„Pani
na Berżenikach. Rozmowy z Heleną z Zanów Stankiewiczową” Wojciecha
Wiśniewskiego to jakby druga część znakomitej książki tego samego autora
„Ostatni z rodu. Rozmowy z Tomaszem Zanem”.
Helena
z Zanów Stankiewiczowa to rodzona siostra Tomasza Zana i – podobnie jak on –
potomkini słynnego Tomasza Zana „Promienistego”, przyjaciela Adama Mickiewicza.
Te dwie książki razem składają się na tragiczną, barwną i interesującą historię
rodziny Zanów. Siostra opowiedziała o tych rzeczach, które Tomaszowi wydawały
się nieistotne i mało ważne. Jej wspomnienia to urocza, a
miejscami dość dramatyczna opowieść o losach Polaków na kresach wschodnich.
Zdaniem
siostry, Tomasz Zan, zwany przez najbliższych Musiem, interesował się przede
wszystkim wojaczką, a sprawy domowe obchodziły go dużo mniej, właściwie prawie
wcale. Nie wdawał się więc w opowieści o babkach, ciotkach, krewnych i
znajomych, romansach, zwyczajach domowych i zwyczajnym życiu codziennym w
polskim dworze na kresach Rzeczpospolitej. O tym właśnie opowiedziała jego
młodsza o dwa lata siostra.
Helena
z Zanów Stankiewiczowa także urodziła się w pałacu matki w Duksztach, później
zaś wyszła za mąż za Kazimierza Stankiewicza, właściciela majątku Berżeniki. Na okładce tej książki jest zaznaczony
zielonym punktem, niedaleko granicy z Łotwą.
Była
panną piękną i posażną, pochodziła ze znanej na Kresach rodziny, miała więc
wielu starających się. M. in. oświadczył się jej kompozytor Karol Szymanowski,
który spędzał wakacje w majątku jej babki w Gierkanach. Muzyk jednak nie był
zupełnie w guście młodej dziewczyny. Po pierwsze wydawał się jej za stary, do
tego jakiś taki zniewieściały. Wprawdzie ubierał się wytwornie i elegancko, ale
na śniadania przychodził w jakiejś jedwabnej piżamie, co właściwie nieco
gorszyło młodą panienkę ze dworu. Odmówiła więc Szymanowskiemu, co spotkało się
z aprobatą jej ojca, który dobrze wiedział, że muzyk absolutnie nie nadaje się
na męża. Pewnie słyszał o jego homoseksualnych skłonnościach…
„Przemądrzały Muś
(brat) wrzasnął:
- Jesteś wariatka. Taką
mogłaś zrobić partię. Zobaczysz, zostaniesz starą panną!
Mama płakała, ale nic
nie powiedziała.”
Wkrótce potem brat
przedstawił jej swojego przyjaciela, to jest mieszkającego w sąsiedztwie
Kazimierza Stankiewicza, który po zniszczeniach wojennych odbudowywał właśnie rodowy
majątek w położonych niedaleko Dukszt Berżenikach. To było zauroczenie od
pierwszego wejrzenia. I to z obu stron!
Mamy więc w książce
takie dialogi, niczym z powieści Jane Austen:
„- A ty z czego tak się
cieszysz?
- Bo dzisiaj
Stankiewicz mi się oświadczy.
- Oj, nie bądź taka
pewna.
- Bardzo proszę, możemy
się założyć.”
Rzeczywiście, wkrótce
Stankiewicz oświadczył się:
„- Może zgodziłaby się
pani zostać moją żoną – wydukał wreszcie z ulgą, że zdobył się na taki
bohaterski czyn.
- Nie mogę odpowiedzieć
od razu, za mało pana znam (…)
Miałam pewną wprawę, bo
już kilka razy zdarzyło mi się dać kosza różnym konkurentom. Wówczas jednak
używałam banalnych argumentów, że jestem jeszcze za młoda, nie myślałam o
małżeństwie, że po prostu nie kocham. Tym razem jednak był to przystojny,
przyjemny, kulturalny, pracowity, dobrze jeżdżący na koniu, prawdziwy mężczyzna
z pięknym dworkiem, który prosił mnie o łaskę. Powiedziałam mu więc, że
porozmawiam z tatusiem i odpowiem na jego propozycję.”
I dalej:
„- A kiedy mogę
spodziewać się odpowiedzi?
- No, dziś.
- Jak to? Dziś?
Przyjadę do Dukszt bez zaproszenia? – Kazimierz był wyraźnie niezadowolony z
mojej odpowiedzi.
Wpadłam na pomysł, że
gdy będziemy wyjeżdżać z Berżenik, rzucę rękawieczki za skrzynię w korytarzu, a
wieczorem Kazimierz przyjedzie z nimi do Dukszt.
Kiedy wróciliśmy ze
spaceru, całe towarzystwo jeszcze tańczyło. My też ruszyliśmy w tany. Muś
tańczył wtedy z siostrą Kazimierza i kiedy go mijałam, pokazałam mu sygnet (prezent
od Kazimierza – przypis mój, Mery O.). Zaskoczony, zrobił głupią minę i
powiedział bez sensu:
- No, uważaj, uważaj…
Rano odsypialiśmy
przebalowaną noc, a po obiedzie poszłam do ojca na rozmowę.”
Ojciec, Tomasz Zan,
pochwalił córkę za rozwagę, że wybrała Stankiewicza, mimo, że kręciło się koło
niej tylu innych panów. Uważał go bowiem
za dobrą partię. Matka jednak, dziedziczka pałacu w Duktach, nie była
zadowolona, liczyła bowiem, że jej córka złapie bogatego męża, np. wyjdzie za Justyna
Strumiłłę z kluczem wielkich majątków. Ustalono, że Helena wyjedzie na rok
postudiować w Krakowie, by zastanowić się nad swoim pomysłem zamążpójścia. I
jeśli nadal będzie go podtrzymywać, to w następnym roku wyjdzie za Kazimierza.
W ten właśnie sposób
22-letnia Helena z Zanów stała się panią na Berżenikach. Ślub odbył się w 1926
roku, ale potem okazało się jednak, że to nie ona rządzi w domu, ale pracująca
tam od lat kucharka Stefcia Szwarc, osoba dość obcesowa, która przemawiała do
nowej pani w trzeciej osobie. „Nigdy nie zapomnę, jak pierwszego ranka, jako
młoda dziedziczka wyszłam z sypialni i zauważyłam na progu zabłocone buty
Kazimierza. Wstawał o czwartej, piątej rano i szedł z pracownikami w pole.
Wzięłam więc buty do kuchni i nalałam wody do cebra, żeby je obmyć z gliny. A
Stefcia jak nie ryknie:
- Zostawić to. Niech
nie pokazuje, że taka pracowita. Fora z kuchni!”
Helena i Kazimierz
Stankiewiczowie mieli trójkę dzieci: dwie córki i synka. Żyli w Berżenikach,
prowadząc tam spore gospodarstwo rolne oraz letni pensjonat dla gości z Wilna i
z Warszawy. Zdaje się, że to ich bytowanie przypominało egzystencję bohaterów
powieści „Noce i dnie” Marii Dąbrowskiej. Ot, takie życie dworkowe… Wokół
mieszkała rodzina i znajomi. Wiekszość osób była ze sobą w taki czy inny sposób
spokrewniona. Pielęgnowano nawet bardzo stare więzy rodowe, pamiętano o
kuzynach czwartego, piątego czy nawet szóstego stopnia. Takimi dalekimi
krewnymi byli np. dla Heleny Stankiewiczowej słynny pisarz Józef Weyssenhof
(który napisał swoją najgłośniejszą powieść „Soból i panna” biorąc za wzór
ludzi z okolicy) czy ówczesny wysoki urzędnik w Wilnie, a późniejszy pisarz
Michał Kryspin Pawlikowski, autor autobiograficznych książek „Dzieciństwo i
młodość Tadeusza Irteńskiego” oraz „Wojna i sezon”.
A potem nadeszła wojna,
wrzesień 1939 roku, i wszystko się skończyło wraz z wejściem Sowietów. Dalsze
życie Heleny to już była ciągła, stopniowa utrata. Najpierw straciła dom w
Berżenikach, a potem swoją małą, kresową ojczyznę. Po wojnie repatriowała się „do
Polski” i zamieszkała z rodziną w Warszawie. Pracowała jako kierowniczka
stołówki, a potem magazynierka w szpitalu. Zmarła w 1996 roku.
Jej córka Krystyna
Stankiewiczówna nie tak dawno udzieliła wywiadu, w którym opowiadała o życiu w
Berżenikach i pokazywła zdjęcia z rodowego albumu. Te rozmowy, prowadzone w jej
warszawskim mieszkaniu, można znaleźć na YT:
Wiśniewski
Wojciech, „Pani na Berżenikach. Rozmowy z Heleną z Zanów Stankiewiczową”, wyd.
Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1991
Książkę mam na uwadze już jakiś czas, ale nigdy "nie wpadła" mi w ręce. Okładkę kojarzę inną, z późniejszego wydania.
OdpowiedzUsuńPo lekturze "Ostatniego z rodu" jest na pewno pięknym dopełnieniem i rozbudowaniem tamtej opowieści.
Te dwie książki tworzą razem piękną sagę rodzinną o polskich losach. Serial by był fajny, jakby ktoś zrobił...
Usuń