Przeczytałam
właśnie dwa tomy wspomnień dawnych i obecnych mieszkańców Malborka. Jestem dosłownie
porażona ogromem nieszczęść, jakie w XX wieku spotkały ludzi zamieszkujących
obecnie Ziemie Odzyskane! Moja wiekowa mama też czytała te dwie książki i
wzruszyła się niezmiernie przy tej lekturze. W drugim tomie znalazła ze zdziwieniem wspomnienia pana Tadeusza Struzika, który pochodzi z tej samej wsi, co ona, czyli z Osieka nad Wisłą. Mama chodziła do szkoły i przyjaźniła się w dzieciństwie z jego siostrą, Jadzią Struzikówną.
W
Malborku, podobnie jak i na całych Ziemiach Odzyskanych, po 1945 roku nastąpiła
całkowita wymiana ludności. W styczniu 1945 roku, kiedy Armia Czerwona
wkroczyła do Prus Wschodnich i Zachodnich, większość ludności niemieckiej uciekała
jak mogła (wozami konnymi, pieszo i na statkach) na zachód. Ta ewakuacja była
masowa i chaotyczna. Władze III Rzeszy przeprowadziły ją zbyt późno i po prostu
źle. Polityka Adolfa Hitlera była taka, że do końca chciał utrzymać te tereny w
rękach niemieckich, nie dbając o los własnej ludności cywilnej. Jeśli chodzi o
Malbork, to podobno istniał nawet jakiś ułożony wcześniej plan niemieckiej ewakuacji,
ale nie został zrealizowany w najmniejszym stopniu. Niemcy w styczniu 1945 roku
uciekali przed Rosjanami na własną rękę na zasadzie „ratuj się, kto może!”.
Miejsce
niemieckiej ludności najpierw zajęli Rosjanie, a raczej żołnierze radzieccy,
którzy przyszli tu z Armią Czerwoną. Wiosną 1945 roku w Malborku była radziecka
komendantura wojskowa, którą dowodził podpułkownik A. Denisow. I tu stawiam
wszystkim pytanie za 100 punktów: kto wie, jak pułkownik Denisow miał na imię? Wiemy
tylko tyle, że zaczynało się na „A”. A co dalej? W wydanej przed laty książce „Żuławiacy”
(wspomnienia pierwszych osadników z Żuław pod red. Józefa Pawlika) znalazłam
informację, że pułkownik Denisow był Sybirakiem, do tego bardzo przystojnym i
sympatycznym mężczyzną, znającym trochę język polski. Nie mówił wprawdzie po
polsku, ale wszystko prawie rozumiał. Był dość życzliwie nastawiony do Polaków,
można było z nim załatwiać różne trudne sprawy bytowe. Może miał jakieś polskie
korzenie, skoro był z Syberii, gdzie przecież znalazło się tylu polskich zesłańców?
Warto byłoby to sprawdzić! Oto ciekawe zadanie dla miłośników historii!
Przyznam, że sama już szukałam i mimo znajomości języka rosyjskiego nie udało
mi się tego odkryć. Może inni będą lepsi!
Radziecka
komendantura wojskowa przekazała władzę w Malborku Polakom w czerwcu 1945 roku.
To była wielka uroczystość, która miala miejsce w dawnej Fabryce Cygar przy
ulicy Grunwaldzkiej, w tym samym lokalu, gdzie obecnie mieści się Spółdzielnia
Socjalne Fabryka Inicjatyw, gdzie w ostatni poniedziałek odbyła się promocja
kwartalnika „Prowincja”. Pisałam o tym tutaj. To bardzo ciekawe i oryginalne miejsce
na kulturalnej mapie naszego miasta i zasługuje chociażby na tablicę
upamiętniającą to historyczne wydarzenie. Apeluję do władz miasta, by o to
zadbały i umieściły stosowny napis o tym przekazaniu władzy na budynku Fabryki Cygar.
W
tym czasie w mieście była już spora grupa Polaków. To byli różni ludzie ze
wszystkich stron. Pierwsza ważna grupa to robotnicy przymusowi wywiezieni tutaj
do niewolniczej pracy na rzecz III Rzeszy, którzy po zakończeniu działań
wojennych nie mieli dokąd wracać, więc tu zostali.
