Uczyliście się w szkole o Łatgalii? Nie? Ja też nie! A o Inflantach Polskich? Bo właśnie dawne polskie Inflanty nazywają się obecnie Łatgalią.
Parę wieków temu kraina ta była zamieszkana głównie przez Polaków. Stolicą Inflant
Polskich był Dyneburg. O tym właśnie skrawku dawnej Polski traktuje powieść
Wacława Gąsiorowskiego „Emilia Plater”. Największą jej wartością jest prawie
dokumentalny opis tej krainy i jej mieszkańców. Utwór zaczyna się od opisu
jarmarku w miasteczku Iłłukszta: „Iłlukszta od wieków szczerze polską była. Na
półtora tysiąca mieszkańców, szaraków i majsterków ledwie z mendel Łotyszy
liczyła, z kopę Niemców, a Żydków aby tylu, bez ilu herbowi posesorowi okoliczni
obejść się nie mogli.” W okresie jarmarku Iłłukszta „zamieniała się w ciżbę tak
różnojęzyczną a zmieszaną, jakby wszystkie nacje tu, na granicy Inflant
Polskich spotkanie sobie wyznaczyły.”
Mieszkańcy
Polskich Inflantów połączeni byli skomplikowaną siecią pokrewieństwa i
powinowactwa. Każdy nieznajomy spotkany w karczmie bywał dokładnie wypytany,
skąd pochodzi i jak nazywała się jego matka z domu, a jak jej matka i tak
dalej. Dochodzenie trwało tak długo, aż została znaleziona niteczka wspólnej krwi
łączącej rozmówców.
Inflanty
Polskie to kraina dworów i rezydencji szlacheckich i magnackich. Tam i lud był
polski, i szlachta, i magnaci. Tam właśnie również kwitły fortuny spolszczonych
i służących Polsce potomków dawnych Kawalerów Mieczowych, a więc rody Rejtanów
(Tadeusz Rejtan!), Tyzenhauzów, Denhoffów, Romerów, Mohlów, Manteufflów i
Platerów. Rody te miały olbrzymi wpływ na naszą historię, ich członkowie
wchodzili w związki małżeńskie z Polakami, pełnili ważne urzędy na dworze
królewskim w Warszawie.
Z
takiego właśnie spolszczonego rodu arystokratycznego o niemieckich korzeniach pochodziła
tytułowa bohaterka tej książki, Emilia Broel-Plater, córka hrabiego Franciszka
Ksawerego i Anny z Mohlów. Z Emilią jest trochę kłopot, bo ta polska Joanna d’Arc
należy do naszych postaci mitycznych i nie wiadomo właściwie, co w jej życiu
było prawdą, a co legendą. W sferę wiecznych polskich mitów przeniósł ją słynny
wiersz Adama Mickiewicza „Śmierć pułkownika”. Gąsiorowski natomiast starał się
nieco zdjąć Emilię z piedestału. Jego bohaterka to nie anioł zemsty z mieczem w
ręku, lecz ładna, zdrowa, żywa i samodzielna dziewczyna z krwi i kości, co to i w salonie umie się zachować i rzekę Dźwinę wpław wraz z koniem przepłynie.
Powieść
zaczyna się latem 1830 r. Emilia mieszka z ciotką w pałacu w Liksnie, jeździ konno,
na własną rękę studiuje nauki ścisłe oraz taktykę wojskową, za mąż się raczej
nie wybiera, choć wszyscy wokół mówią o tym, że potrafi zawrócić mężczyznom w
głowie. „Panna Emilia Plater, oficerska żmijka! Czterech poruczników ususzyła,
generała, komendanta fortecy trubadurem zrobiła, cały sztab drugiej dywizji
rozkochała, a teraz artyleryjskiego kapitana, baronka, piecze sobie gołąbeczka
na męża.”
Kiedy
jesienią 1830 roku w Warszawie wybucha powstanie listopadowe, Emilia zaczyna
jeździć po okolicy i odwiedzać rezydencje zaprzyjaźnionych i spokrewnionych
rodzin. Prowadzi potajemne narady z kuzynami służącymi w Szkole Podchorążych w
Dyneburgu. Przygotowuje plan odbicia z rąk Rosjan twierdzy w Dyneburgu.
Na
początku 1831 r. hrabianka obcina długie włosy, zakłada męski strój, formuje własny
oddział i przyłącza się do powstańców. Towarzyszy jej Anetka Prószyńska, córka jednego
z pracowników w majątku w Liksnie. Żołnierze Emilii zajmują kilka miejscowości,
w tym Dusiaty, Dangiele i Jeziorosy. Atak na Dyneburg nie udaje się.
Równolegle
do wątku Emilii przedstawił Gąsiorowski wątek fabularny związany z Juliuszem
Grużewskim, którego serce jest rozdarte pomiędzy młodzieńczym afektem do Marii
Raszanowiczówny a podziwem dla efektownej i mądrej hrabianki Plater. Grużewski
także walczy w powstaniu, do oddziału powstańczego wstępuje również
Raszanowiczówna, która później stanie się nieodłączną towarzyszką broni Emilii.
W
powieści mamy pokazany przebieg powstania listopadowego w Polskich Inflantach,
początkowe sukcesy, w tym wciągnięcie do powstania chłopstwa, i późniejsze
represje carskich władz wobec Polaków. Rosjanie stosowali tam sprawdzoną
taktykę spalonej ziemi, pacyfikowali dwory i wsie. „Imbrody legły w gruzy,
Marynia Mohlówna z bratem i jego drobiazgiem ledwie uszła do Antuzowa, do
Gasparów. W Dusiatach kamień nie został na kamieniu. Rakiszki, Porakiszki,
Dowgiele, Sołoki… Zgroza wspomnieć… Morykoni, dziedzic Sół, magnat nad magnaty,
tuła się na sędziwe lata w puszczy świadoskiej… Co w Antuzowie? Żyją pod grozą
jutra. Kabłukow przechodził z dywizją, ale nie pozwolil tknąć pałacu. (…)
Litwinow dotąd omija Antuzowo. Ten najgorszy. On i Werculin. Z Liksny wszystkie zapasy zabrano
do Dyneburga. Lud głodem przymiera na przednówku. Ba, i nowego nie będzie, bo
nie ma komu zebrać. W Szlosbergu połowę ludzi wytrzebiła zaraza.”
Powstanie
listopadowe w Inflantach Polskich zostało przegrane, tak jak wszędzie. Jego
uczestników i ich rodziny spotkał smutny los. Wielu zostało wywiezionych na
Sybir. Niektórzy szczęśliwcy umknęli do Prus. Polskie dwory i majątki w tej
okolicy zniszczono. W czasie konnych wędrówek i ucieczki przed rosyjskimi
żołnierzami Emilia Plater przeziębiła się, rozchorowała i zmarła z wyczerpania.
Jej śmierć wyglądała inaczej, niż to opisał Mickiewicz. Zmarła zwyczajnie, w
jednym z dworów, gdzie udzielono jej schronienia. Ukrywano ją przed Rosjanami,
w czasie kontroli wmawiano carskim urzędnikom, że to chora nauczycielka dzieci
leży w bocznym pokoiku. Jej ciało zostało chyłkiem przewiezione do Kopciowa,
gdzie do dziś znajduje się jej grób. Juliusz Grużewski uciekł przed carskimi
represjami do Szwajcarii, gdzie został wspólnikiem w firmie produkującej słynne
później zegarki Patek.
Polacy
w dawnych Inflantach zostali ostatecznie spacyfikowani przez władze radzieckie
w latach 40. XX wieku. Wielu z nich spotkały wywózki i śmierć. Ale jeszcze
trochę ich zostało w okolicy Dyneburga. Największe skupisko polskie jest
właśnie w Iłłukszcie. Poznałam kiedyś
starszego Łotysza z tamtych stron, który nazywał się Dąbrowski. Rozmawiałam z
nim po rosyjsku, mówił, że dziadkowie i rodzice byli Polakami. Nie uczyli go
naszego języka, bo się bali władzy radzieckiej. W Liksnie, w dawnej rezydencji
hrabianki Plater, znajduje się piękny park krajobrazowy z interesującymi,
nietypowymi rzeźbami plenerowymi. Zdjęcia są w sieci, łatwo więc o wirtualną
wycieczkę.
Powieść
Wacława Gąsiorowskiego o Emilii Plater została wydana po raz pierwszy w 1910
roku. Wznowiono ją w wydaniu zeszytowym (3 zeszyty na marnym papierze
gazetowym) na fali odwilży pod koniec lat 80. zeszłego wieku. Może jakiś
wydawca się zlituje i wyda ją ponownie? Jest to tekst wciąż żywy i nadający się
do czytania. Ma duże walory poznawcze i
edukacyjne. Może ktoś się odważy?
Gąsiorowski
Wacław, „Emilia Plater”, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1987
Mery - dzięki! :)
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś piękną książkę. Gąsiorowskiego znam i mam "Księżne Łowicką" i "Panią Walewską", ale o Emilii nie czytałam.
Gdy kilka miesięcy temu kupiłam książkę Siedlar-Kołyszko "Od Smoleńska po Dzikie Pola" czytałam m.in. rozdział "Daleko za Dźwiną". Autorka dotarła do Dyneburga, a potem pojechała do Krasławia, gdzie odwiedziła piękny kościół, a tam epitafia Platerów.
Na jednej z kościelnych ławek zachowała się tabliczka metalowa, a na niej wytarte ze starości litery " Emilia hr. Plater".
Mogę umieścić na kresowym blogu? :)
Faktycznie - piękna książka! Czyta się świetnie, styl Gąsiorowskiego przypomina nieco Sienkiewicza, ale lżejszy. Ten Dyneburg jakoś tak wypadł z naszej świadomości, że to też były Kresy. "Dalsze" Kresy - jakoś tak mowiono.
UsuńSiedlar-Kołyszko chętnie bym przeczytała.
Jasne, że umieść na blogu kresowym!
Szanowna Pani Magdaleno, a czy ma pani fotografię tej tabliczki z ławki w Krasławiu? Jeśli tak to proszę o kontakt na mój mail: glos@op.pl. Pozdrawiam. Bogumił.
UsuńSzanowna Pani Magdaleno, a czy ma pani fotografię tej tabliczki z ławki w Krasławiu? Jeśli tak to proszę o kontakt na mój mail: glos@op.pl. Pozdrawiam. Bogumił.
OdpowiedzUsuń