Translate

sobota, 18 czerwca 2016

Czesław Piotrowski, „Krwawe żniwa. Zbrodnie ukraińskie na Wołyniu 1943” (zagłada Huty Stepańskiej)







Czesiu, ja umieram… Pomścij mnie, pomścij ojca, on też już nie żyje… Czesiu, nie zapomnij… ty nas pomścij, to ukraińscy bandyci do nas strzelali…



„Krwawe żniwa. Zbrodnie ukraińskie na Wołyniu 1943” Czesława Piotrowskiego to dramatyczna opowieść o zagładzie polskiej wsi Huta Stepańska w powiecie kostopolskim na Wołyniu i czystce etniczej, jaką przeprowadziły tam grupy ukraińskich nacjonalistów pod dowództwem Iwana Łytwynczuka ps. Dubowyj członka OUN- UPA. Był to syn duchownego prawosławnego z Dermania i były uczeń prawosławnego seminarium duchownego. Zasłynął tym, że to właśnie on rozpoczął rzeź wołyńską.  

Książkę otwiera krótki rys historyczny dawnej polskiej krainy zwanej Wołyniem, a także wsi Huta Stepańska. Miejscowość ta została założona na początku XVIII wieku na wypalonych leśnych polanach Puszczy Stepańskiej przez Jakuba Sawickiego, zubożałego szlachcica spod Żytomierza. Przybył on wraz z żoną i pięcioma synami, nabył wytrzebiony z lasu teren i zaczął go zagospodarowywać. Synowie poszukiwali żon Polek w bliższej i dalszej okolicy. Wkrótce zaczęli się tam osiedlać ich krewni i powinowaci. W ten sposób w Hucie Stepańskiej pojawili się Lipińscy, Zielińscy, Janiccy, Liberowie, Kołodyńscy, Domaszewicze, Włoszczyńscy, Piotrowscy i inni. Prawie wszyscy byli spokrewnieni ze sobą, a przede wszystkim z Sawickimi. Większość mieszkańców była dumna ze swoich korzeni i swego szlacheckiego pochodzenia. We wsi do samego końca przetrwały dawne opowieści o udziale Hucian w powstaniach 1831 i 1863 roku na Wołyniu, aresztowaniach, zsyłkach na Sybir i wcielaniu młodych mężczyzn „w sołdaty” na 25 lat. Po powstaniu styczniowym w okolicy zamieszkali nowi osadnicy, Polacy z terenu Królestwa Polskiego, którzy zakładali nowe polskie osady. Prócz Polaków, przed wojną we wsi mieszkało 10 rodzin żydowskich trudniących się handlem i rzemiosłem i dwie rodziny niemieckie. Okoliczne wsie i futory także były zamieszkane przez Polaków, do tego często  powiązanych więzami pokrewieństwa. większość starszych ludzi znała się przynajmniej z widzenia, wiedziało też, kto pochodzi ze szlachty, a kto z chłopów. Ukraińców w Hucie nie było. Nie było też małżeństw mieszanych. W kolonii o nazwie Kamionka Nowa mieszkali osadnicy niemieccy.

W okresie międzywojennym Huta Stepańska była dużą, bogatą wsią i ważnym polskim ośrodkiem administracyjnym i kulturalnym. Domy mieszkalne były drewniane, ale porządne i zadbane. Jedynym murowanym  budynkiem była piętrowa szkoła siedmioklasowa (cztery klasy, biblioteka, kancelaria, mieszkanie kierownika) oddana do użytku w 1928 roku. Była nowo erygowana parafia (w latach 1920.) i nowy drewniany kościół katolicki w stylu zakopiańskim pw. Najświętszego Serca Jezusa, poza tym - dom ludowy, poczta, posterunek policji, kółko rolnicze, dwa młyny, mleczarnia i bank (Kasa Stefczyka). Działały liczne organizacje, w tym Związek Harcerstwa Polskiego i Koło Gospodyń Wiejskich. Na miejscu był felczer, dwóch fryzjerów, dwóch szewców, dwóch krawców, dwie krawcowe i czterech kowali. Powstała lokalna linia telefoniczna. 

W latach 1930. miejscowość zaczęła się rozwijać w kierunku uzdrowiskowym, ponieważ miejscowy ksiądz odkrył bogate źródła solankowe i pokłady borowiny, po czym nabył 10 hektarów nieużytków, gdzie znajdowały się te złoża i zbudował tam leczniczy zakład kąpielowy. Tuż przed wojną powstały już murowane budynki wyposażone w wanny. Leczono tam choroby reumatyczne i artretyzm. Wśród kuracjuszy przeważali bogaci Żydzi. Wielu miejscowych znalazło pracę w uzdrowisku, a wiejscy gospodarze wozili furmankami kuracjuszy ze stacji kolejowych w Rafałówce i Małańsku. 

II wojna światowa przyniosła całkowitą zagładę Huty Stepańskiej. We wrześniu 1939 roku najpierw pojawili się uciekinierzy z centralnej Polski. W tym czasie dywersanci ukraińscy wraz z grupą antypolsko nastawionych Żydów próbowali przejąć władzę m. in. w Stepaniu, gdzie zaczęli aresztować Polaków i walczyć z polskimi żołnierzami KOP. Wojsko polskie stłumiło tę rebelię, zaś odchodząc wzięło ze sobą prowodyrów „powstania” jako zakładników. Z kolei 21 września w Hucie Stepańskiej pojawiła się samozwańcza ukraińska lewicowa „milicja”, w skład której wchodzili Ukraińcy i Żydzi. Grupa ta, założywszy na ramiona czerwone opaski, czekała, by uroczyście powitać wkraczające do wsi oddziały Armii Czerwonej. Pierwsi żołnierze radzieccy pojawili się we wsi 23 września. Wkrótce zaczęły się pierwsze aresztowania, zatrzymano m. in. komendanta miejscowego Związku Strzeleckiego, księdza, polskich policjantów i legionistów. Zimą i wiosną 1940 roku odbyły się pierwsze deportacje ludności cywilnej w głąb Związku Radzieckiego (były to głównie rodziny lokalnych policjantów, wojskowych, nauczycieli i drobnych kupców). Władza radziecka podzieliła mieszkańców wsi na „kułaków”, „średniaków” i „biedniaków”.  Życie stało się bardzo ciężkie. Zmuszano ludzi do przystąpienia do kołchozu. Oporni wobec władzy, w tym rodzina autora, mieli być wysłani na Sybir. Tak się jednak nie stało, bo w czerwcu 1941 roku weszli Niemcy, a Sowieci uciekli.    

Pod okupacją niemiecką Ukraińcy znowu podnieśli głowy.  „We wszystkich okolicznych wioskach ukraińskich, przez które przechodziły wojska niemieckie, budowano z drewna olbrzymie bramy tryumfalne, upiększano wyszywanymi ręcznikami, krajkami, zielenią i kwiatami. Miejscowi prowodyrzy nacjonalistyczni w asyście popów witalni Niemców chlebem i solą. W cerkwiach odprawiano dziękczynne nabożeństwa. Wszędzie spotykało się transparenty z napisami „Sława Ukraini”, wymalowane emblematy z herbem „tryzuba” oraz porozwieszane szerokie niebiesko-żółte flagi obok flag niemieckich.” (s. 70) Ukraińcy w swych wioskach sypali z ziemi kopce-kurhany, stawiali tam dębowe krzyże z „tryzubem”, flagami i napisami „Sława Ukraini”. Niemcy patrzyli na to obojętnie. Pojawiły się hasła „Ukraina tylko dla Ukraińców”, zaczęły krążyć odezwy na temat budowy państwa ukraińskiego z „prezydentem” Banderą na czele. „Miało ono rozciągać się od Wołgi i Kaukazu po Białystok i Nowy Targ.” (s. 71-72) Nowa ukraińska policja na usługach Niemców wyłapywała ukrywających się po lasach radzieckich żołnierzy, przeprowadzała rewizje w domach Polaków. Przy okazji zabierała ukrytą broń palną, różne polskie insygnia, herby, flagi, książki, rekwirowała cenne przedmioty. Ukraińcy przygotowywali się do mordowania Polaków. Popularna stała się pieśń ze słowami „Smiert’! Smiert’! Lacham! Smiert’! Smiert’ mońkowsko-żydowskoj komuni! W bij krowawyj OUN nas wede, My bjem komunu i Lachiw”. „W okolicy upowszechniła się kierowana z zewnątrz praktyka wypiekania dziewięciu bochenków chleba, który systemem łańcuszkowym wysyłano do poszczególnych chat z groźbą, by nie ważyli się przerywać łańcuszka wypieku z hasłem „podaj dalej”. Każdy, kto przyjął i spożył  ten chleb, był zaliczany do członków organizacji nacjonalistów ukraińskich i pod groźbą klątwy miał brać udział w mordowaniu Polaków, Żydów i partyzantów radzieckich.” (s. 76) 

Ludobójstwo Polaków zaczęło się od tego, że najpierw zaczęli znikać ludzie, którzy oddalili się z domu. Pojechali do miasteczka czy do innej wsi i już nie wracali. Potem znajdowano ich trupy, okrutnie zamęczone. Ukraińcy łapali ich w lesie czy na drodze, krępowali im ręce drutem kolczastym, rozcinali brzuchy, nabijali na ostre kołki w płocie, palili żywcem na ognisku. Nie były to zwykłe morderstwa, ale coś, co wyglądało na mordy rytualne, tak, jakby zadający śmierć napawali się patrzeniem na męczarnie swej ofiary. „Wstrząsający wydźwięk miała śmierć mieszkańca sąsiedniej wsi Wyrka Jana Zielińskiego, ojca pięciorga dzieci, zwabionego podstępnie przez Ukraińców do wsi Werbcze pod pretekstem dokonania zamiany prosiaka na siano. W lesie pod Werbczem został napadnięty przez kilku Ukraińców, pobity, a następnie ze związanymi drutem kolczasty rękami i nogami położony na duże ognisko, w którym spłonął. Konie z saniami i prosiakiem porwano, a trupa pozostawiono na ognisku. Wydarzyło się to (…) w listopadzie 1942 roku. Znalezione po kilku dniach zwłoki Jana Zielińskiego były wystawione na pokaz przed kościołem we wsi Wyrka jako dowód i przestroga przed rozpoczętym barbarzyństwem.” (s. 101) A później zaczęły się zorganizowane napady Ukraińców na polskie wsie, w czym Niemcy im nie przeszkadzali, a nawet zachęcali do tego. Chcieli, by to sami Ukraińcy najpierw uporali się z Żydami, a potem z Polakami. Ukraina miała być Ziemią Obiecaną dla przyszłych niemieckich panów, należało oczyścić ją z mieszkających tam polskich i żydowskich „podludzi”. 

Autor tej książki, Czesław Piotrowski, urodził się w Hucie Stepańskiej w 1927 roku. Był najmłodszym dzieckiem w rodzinie, miał starszego brata Heńka i siostrę Mirę. Matka Paulina zmarła wiosną 1941 roku na gruźlicę. Ojciec Stanisław został zamordowany przez Ukraińców w nocy z 9 na 10 lutego 1943 roku, kiedy to banda  banderowców wyłamała drzwi i weszła do domu Piotrowskich położonego w samym centrum wsi. Czesław i jego siostra Mira boso i w samej tylko bieliźnie uciekli przez okno, ojciec został w domu i walczył z napastnikami za pomocą siekiery. Czesław pobiegł domu sąsiadów, gdzie schował się na wysokim piecu. Był tam świadkiem, jak Ukraińcy złapali i zastrzelili jego brata i jeszcze jednego chłopaka ze wsi. Brat wykrwawił się i umarł na jego oczach. Przed śmiercią prosił, by go pomścić. „Czesiu, ja umieram… Pomścij mnie, pomścij ojca, on też już nie żyje… (…) Czesiu, nie zapomnij… ty nas pomścij, to ukraińscy bandyci do nas strzelali…” (s. 117) „… pobiegłem czym prędzej do naszego domu. Tam zastałem widok okropny. Mój ojciec leżał martwy na podwórzu przed schodkami wiodącymi do sieni. Ślady krwi były widoczne od sieni naszego domu aż do drogi. Ojciec miał w sobie osiem ran postrzałowych. Cztery z nich były w głowie (na czole, w skroni i na twarzy). Osmolone wokół ciało świadczyło, że strzały oddano z bliska, może nawet już po śmierci do leżącego, z zemsty. Trzy kolejne krwawe rany były umiejscowione w piersiach i brzuchu. Jeden strzał oddano w prawe ramię, powyżej łokcia. Śnieg, na którym leżał i schodki wiodące do sieni, były zalane krwią.” (s. 119)