Druga
grupa, chyba sporo większa od tej pierwszej, to repatrianci zza Buga, głównie
Wołyniacy, cudem uratowani spod banderowskiej siekiery, głównie ludzie z Łucka,
Równego i okolic. W tej grupie były osoby, które przeżyły napaści banderowców w
najlepszym na Wołyniu ośrodku polskiej samoobrony, czyli we wsi Przebraże kolo
Łucka, gdzie schroniło się około 20 tysięcy Polaków. Dawni Przebrażacy i ich
rodziny osiedlili się przeważnie na tzw. drugich Piaskach w Malborku, w
poniemieckich małych domkach z ogródkami. Wiem, że gdzieś tam postawili nawet
kamień upamiętniający bohaterską obronę Przebraża. Nie bylam tam, ale się
wybieram na wycieczkę.
Poza
tym, zaraz po wojnie przyjeżdżali do Malborka (jak i na całe Ziemie Odzyskane)
szabrownicy z Warszawy i całej Polski centralnej. Jak im się tu spodobało, to
zostawali na zawsze. Przyjeżdżali też ludzie „zza Wisły”, to jest Kaszubi i
Kociewiacy, którzy znali te tereny z okresu międzywojennego, kiedy to jeździli
na bogate Żuławy „na saksy”. Zaraz po wojnie trafiali do Malborka także ludzie,
którzy z różnych powodów ukrywali się przed nową władzą ludową, m. in. żołnierze
AK i inni partyzanci. Swoją kryjówkę mieli w Malborku przy ulicy Rodziewiczówny
członkowie grupy majora Łupaszki. Dobrze byłoby zlokalizować również i ten dom,
jeśli jeszcze istnieje. Przydałaby się tam jakaś tablica upamiętniająca
działalność majora Łupaszki. To mogłaby być kolejna atrakcja turystyczna
naszego miasta. Nie samym zamkiem Malbork żyje!
Byli
tu również, niestety, prawdziwi bandyci i mordercy Polaków, to jest posługujący
się fałszywymi dokumentami członkowie band UPA i własowcy. O tych fałszywych
dokumentach i zmienionych nazwiskach różnych Ukraińców, którzy udawali Polaków
(może nawet ukradli dokumenty zamordowanym przez siebie ludziom z Wołynia?) sama
słyszałam tu i ówdzie już dawno, a w tej książce znalazłam namacalne
potwierdzenie tych plotek. Opowiada o tym jedna z pań, która pracowała w jakimś
urzędzie i miała dostęp do dokumentów. Czyli to nie jest żadna lokalna „urban legend”!
Jeszcze niedawno tu byli ludzie, którzy mówili o tym szeptem i z wielkim
strachem przed tymi bandytami. Podobno byli wśród nich mordercy ich rodzin.
Prócz
tego, była tu jeszcze niewielka grupa Niemców, zwanych wtedy autochtonami. Byli
to ludzie, którzy albo tu zostali, albo uciekli zimą 1945 roku na zachód, a tam
nie mieli z czego żyć i wrócili w rodzinne strony. Ta grupa stopniowo topniała,
bo Niemcy wyjeżdżali z Polski w latach 1940. i 1950. Zostały tylko te osoby,
które związały się z Polakami, przeważnie były to młode kobiety, które dzięki
małżeństwom miały już nowe polskie nazwiska i otrzymały polskie obywatelstwo.
Tak
więc po 1945 roku przyszli tu różni ludzie z różnych stron. Jak wynika z
opowieści zebranych przez autorów tej książki, właściwie nikt nie przybył tu
dobrowolnie i dlatego, że mu się Malbork tak spodobał. Wszystkich zagnała tu
historia i fatalny los. W Malborku po wojnie było strasznie: morze ruin, głód,
nędza, panował tyfus. Nie było tu wtedy nic do podobania!
Historie opowiadane przez ludzi w tej książce
są tak tragiczne, że właściwie połowa z nich nadawałaby się na scenariusz
dramatycznego wojennego filmu: II wojna, wysiedlenia, pożary, ucieczki i
wywózki na roboty przymusowe do Niemiec przez III Rzeszę i na Sybir przez
Związek Radziecki (to ci z Kresów Wschodnich). Największe wrażenie na mnie
wywarły dwa rodzaje opowieści: te o ludobójstwie, jakiego dokonali Ukraińcy
wobec ludności polskiej na Wołyniu, i te o pobycie w straszliwym NIEMIECKIM
(podkreślam to, bo teraz jest różnie z tą pamięcią historyczną) obozie
koncentracyjnym Stutthof na Żuławach, jednym z najstraszniejszych obozów, jakie
stworzyła III Rzesza.
Autorzy
książek z serii „Taki był Malbork. Wspomnienia”, to jest Piotr Topolski i
Bogusław Krauze dokonali gigantycznej i mrówczej pracy docierając do autorów tych
opowieści i spisując je. Wielkie brawa dla tych panów za ich zaangażowanie i
ogrom włożonego wysiłku. Na spotkaniu promującym drugą z tych książek Autorzy
opowiadali jak i gdzie wyszukiwali swoich bohaterów. Zaczepiali starsze osoby
na ulicy, na poczcie, na rynku, w sklepie. Szukali ich w szpitalach i w
przychodniach. Pytali, skąd kto pochodzi i kiedy przyjechał do Malborka. Dlatego
mówię: „Czapki z głów!” – za tę trudną i żmudną pracę. Wiem dobrze, jaki to
wysiłek, bo wiele lat pracowałam w mediach i zdaję sobie sprawę jak nieraz jest
ciężko znaleźć odpowiednią osobę, a potem jeszcze namówić ją do opowiedzenia o
własnych traumatycznych życiowych przeżyciach. A panowie Topolski i Krauze nie
są przecież, jak się zorientowałam, ani dziennikarzami, ani historykami, ani też
polonistami…
No
i właśnie!
Muszę
tu teraz dodać pewną kroplę goryczy do tej beczki miodu, w której kąpię Autorów tej książki.
Gorycz
tę, a może raczej krytykę, kieruję jednak nie do Autorów, ale do wydawcy tych
publikacji, to jest do Urzędu Miasta w Malborku.
Panie
Burmistrzu Marku Charzewski, na Boga!
Czy
to był naprawdę taki wielki problem finansowy, aby do wydania tej publikacji
zatrudnić redaktora i korektora?
Czy naszego miasta (w
którym ja płacę podatki, przypominam!) naprawdę nie stać na niewielkie
honorarium dla osoby, która by „ogarnęła” ten gigantyczny i bardzo wartościowy (nieoceniony!)
materiał zebrany przez panów Topolskiego
i Krauzego?
Czy to było takie
trudne, by wynająć do tej pracy jakiegoś specjalistę (redaktora-korektora-polonistę),
który by mógł zrobić z tego materiału istną perełkę wydawniczą, która byłaby
książką uniwersalną, ogólnopolską, a nie tylko lokalną ciekawostką?
Bo przecież ta książka
nie ma w ogóle żadnej redakcji! Teksty drukowanych w niej wspomnień publikowane
są jakby w formie „in extenso”, bez żadnego podredagowania, uporządkowania czy
skrótów. Tak jakby ktoś to spisał bezpośrednio z taśmy magnetofonowej i tak
podał do druku. W książce nie ma nawet porządnego podziału na akapity, a w
przypadku dłuższych tekstów na podrozdziały czy części.
