Translate

piątek, 30 stycznia 2015

Czy UE to dziecko Adolfa Hitlera? Ferdynand Goetel , „Czasy wojny”




Unia Europejska to projekt hitlerowskich Niemiec! – taką sensację zdradza zapomniany polski pisarz Ferdynand Goetel w swoim pamiętniku z czasów II wojny światowej. 

Ferdynand Goetel był w PRL-u na indeksie. Był na niego zapis cenzury, tzn. można było pisać o nim tylko źle (tzn. że był niemieckim kolaborantem), albo wcale. Wszystkie jego przedwojenne książki wycofano z bibliotek, w 1945 r. gonili go bolszewicy, a on musiał uciekać z Polski przez zieloną granicę. I tak Goetel został całkowicie wymazany z historii literatury polskiej. Dopiero w 1990 r. jego książka „Czasy wojny” została u nas legalnie wydana. Dzisiaj znowu Goetel nie jest na rękę elitom NWO.

Czym tak podpadł władzom komunistycznej Polski?

Powód był tylko jeden: Goetel był jednym z polskich pisarzy, których Niemcy poprosili o asystowanie podczas odkopywania grobów zamordowanych polskich oficerów odnalezionych w Katyniu. (Drugim był kolaborujący z Niemcami mało dziś znany Jan Emil Skiwski,  współwydawca okupacyjnych gadzinówek "Ster" i "Przełom", zaś trzecim Józef Mackiewicz.)

„Czasy wojny” Ferdynanda Goetla to rodzaj pamiętnika. Jest to pamiętnik na tyle sensacyjny, że jego lektura może całkowicie zmienić nasze widzenie historii Polski i jej miejsca w Europie. Jest tam zawarta informacja o tym, że już w czasie II wojny światowej Adolf Hitler planował utworzenie związku państw europejskich pod przewodnictwem Niemiec. Ot, taką sobie Unię Europejską, albo jak to pięknie nazywają słowiańscy bracia Rosjanie, „Jewropejskij Sojuz”. W 1944 r. Niemcy prowadzili na ten temat rozmowy z Polakami, których zamierzali namówić do kolaboracji, m. in. właśnie z Goetlem.

Żeby nie było, że zmyślam, oto cytat z „Czasów wojny” Goetla:

 „Wkrótce potem przypomniał mi się i doktor Grundmann z Propagandaamtu. Ten miał mi do przekazania dość nieoczekiwaną wieść. W Berlinie mianowicie, w związku z powstałymi w Reichsamtcie projektami stworzenia federacji europejskiej, zwróconej przeciw niebezpieczeństwu bolszewickiemu, rozważa się myśl powołania do życia międzynarodowej organizacji antykominternowskiej, z siedzibą poza terenem Rzeszy. Byłby ciekaw usłyszeć moje zdanie, jak do tego projektu odnieśliby się Polacy i czy ja sam nie zgodziłbym się w tym gronie być jednym z przedstawicieli Polski. Odparłem krótko i cierpko, że żadna inicjatywa polityczna wychodząca z Berlina nie może po doświadczeniach Polaków przez cztery lata okupacji liczyć na zaufanie i poparcie polskiej opinii. Polska, pozbawiona wszelkich praw obywatelskich i narodowych, musiałaby odczuć wysłanie jej delegata do organizacji międzynarodowej jako chęć wprowadzenia Europy w błąd, dezinformację na temat tego, co się w Polsce dzieje. Grundmann przyjął to w milczeniu.
− Cóż w takim razie należałoby uczynić − spytał po chwili − aby przełamać nieprzejednany
stosunek Polaków?
Odparłem, że przecież nie jest to żadną tajemnicą dla trzeźwo myślącego człowieka. Należy
rozpuścić więzienia i obozy koncentracyjne, przywrócić wolność słowa i nauczania, powołać do życia zawieszone związki i organizacje społeczne, zawiesić linię podziału pomiędzy Poznańskiem, Śląskiem i Pomorzem a resztą Polski. A nade wszystko wstrzymać egzekucje uliczne.
Idąc do niego przechodziłem właśnie mimo ulicy Senatorskiej, gdzie rozstrzelano świeżo ludzi. Palą się tam już światła i leżą kwiaty. Za parę godzin nadjadą zielone wozy gestapo i będzie strzelanina i areszty. Opinia polska urabia się właśnie tam, żadne rozmowy za biurkiem nie mogą mieć na nią wpływu.
Grundmann zaniepokoił się bardzo, wezwał kogoś telefonicznie do siebie w nagłej sprawie, po czym już spytał tylko:
− Więc pan odmawia?
− Odmawiam.
− Nie przyjmie pan? − powtórzył.
− Nie.
Wyszedłem, niezbyt pewny, tym razem, własnego bezpieczeństwa. Za parę dni zostałem wezwany ponownie. Rząd Generalnego Gubernatorstwa w Krakowie otrzymał moją odpowiedź, chciał jednak, abym przyjechał do Krakowa i rozmówił się raz jeszcze z jego przedstawicielami. Koszta podróży będą pokryte na miejscu. Propozycję przyjąłem, za zwrot kosztów podziękowałem.
Mam w Krakowie rodzinę, u której się zatrzymam, wyjeżdżam dobrowolnie, więc i bilet
kolejowy zapłacę sam. Rozmowa w Krakowie odbyła się w jakichś „Besprechungsraumach”, na drugim piętrze domu „Pod Sową”, na Rynku krakowskim. Przeprowadzało ją dwu panów w cywilnych ubraniach, z których jeden przedstawił mi się: Spengler, szef polityczny urzędu propagandy, drugi mruknął 81 niezrozumiale swe nazwisko i dodał: Regierungsrath. Trzeci notował treść rozmowy. Czy był tylko protokolantem, nie wiem.
Tło konferencji było tym razem szersze. Sprawa organizacji antykomiternowskiej nie była poruszana. Mówiono tylko o Paneuropie, jako następnej z kolei fazie rozwoju hitlerowskiej myśli jednoczenia świata. Pozycję miałem łatwiejszą jeszcze niż w rozmowie z Grundmannem. Replikując, zwróciłem uwagę, że hasło organizowania Europy da się z trudem nawiązać do uprzedniej fazy hitlerowskiej myśli jednoczenia świata, skoro hitleryzm nie wyzyskał i tych możliwości porozumienia się z innymi narodami, jakie dawała platforma nacjonalizmu, pojętego jako uszanowanie cudzych patriotycznych uczuć. Mało tego, rozwiązał nawet i zniszczył organizacje pokrewne sobie duchem i strukturą, i nawet na nim wzorowane. W Rumunii rozbito przecież szeregi Horia Simy, w Czechach „Wlajkę”. Na wytworzonej w ten sposób próżni trudno oprzeć jakąś nadbudowę. Idee federacyjne nie są obce Polakom, gdyż dawne ich państwo było właśnie takim tworem. Państwo niemieckie przyłożyło samo rękę do jego zniszczenia. Resztki tej unii, wcielone ponownie do państwa polskiego w pokoju brzeskim, oddali Niemcy Rosjanom w początku bieżącej wojny . W jaki sposób mają teraz zaufać Polacy Paneuropie, stworzonej przez Niemców?
Wysłuchano moich wywodów z dość protekcyjną uprzejmością. Regierungsrath X powiedział mi wówczas, że przecież jako Polak i człowiek inteligentny muszę sobie zdawać sprawę z trudnej sytuacji Polski, położonej między dwoma wielkimi potęgami. Jeśli Polacy rozważą trzeźwo swe szanse historyczne, muszą dojść do wniosku, że chcąc należeć do Europy, mogą istnieć tylko w oparciu o Niemcy.
Odparłem, że trudna sytuacja geopolityczna Polski przesądzałaby może możliwość jej istnienia jako państwa całkowicie niezależnego, gdyby nie silne i coraz silniejsze sprzeczności pomiędzy
jej potężnymi sąsiadami, które pozwalają nam prowadzić swą politykę i istnieć obok nich.
Tak było przez całą naszą historię. Jeśli zaś chodzi o czasy najbliższe, to − stawiam ryzykowny krok − widzimy tylko jedno niebezpieczeństwo, prawdziwie groźne dla naszej niepodległości.
− Jakie? − pyta któryś z Niemców.
− Komunizm w Niemczech.
Reakcja jest piorunująca. Obydwaj panowie podrywają się i zapewniają mnie niezmiernie
uczuciowo i serdecznie, że to się nigdy nie stanie, że niemiecki naród, że jego kultura, że każdy próg... Niespodziany wybuch kończy samorzutnie kłopotliwą rozmowę. Z wielkimi honorami zostaję odprowadzony do drzwi.
− Niech pan powtórzy swoim rodakom, co pan tu usłyszał − nastaje Spengler.
− Powiem... powiem... − zapewniam szczerze.”

Tak więc, oto mamy stuprocentowy dowód, że plany zjednoczenia Europy pod egidą Niemiec wymyślili już hitlerowcy. Można więc zastanawiać się, czy obecnie my wszyscy, obywatele państw UE, realizujemy pomysł, który zalągł się w głowie szalonego Adolfa Hitlera? Czy jesteśmy marionetkowym państewkiem w ręku wielkich mocarstw? Czy patriotyzm to słowo u nas zakazane? Czy flaga UE zastąpi całkowicie naszą flagę? A może będzie to flaga New World Order?

Ferdynand Goetel , „Czasy wojny”, Oficyna Wydawnicza „Graf”, Gdańsk 1990

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz