Translate

wtorek, 23 maja 2017

Michaił Szołochow, „Cichy Don” (i trochę Szołochow vs. Kriukow)




No, tak, „Cichy Don”, epopeja, arcydzieło, a ja męczyłam się z tym dwa miesiące z przerwami. Czytałam już kiedyś, dawno temu, wtedy łyknęłam to od razu. No, prawie łyknęłam, bo pominęłam te wszystkie nudne opisy bitew i kozackich pochodów. Czyli prawie połowę pominęłam. Teraz próbowałam przebrnąć przez całość. Niektóre momenty przespałam… W sumie to są aż cztery grube tomy tej powieści, czyli około 2 tysięcy stron druku. 

Pierwszy tom – naprawdę jest genialny! Opisy życia Kozaków nad Donem – niczym z „Chłopów” Reymonta! Drugi tom – do połowy ciekawy, ale dalej robi się coraz to gorzej. Całość fabuły wyraźnie rozpada się na dwie opowieści: domowa historia rodu Melechowów (z naciskiem na romans Grigorija i Aksinii) oraz zagmatwana i rozwlekła historia wojny domowej nad Donem, w której nie sposób się połapać, kto, z kim i dlaczego walczy. Grigorij raz jest po stronie białych, raz po stronie czerwonych i w kółko tylko: wyjechał, wrócił, wyjechał, wrócił, wyjechał, wrócił…  Strasznie to męczące. Początkowo próbowałam sprawdzać te wszystkie wojny, fronty, bitwy i kampanie, w końcu dałam spokój, bo i tak nie zapamiętam, bo co sobie umysł zaśmiecać. Jak będę potrzebowała wiedzieć, sprawdzę w Wikipedii. 

Nie, żebym miała coś przeciwko powieściom, których bohaterowie stale gdzieś jeżdżą i walczą. Henryk Sienkiewicz tak napisał „Trylogię”, że tam stale tylko jadą i jadą. Ale po coś jadą, o coś walczą, jakiś konkretny cel mają. A tu nic, tylko jadą. No, tak, walczą o swoją ziemię i o wolność, ale... Nudne to jakoś. Z tym, że ciekawe i piękne rzeczy o koniach można przy okazji poczytać. I to jest wartość dodana tych kozackich wyjazdów.  

Zmęczona jestem tą lekturą. Ciągnęłam ją dalej i dalej, po to tylko, by lepiej przyjrzeć się tekstowi, by wysnuć z tej lektury jakieś wnioski, napisał czy nie napisał to Szołochow? Czy 23-letni młodzieniec byłby zdolny stworzyć taki tekst pełen życiowej mądrości i wspaniałych opisów przyrody, bitew, krajobrazów i ludzkich postaw? Czy mógłby tak pisać o honorze, odwadze i innych cnotach rycerskich? Czy mógłby stworzyć takie pełnokrwiste postaci? No nie, uważam, że absolutnie nie. To nie jest możliwe. Do tego trzeba mieć pewne doświadczenie życiowe, którego nabywa się z wiekiem, młody człowiek dopiero uczy się świata, nie jest w stanie opisać go w sposób tak plastyczny i pełen dramatyzmu. 

Dlatego właśnie skłaniam się do hipotezy, że jest to tekst kozackiego pisarz Fiodora Kriukowa, zamordowanego przez bolszewików, któremu Szołochow gwizdnął całość opowieści o Melechowych. Być może dopisał co najwyżej później te wszystkie „pojechał, wrócił, pojechał, wrócił” i różne uwagi o frontach wojny domowej w Rosji. Tam to widać zupełnie wyraźnie, tak jakby całość pisana była przez różne osoby. Właściwie dlaczego by nie wydać tej książki w wersji skróconej i podredagowanej, składającej się tylko z opowieści o rodzinie Melechowów? Takie myśli chodziły mi po głowie podczas lektury i chodzą nadal. 

A jednak jest w tym tekście jakaś taka stepowa poezja i coś, co – mimo straszliwego znużenia – trzymało mnie aż do końca… 

„To nie sochy naszą sławną ziemię orały…
Naszą ziemię rozkopały końskie kopyta,
Naszą sławną ziemię głowy kozackie usiały,
Cichy nasz Don rozkwita młodymi wdowami,
Kwitnie ojciec nasz Don, sierotami,
Fale cichego Donu spływają ojcowskimi,
matczynymi łzami.”
(pieśń kozacka, motto powieści)

Jakiś czas temu pisałam na temat ekranizacji „Cichego Donu” i chciałabym to przypomnieć przy okazji. A więc, były cztery ekranizacje: z roku 1930, 1958, 1990 i 2015. Obejrzałam wszystkie na YT i najbardziej podobała mi się ta ostatnia, w której rolę Grigorija Melechowa zagrał 30-letni Jewgienij Tkaczuk, aktor fenomenalny. On właściwie nie grał, on był Melechowem. Jakim trzeba być aktorem, by mając  tylko 170 centymetrów wzrostu zagrać wysokiego, potężnego Kozaka! Bo Tkaczuk to mężczyzna drobny i nieduży, ale jak on gra! Klękajcie narody! Szkoda, że tego serialu nie pokaże polska telewizja. Widzowie mogą go sobie zobaczyć tylko w sieci. 

Na początku dałam obrazek z Wikipedii, przedstawiający okładkę pierwszego rosyjskiego wydania „Cichego Donu” z 1928 roku (źródło: Файл:Обложка Роман-газеты 1928 г.jpg)

Posłuchajcie sobie pięknej piosenki nieżyjącego rosyjskiego pieśniarza Igora Talkowa „Bywszyj podesauł” inspirowanej tekstem „Cichego Donu” (tu są zdjęcia z ekranizacji z 1958 roku):
  

A to odcinek najnowszej ekranizacji tej powieści z Jewgienijem Tkaczukiem:


 

Szołochow Michaił „Cichy Don” , tłum. Wacław Rogowicz, Andrzej Stawar, wydawnictwo „Czytelnik”, Warszawa 1972, 4 tomy


9 komentarzy:

  1. Piosenka jest ładna, jak wszystkie rosyjskie. Siąść nad Wołgą i płakać z butelką chriłki w rękach. W każdym razie panimaju wsio z terści piosenki. O kozaku. Kiedyś moi rodzice mówili o tej książce, to chyba lektura była w latach 60-tych. W każdym razie mam audiobook i zamierzałam go słuchać, ale skoro Pani mówi, że to 2000 stron, to w słuchaniu będzie chyba rok cały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może lepiej poprzestać na wysłuchaniu pierwszego tomu? Jest naprawdę genialny!
      Nie kojarzę, by "Cichy Don" był w Polsce lekturą, ale może? W każdym razie wiem, że ludzie to czytali, m. in. także moi rodzice.

      Usuń
    2. Spytam się mamę o to. A 'Cichy don' na pewno przeczytam.

      Usuń
  2. W czasach tak prekambryjskich, że znana była wtedy ortografia w szkołach, "Cichy Don" był lekturą nadplanową, uzupełniającą. Przynajmniej w mojej szkole. Autora, zaś, kojarzono wyłącznie z "Losem człowieka". Ciekawą opowiastką, żeby nie powiedzieć bajką (przepraszam wielbicieli prawie prawdy historycznej), na temat szczęścia byłego jeńca. Szołochow pominął, zapewne specjalnie, efekty rozkazu 227 znanego pod nazwą "Ни шагу назад". Nie chce tu napisać jakiegoś opracowania historycznego i dlatego w tym miejscu utnę wyjaśnienia.
    "Los człowieka" czyta się bardzo dobrze, ale ekranizacja to dopiero jest mistrzostwo świata. Mimo, że niektóre rzeczy, z różnych względów, są pominięte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz nie jest znana ortografia w szkołach? :)))
      Nie jestem na bieżąco!
      Chodziłam do szkoły tak dawno temu, że "Los człowieka" Szołochowa też przerabiałam jako lekturę. Czytaliśmy to na rosyjskim, chyba w oryginale. Film też pamiętam. Genialny! Jak on pił wódkę!!! Tylko Rusek mógł tak pić!
      Właśnie tak myślałam, by wrócić do "Losu.." i spojrzeć nań krytycznie. Może znowu komuś podwędzone?
      Ani kroku w tył - to chyba była jedna z tajemnic ZSRR i nikt nie mógł przecież o tym pisać jawnie w tamtych czasach!

      Usuń
    2. Dopytywałam mamę o tę lekturę. Mówiła, ze o omawiali w 4 klasie. Szołochowa od dzieciństwa kojarzyłam z 'Losem człowieka' i 'Cichym Donem'. A ten Los człowieka widziałam niedawno u lekarza w poczekalni z książkami do wyrzucenia. Cienka książka.

      Usuń
    3. Chciałam brać, ale nikt nie brał, więc może wyszłabym na złodzieja, czy coś.

      Usuń
  3. Na początek w sprawie ortografii. Każdy patentowany leń otrzymuje natychmiast świstek zaświadczający o dys-tam-coś-tam i nie musi przestrzegać obowiązujących reguł. Efekty widać i słychać...
    I jeszcze słówko o literaturze rosyjskiej. Dawno temu przeczytałem "Wojnę i pokój" w polskiej wersji językowej. Jakoś tak średnio mi się to wielkie dzieło czytało. Nie mam pretensji do tłumacza. On zrobił doskonałą robotę, ale oryginał zaskoczył mnie zupełnie, bo jakiś czas później wpadł mi w ręce komplet wydany w Moskwie w latach Chruszczowa. Wsadziłem w dzieło z papieru i atramentu nos i... Przeczytałem jednym tchem, mimo, że od razu na pierwszej stronie jest list pisany po francusku, a tłumaczenie jest dość daleko (na końcu tomu).
    Może tak "Cichy Don" przeczytać w oryginale? Hmmm... Słowniki będą tylko furkotać, bo ostatni raz przeczytałem coś większego ze czterdzieści lat temu.

    OdpowiedzUsuń