie z tej różowej serii, ale ponieważ tyle czytam, to mogło mi wypaść z pamięci. Ale na pewno czytałam Courts-Mahlerową, coś tam z sagi "O ludziach lodu" itp. Więc chyba jednak czytałam te harlequiny :)))

      Usuń