„Pamiętnik”
Pawła Jasienicy to ostatnia, 21. z kolei jego książka. Niedokończona. Zaczęta 5 stycznia 1970 roku i przerwana 18
kwietnia tegoż roku. W PRL-u wydana tylko raz, nielegalnie, w roku 1986.
Wydanie z 2007 roku jest pierwszą legalną edycją tego tekstu, zostało oparte na
oryginalnym maszynopisie autora złożonym w 1991 roku przez wdowę po nim w
Bibliotece Narodowej.
Paweł
Jasienica naprawdę nazywał się Lech Beynar. Nazwisko rodowe jest pochodzenia
tatarskiego. W ogóle, cała rodzina autora „Polski Piastów” była międzynarodowa:
„Mój dziad po mieczu, Ludwik Beynar, uczestnik powstania styczniowego, uskoczył
spod ręki Murawjowa do Francji, ożenił się w Tuluzie ze sfrancuziałą Hiszpanką,
Joanną Adelą Fuegas. Ojciec matki, Wiktor Maliszewski, syn powstańca z 1830
roku i członka Wielkiej Emigracji, urodził się w Nantes. Uważał się za Polaka i
mówił po polsku (…) Obaj oni w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku
przesiedlili się z powrotem w granice Imperium Rosyjskiego. Pierwszy zmarł jako
poddany Aleksandra III, drugi doczekał Sowietów i zamknął oczy w tym samy roku
co Lenin.”
Ojciec
autora Mikołaj Beynar ożenił się z panną Heleną Maliszewską w Kijowie, a potem
wyjechał w głąb Rosji, gdzie pracował jako agronom w „ziemstwach”, czyli
samorządach. Pierwszą pracę dostał w Jekaterynburgu, potem przesiedlał się
coraz bardziej na zachód. Beynarowie mieli troje dzieci: Janusza, Irenę i
Lecha. Ten ostatni urodził się w Symbirsku, to jest Uljanowsku (tam gdzie
Włodzimierz Ilijcz Lenin, z czego musiał tłumaczyć się podczas przesłuchań przez
służby bezpieczeństwa po wojnie). Pierwsze wspomnienia Lecha dotyczą okresu,
kiedy rodzina mieszkała w miejscowości Maksaticha w okolicy Tweru. W domu
mówiło się po polsku, z sąsiadami po rosyjsku. W okolicy nie było żadnych
innych Polaków, ale nikt ich nie prześladował z powodu narodowości. Polakom w
centralnej Rosji powodziło się lepiej niż w zaborze rosyjskim (o tym zjawisku z
przerażeniem pisały Eliza Orzeszkowa i Maria Rodziewiczówna, chodziło im o to,
że Polacy w głębi Rosji ulegają wynarodowieniu, co jednak nie miało miejsca w przypadku Beynarów).
Po
wybuchu rewolucji październikowej Beynarowie wyjechali z Rosji na Ukrainę
do rodziny matki. Jasienica miał wtedy około 9 lat. Zapamiętał rejs Wołgą na
wielkim statku rzecznym i wizytę u krewnych w Orszy na Białorusi. Później
dotarli do Taraszczy w sąsiedztwie Białej Cerkwi. W Bojarce pod Taraszczą dziad
Jasienicy ze strony matki, pół-Polak, pół-Francuz, miał wielki młyn parowy i nie
miał konkurencji w całej okolicy. Dobrze mu się powodziło nawet w niespokojnym
okresie rewolucji. Mieszkał tam tylko z córką, ciotką autora.
Z
pobytu w Taraszczy zapamiętał Jasienica, że właśnie tam przeczytał „Trylogię”
Henryka Sienkiewicza. Wiele wspomnianych w niej miejscowości leżało tuż obok. „Pod
samą Taraszczą przecież posiadał majętność pan Muszalski, znakomity łucznik.
Jego wróg najpierw, później zaś przyjaciel Dydiuk to „chłop białocerkiewski,
niedawno uszlachcon”. Znałem w Taraszczy człowieka nazwiskiem Burłaj.” Rodzina
mieszkała na Ukrainie od 1918 do 1920 roku. W tym czasie władza w mieście
zmieniała się podobno aż 40 razy. Na zmianę zjawiali się tam bolszewicy, wojska
Białych, wojska ukraińskie i różne inne. Autor był świadkiem potyczek
wojennych, a także pogromów Żydów. Rodzina Beynarów ewakuowała się z Taraszczy
wozem konnym razem z odchodzącym wojskiem polskim w 1920 roku, uciekając przed
zbliżającym się frontem bolszewickim (dziadek z ciotką pozostali na miejscu w
Bojarce). Pojechali do Równego na Wołyniu, a stamtąd koleją przez Brześć
Litewski do Wilna. Opowieść Jasienicy o pobycie na Ukrainie tuż po rewolucji
można czytać jako uzupełnienie relacji świadków epoki takich jak Zofia Kossak-Szczucka
(„Pożoga) czy Maria Dunin-Kozicka („Burza
od wschodu”). Jest to bardzo interesująca relacja tego, co zapamiętał jako
dziecko, opatrzona komentarzem osoby dorosłej (do tego jeszcze przywołuje autor
późniejsze swoje lektury). Po latach Jasienica pozytywnie oceniał nieudaną „wyprawę
kijowską” Józefa Piłsudskiego.
Później
autor robi przeskok do roku 1928, kiedy to zaczął studiować historię na
Uniwersytecie Wileńskim. Opisując lata studenckie, ożywia swoich profesorów (m.
in. Feliksa Konecznego i Mariana Zdziechowskiego) oraz kolegów, a także
przypomina swą działalność w studenckim kole turystycznym. W tamtym okresie nie
tylko nawiązał przyjaźnie trwające całe życie, ale także znakomicie poznał
bliższą i dalszą okolicę Wilna. Dalej mamy jeszcze opis pobytu w wojsku i to
już jest właściwie koniec pamiętnika. W książce został jeszcze umieszczony
pisany przez Jasienicę krótki życiorys. Autor pisze, że miał spisane w wielu zeszytach
swoje wspomnienia z okresu wojny i walki w partyzantce, ale spalił te zeszyty
po wyjściu z więzienia w 1948 roku ze strachu, by nie dostały się w ręce służby
bezpieczeństwa.
Całość
czyta się bardzo dobrze i szybko. Książka jest napisana pięknym, gawędowym językiem, pełnym rozmaitych dygresji. Autor
nie wysuwa siebie na pierwszy plan, pisze raczej o tym, co widział i
zapamiętał. Relacja jest pisana bez sentymentalnej łezki w oku (co jest typowe
dla wspomnieniowej literatury), ale raczej z ostrym, często ironicznym
komentarzem. Przeczytałam jednym tchem! Szkoda,
że było tego mało, niecałe 200 stron. Autor przerwał pracę nad pamiętnikiem w
kwietniu 1970 roku, zmarł kilka miesięcy później.
Jasienica
Paweł, „Pamiętnik”, wstęp i zakończenie Władysław Bartoszewski, wyd. Prószyński
i S-ka, Warszawa 2007
Piękna, prosta recenzja. Nabrałem ochoty na Beynara, a wcześniejsze próby spełzły na niczym: nudził mnie.
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowo! Cieszę się, że zachęciłam do lektury!
UsuńPiękna, prosta recenzja. Nabrałem ochoty na Beynara, a wcześniejsze próby spełzły na niczym: nudził mnie.
OdpowiedzUsuń