Niedawno
byłam na wycieczce w Waplewie Wielkim w powiecie sztumskim, w dawnej polskiej rezydencji
ziemiańskiej, gdzie znajduje się przepiękny staropolski dwór (niektórzy mówią
pałac) oraz równie piękny stary park w stylu francusko-angielskim.
Pierwsze
wiadomości o tej miejscowości pochodzą z XIV wieku, kiedy to tamtejsze pole o
nazwie Raszyn (Rassynen) otrzymał Prus imieniem Thessim. Później nazywano to
miejsce Rezdinai, a od 1323 roku –
Waplewo (od imienia ówczesnego właściciela, Prusa, który nazywał się Wapil). W
XV wieku znany był pruski szlachcic, niejaki Segenand (Zygmunt) z Waplewa,
który najpierw popierał krzyżaków, a potem przeszedł na stronę polską. Był
spowinowacony z rodem Bażyńskich. Potem w Waplewie osiadła rodzina Rabów rodem
z Miśni, a po nich mieszkali tu już tylko Polacy. Były to rodziny Niemojewskich
(1611-1641), Zawadzkich (1641-1710), Chełstowskich i Bagniewskich (1710-1759) i
Sierakowskich (1759-1939).
Podobno
wcześniej w tym miejscu znajdował się zamek obronny, ale w czasach I
Rzeczpospolitej jego miejsce zajął typowy dwór szlachecki, wielki, rozłożysty,
pokryty olbrzymim spadzistym dachem. Do tego dworu z czasem dobudowywano
kolejne i kolejne oficyny, tak że obecnie budynek ten przypomina istny
labirynt, tyle tam salonów, pokoi i pokoiczków, z czego większość - w
amfiladzie. Ogromne wrażenie zrobił na mnie wspaniały, malowniczy park w
Waplewie, który został zaprojektowany zgodnie z modą XVIII wieku.
Byłam
tam już po raz drugi. Pierwszy raz byłam tam w roku 2002, na uroczystościach
związanych z powstaniem nowego powiatu sztumskiego. Było wesoło i dowiedziałam się
wtedy trochę ploteczek o dawnym życiu dworskim
od jakichś miejscowych staruszków, którzy pamiętali jeszcze hrabiego i hrabinę. A teraz pojechałam jeszcze raz, bo w międzyczasie
powstało tam muzeum. Poza tym, poznanie Waplewa może mi się przydać w pisaniu
mojej następnej książki o wojennych losach mojej mamy i jej rodziny. Moja
babcia, mama i wujek zostali bowiem w czasie II wojny światowej wywiezieni na
roboty przymusowe przez Niemców w pobliże Waplewa, do Birkenfelde (dzisiaj
Grzymała).
Najważniejszą
rolę w historii Waplewa odegrał ród Sierakowskich. To oni właśnie rozbudowywali
dwór, a w połowie XVIII wieku założyli wspomniany wyżej park. Po I
rozbiorze Polski, kiedy tereny te zostały Polsce odebrane i przeszły we
władanie Prus, Sierakowscy pozostali w swojej siedzibie rodowej, chociaż wiele
polskiej szlachty z okolicy opuszczało te strony, uciekając spod niemieckiego
panowania. Z czasem dwór Sierakowskich stał się najważniejszą placówką polską
na całym Pomorzu Nadwiślańskim, emanującą polską kulturą ku utrapieniu pruskich
władz. To dzięki Sierakowskim, którzy dbali o to, by również ich poddani czuli
się Polakami, język polski i polskie obyczaje przetrwały na tych terenach aż do
XX wieku. Sierakowscy walczyli również o to, by tereny te wróciły do Polski po
I wojnie światowej. Niestety, nie udało się, bo Niemcy sfałszowali wyniki
plebiscytu, jaki odbył się na tych terenach w 1920 roku.
A
potem było już tylko gorzej. Na skutek niemieckich nacisków i prześladowań ostatni
właściciele Waplewa, to jest Stanisław i Helena z Lubomirskich Sierakowscy,
musieli opuścić swój dom rodzinny. Załatwiono ich podstępnie - metodą
ekonomiczną. Berliński bank Zentral Boden Kredit Bank nagle wymówił im dług w
wysokości 900 tysięcy marek. Władze polskie chciały pomóc Sierakowskim w ich
trudnej sytuacji finansowej, znając ich zasługi dla utrzymania polskości na tym
terenie. Uruchomiono w Warszawie specjalną linię kredytową dla Sierakowskich.
Niestety, nic to nie pomogło. Majątek trzeba było sprzedać. Połowę dóbr
ziemskich nabył Kazimierz Donimirski z Małych Ramz dla swego syna Zbigniewa,
drugą połowę ziemi zabrały władze niemieckie, przeznaczając te grunty pod
parcelację. W rękach Sierakowskich została tylko resztówka, to jest pałac, park
i kilkanaście hektarów ziemi. W 1933 roku Sierakowscy wyjechali z Waplewa,
udając się do Poznania. Potem przez jakiś czas mieszkali w Toruniu, a później osiedli w
swoim drugim majątku w Osieku w powiecie rypińskim.