Te opowieści są często chaotyczne,
poplątane, niejasne w warstwie faktograficznej. Wielu rzeczy trzeba się domyślać
albo sobie dopowiadać. Brakuje tu przypisów wyjaśniających te różne niejasności
(przypominam zasadę, że jak się publikuje pamiętniki, to obowiązkiem wydawcy
jest zrobienie tych przypisów), brakuje indeksu osobowego, w wielu przypadkach
brakuje podania imion i nazwisk osób udzielających wywiadu. W pierwszym tomie
brakuje nawet spisu treści, co uważam już za skandaliczne. W drugim tomie ten
spis się pojawił. Może ktoś podpowiedział, że jest taka potrzeba? Słyszałam,
że ludzie się na to skarżyli…
Brakuje również zdjęć
przedstawiających bohaterów tych opowieści. Sprawę ilustracji ratują jednak
stylowe i klimatyczne, stare zdjęcia Malborka pochodzące ze zbiorów
kolekcjonerskich Bernarda Jesionowskiego z zamku w Malborku, pasjonata historii lokalnej uważanego za żywą
chodzącą encyklopedię Żuław (przy okazji, jego też można odpytać o refleksje na
temat Malborka, jakby panowie Autorzy zbierali materiały do trzeciego tomu
wspomnień). Niemniej jednak, czytelnik chciałby zobaczyć fotografie osób, które
opowiadają o naszym mieście, a nie tylko te piękne zdjęcia ulic i zabytków. Dla
tekstów wspomnieniowych ważni są LUDZIE! Ja bym tak bardzo chciała zobaczyć
twarze tych ludzi, którzy opowiadali o Malborku panom Topolskiemu i Krauzemu… Może
znam ich? Może mijałam ich kiedyś na ulicy? Może mieliśmy obok siebie działki w
ogródkach działkowych przy Szopena?
Podkreślam raz jeszcze,
nie mam żadnych pretensji do Autorów. Przeciwnie, jako osoba, która zbiera właśnie
materiały do książki o historii mojej rodziny, jestem im wdzięczna za te dwa
tomy, za kolosalny wkład pracy i za pasję, z jaką tego dokonali. Z pewnością
sama będę korzystać i cytować te wspomnienia. Ale mam pretensje do
wydawcy, że nie zadbał o odpowiednią
oprawę tych publikacji.
Sprawa wygląda tak, że Autor
może oddać tekst do druku w takiej postaci, w jakiej oddali go panowie Topolski
i Krauze. Jak pracowałam w gazecie, to ludzie przynosili teksty napisane
ręcznie, z błędami ortograficznymi, stylistycznymi i interpunkcyjnymi, a
redaktorzy podawali je druku zawsze w poprawnej formie. Bywało tak, że czasem pisali teksty na nowo ;)))
Powtarzam raz jeszcze,
obowiązkiem wydawcy jest go później podać czytelnikom w formie przystępnej i
atrakcyjnej. A tego wydawca nie dokonał.
Jedyny plus dla wydawcy
jest taki, że książka została wydana w twardej oprawie, na dobrym papierze i
druk też jest dobry (duży, wyraźny, przyjaznych dla oczu starszych nawet osób, moja
mama 88-letnia dała radę to przeczytać w okularach). No i cena tej publikacji
też jest przystępna.
Mam nadzieję, że może
ktoś z Urzędu Miasta w Malborku przeczyta te moje uwagi i weźmie je sobie do
serca w przypadku kolejnych ważnych publikacji dotyczących naszego miasta.
Raz jeszcze – wielkie brawa
dla Autorów!
Urzędzie Miasta w
Malborku – poprawcie się!
„Taki
był Malbork. Wspomnienia. Część druga”, oprac.
Bogusław Krauze, Piotr Topolski, wyd. Urząd Miasta Malborka, Malbork 2016
„Taki
był Malbork. Wspomnienia”, oprac. Bogusław
Krauze, Piotr Topolski, wyd. Urząd Miasta Malborka, Malbork 2018
Jestem Łodzianinem od pokoleń i doceniam zaangażowanie dziennikarzy i pisarzy prezentujących historię mojego miasta. Podziwiając zabytki i "zwykłe - niezwykłe" podwórka wciąż odnajduję okruchy tej historii. Bardzo chętnie przeczytam proponowaną przez Panią opowieść o Malborku. Dziękuję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa!
UsuńPozdrawiam!
Chcę kupić obie części. Gdzie je mogę nabyć? Pozdrawiam i uprzejmie proszę o podpowiedź
OdpowiedzUsuń