Koniec
Sierakowskich był tragiczny. Ich nazwiska zostały umieszczone w „Sonderfahnungsbuchg
Polen”, specjalnej książeczce przygotowanej przez niemiecki wywiad przed
napaścią na Polskę w 1939 roku. Była to lista osób poszukiwanych listem gończym
przz Niemców; ludzi uważanych za największych wrogów III Rzeszy. Mogli się
uratować, uciekając we wrześniu 1939 roku z domu, ale nie zrobili tego.
Pozostali w swoim majątku w Osieku do końca. Wkrótce po nich przyszli siepacze
niemieckiej samoobrony, czyli Selbstschuzu, do którego należeli okoliczni
Niemcy. Najpierw został aresztowany Stanisław Sierakowski. Uwięziono go w tzw.
Domu Kaźni w Rypinie, gdzie był okrutnie torturowany, a potem zastrzelony. Jego
żonę Helenę także zastrzelono, kiedy przyszła przynieść mężowi jedzenie. Bestialsko
zamordowana, a wcześniej torturowana, była też córka Sierakowskich Teresa,
która została aresztowana będąc w ciąży. Niemcy uśmiercili również jej męża
Tadeusza Gniazdowskiego, ziemianina z pobliskiej wsi Łapinóżki. Przerażające
okoliczności śmierci Sierakowskich zostały opisane w książce Antoniego
Witkowskiego „Mordercy z Selbstschutzu”, autor zanotował tam relacje świadków
tych wydarzeń z Rypina i okolicy.
W
czasie II wojny światowej majątek w Waplewie miał niemieckiego zarządcę, a po wojnie,
w czasach PRL-u mieścił się tam Państwowy Ośrodek Hodowli Zarodowej. Obecnie
mieści się tam Muzeum Tradycji Szlacheckich, oddział Muzeum Narodowego w Gdańsku.
Muzeum wyremontowało pałac i pomału go urządza. Niektóre pomieszczenia podobno
już wyglądają tak, jak w czasach Sierakowskich, wnętrza odtwarzane są na
podstawie starych fotografii. Pracownicy muzeum mówią, że na piętrze ma swój
pokój pani Izabela Sierakowska-Tomaszewska, wnuczka Heleny i Stanisława
Sierakowskich, która mieszka w Warszawie. Podobno czasem zagląda tam latem, kiedy w pałacu odbywają się
koncerty szopenowskie. Nie zaginęła również pamięć o Helenie i Stanisławie
Sierakowskich, ich zdjęcie ślubne znajduje się na każdym bilecie wstępu do tego
muzeum:
Monografię
pałacu w Waplewie napisał Andrzej Bukowski. Korzystałam z jego opracowania,
pisząc ten post. Poza tym, znalazłam bardzo ciekawe relacje na temat pobytu w
Waplewie, które zostawił w swoich memuarach Mieczysław Jałowiecki:
„Hrabiego
Stanisława Sierakowskiego poznałem przez Witolda Wańkowicza. Wchodząc któregoś
dnia do pokoju Witolda, zastałem tam bardzo sympatycznego pana. Na końcu miłej
rozmowy hrabia zaprosił mnie do swojego majątku Waplewo pod Malborkiem. Oboje
państwo Sierakowscy zrobili na mnie jak najlepsze wrażenie. Rodzina
Sierakowskich była jedną z nielicznych rodzin starej szlachty pomorskiej, które
na Warmii nie uległy zniemczeniu, a wręcz przeciwnie, walczyły z uporem o
polskość, bezinteresownie ryzykując swoim bezpieczeństwem i majątkami.
Hrabia Sierakowski był lubiany i ceniony przez ludność mazurską i
Kaszubów. Sierakowscy zakładali polskie szkoły, biblioteki, a hrabina
Sierakowska z całym poświęceniem niosła pomoc nie tylko moralną, ale i
materialną, nawet w miejscowościach oddalonych o wiele dziesiątkow kilometrów
od Waplewa. Podziwiałem jej niestrudzoną pracę i energię, z jaką walczyla i
prawa polskie na Warmii i Mazurach.
Niemcy nienawidzili Sierakowskich, ale bali się ich ruszać. Stanisław
Sierakowski był w swoim czasie posłem do parlamentu Rzeszy i do sejmu
pruskiego. Ponadto Sierakowscy należeli do arystokracji, przed którą niemiecki
urzędnik i pruski policjant odczuwali naturalny respekt, bo byli powiązani z
innymi rodzinami arystokratycznymi przyjmowanymi na dworach. Hrabina Halszka
Sierakowska, żona Stanisława, była córką księcia Andrzeja Lubomirskiego z
Przeworska i siostrą księżnej Elżbiety Eustachowej Sapieżyny.
Byłem bardzo raz z nawiązania stosunków z Waplewem, majątkiem wzorowo prowadzonym,
co jako rolnik umiałem „zawodowym okiem taksatora” z miejsca ocenić i tą miarą
oceniałem również ludzi.
Staś Sierakowski okazał się bardzo miłym kompanem i wkrótce zaprzyjaźnił
się z całą misją. Pani Halszka była również bardzo towarzyska, dowcipna,
wesoła. Nazywaliśmy ją „grafin mama” i na to „zaszczytne” imię w pełni
zasłużyła.
My również korzystaliśmy z gościnności hrabiostwa Sierakowskich i nasze
rzadkie wolne dni zwykliśmy spędzać w Waplewie. (…) wieczorem po kolacji w
Waplewie Witold siadł do fortepianu, a pani Halszka, bardzo lubiąca tańce,
mogła wytańczyć się ze Smithem i Hanrahanem.”
Jałowiecki, wygnaniec z kresów wschodnich, znalazł w Waplewie przyjazny
polski dom. Spędził w Waplewie Boże Narodzenie w 1919 roku i Wielkanoc roku
1920. Był tam również w gorącym okresie plebiscytowym:
„Przez dłuższy czas nie widziałem
Sierakowskich, byli całkowicie pochłonięci działalnością plebiscytową.
Niestety, plebiscyt – pod opieką włoską z pułkownikiem Toninim na czele, nie
bardzo przychylną Polakom – odbył się w chwili najmniej odpowiedniej, w chwili
sukcesów bolszewickich i cofania się naszych wojsk. Mimo wytężonej działalności
Sierakowskich i szeregu działaczy warmińskich strona przeciwna nie przebierała
w metodach, mając za sobą dobrze zorganiazowany aparat urzędniczy, pieniadze i
wiele innych środków dla zastraszenia miejscowej ludności mazurskiej.
Polska była przedstawiana jako „Saisonstaat”, ludność bała się
opanowania tego kraju przez bolszewików, wreszcie wewnętrzne zdarzenia w Polsce,
jak brak stabilizacji rządowej, sejmowładztwo i rozpasanie partyjne nie
znalazły dobrego oddźwięku u ludności przyzwyczajonej od czasu rozbioru
Rzeczypospolitej do „Ordnungu” i dobrobytu pod panowaniem niemieckim.
W takich warunkach plebiscyt na Warmii był dla Polski przegrany i
ogromna połać kraju o ludności głównie polskiej, jak okręgi malborski i
sztumski, trafiła z powrotem do Niemiec.
Biedni Sierakowscy, którzy na cel plebiscytu nadwyrężyli swoją fortunę i
zadłużyli Waplewo, znaleźli się w trudnej sytuacji. Otrzymałem od nich telegram
z prośbą, bym ich odwiedził. Wybrałem się do nich następnego dnia rannym
pociągiem. Na stacji w Waplewie czekały na mnie konie. Gdym podjechał pod
zajazd pałacu, wysypali się z sieni wszyscy domownicy, witając mnie serdecznie.
Pani Halszka ze zwykłą sobie odwagą nie dawała znać po sobie, czym była dla
nich plebiscytowa porażka, ale przygnębienie zawisło nad starym dworem
waplewskim.”
A
to fragment zabytkowego pieca, jednej z naprawdę nielicznych rzeczy, która tu pozostała nieruszona
od czasów Sierakowskich (to nie mebel, Niemcy nie ukradli!). To jest piec ze
starego ratusza w Elblągu, który Sierakowscy kupili w XIX wieku, w czasie
remontu czy też przebudowy tego ratusza:
Wszystkie
zamieszczone tu zdjęcia zrobiła swoją komórką moja koleżanka Renata, która mnie
zawiozła do Wapewa swoim samochodem. Proszę nie kraść!
Bukowski
Andrzej, „Waplewo Wielkie. Zapomniana placówka kultury polskiej na Pomorzu
Nadwiślańskim”, Zakład Narodowy Ossolińskich – wydawnictwo Wrocław, Wrocław 1988
Jałowiecki
Mieczysław, „Na skraju imperium”, wybór i układ tekstu Michał Jałowiecki, wyd.
Czytelnik, Warszawa 2000
Jakiś czas temu zamówiłam sobie w muzeum książkę, a w zasadzie tom z serii "Gdańskich Studiów Muzealnych" nr 8 z 2015 roku poświęcony w całości pałacowi Sierakowskich w Waplewie.
OdpowiedzUsuńMiałam nadzieję, że coś tam na miejscu kupię, to znaczy jakieś wydawnictwa. Ale oni tam w Waplewie nic nie sprzedają, dopiero zamierzają organizować sklepik. Po wszystko odsyłają do swojej centrali w Gdańsku, do Muzeum Narodowego.
UsuńNapiszę tylko tak: Tak blisko mieszkałam, tak mało wiedziałam.
OdpowiedzUsuńAle chyba nie jest jeszcze za późno, by to nadrobić? Powodzenia!
Usuń