Po pogrzebie okazało się, że Ukraińcy szaleją już w okolicy. Wymordowali całą wieś Parośla, było to jedno z pierwszych ich masowych morderstw. Mieszkańcy tej wsi zostali już raz wybici podczas powstania Chmielnickiego i od paru wieków spoczywali w zbiorowym grobie z nasypanym kurhanem. Nowe ofiary pochowano w kolejnym zbiorowym grobie obok starego kurhanu. Ta sytuacja spowodowała, że miejscowi Polacy zaczęli się organizować w coś w rodzaju samoobrony. Wybrano komitet do kierowania walką, do którego weszli ludzie mający przeszkolenie wojskowe. Przewodniczącym komitetu został Władysław Kurkowski. Wokół wsi ustawiano straże, młodzież z wieży kościoła wypatrywała, czy w okolicy nie kręci się ktoś obcy. Rozpoczęto budowę umocnień ochronnych i płotów z drutu kolczastego. Ludzie rwali się do walki, ale brakowało broni i amunicji. Po pewnym czasie niewielką pomoc Polacy otrzymali ze strony kryjących się po lasach radzieckich partyzantów, później w okolicy uformował się regularny oddział  AK pod dowództwem cichociemnego (zrzutka z Londynu) Władysława Kochańskiego, ps. „Bomba” (lub „Wujek”). Do Huty Stepańskiej ściągali Polacy z innych, mniejszych wiosek. Razem z samoobroną w pobliskiej wsi Wyrka utworzony został regularny punkt samoobrony polskiej. Autor tej książki oraz jego siostra Mira walczyli w szeregach tego ochotniczego wojska. Czesław, choć miał zaledwie 15 lat, postarał się o broń palną i brał udział w regularnych potyczkach zbrojnych z Ukraińcami. 

Latem 1943 roku, z powodu przeważającej liczby oddziałów ukraińskich operujących w okolicy, Polacy musieli opuścić Hutę Stepańską. Czesław Piotrowski wyszedł ze wsi razem ze swoim plutonem. Uciekli również przebywający w Hucie mieszkańcy spalonych okolicznych polskich osiedli z rejonu Wyrki, Siedliska, Temnego i Hałów. Wyglądało to tak, że  sformowano olbrzymi tabor furmanek załadowanych ludźmi ochraniany przez kilkudziesięciu uzbrojonych ludzi, który ruszył ze wsi, korzystając z gęstej mgły, która chroniła Polaków przed banderowcami. Kolumnę wozów zaatakowano jednak w Wyrce, gdzie zginęło wiele osób. Część wozów zawróciła, jednak znacznej części wozów udało się wyrwać z okrążenia. Później, 16 lipca 1943 roku, nastąpił zmasowany atak banderowców na Hutę, gdzie pozostała jeszcze grupa polskich obrońców. Ukraińcy ostrzeliwali z moździerzy szkołę i cmentarz. Rozpoczęła się zażarta walka na śmierć i życie. Część Polaków zginęła, reszcie udało się szczęśliwie ewakuować w nocy z 16 na 17 lipca do bazy polskiej samoobrony w Antonówce.

Pożegnanie na zawsze z domem rodzinnym i pozostawionymi bez opieki zwierzętami domowymi było strasznie smutne. „Przystanęliśmy i po raz ostatni spoglądaliśmy na nasze domy. Nagle usłyszeliśmy ryk bydła. Od wsi oddzielały nas łany dojrzewającego zboża, a w tym zbożu stada krów szły za nami. Widać było wyciągające się głowy i rogi i ten ryk rozlegał się jak jeden wielki płacz. Oddalaliśmy się, pozostawiając za nami rodzinną wieś i płaczące bydło oraz stado krążących w górze przerażonych bocianów, których pisklęta w gniazdach na strzechach stodół, miała wkrótce spotkać śmierć w płomieniach. Wlokły się za nami stada wygłodniałych i zagubionych w tej przeraźliwej sytuacji psów. Gromadziły się stada drapieżnych wron.” (relacja Mirosławy Piotrowskiej, siostry autora, s. 223)   

Później uchodźcy zobaczyli za sobą łunę wielkiego pożaru i dym. To był już koniec Huty Stepańskiej. Wioska została podpalona przez Ukraińców. Tabor polskich wozów dotarł do stacji kolejowej Grabina i Antonówka, stamtąd Niemcy skierowali Polaków do Równego, gdzie zorganizowali obóz przejściowy, a stamtąd wywieźli większość mieszkańców Huty na roboty przymusowe w głąb Niemiec. Po zakończeniu II wojny światowej ludzie ci rozsypali się po świecie. Część zamieszkała w Polsce na Ziemiach Odzyskanych (m. in. Lębork, Malbork, okolice Wrocławia), część wyjechała na Zachód. 

Czesław Piotrowski w swojej książce zamieścił dokładny plan swojej wsi rodzinnej oraz spis mieszkańców Huty Stepańskiej według stanu z końca 1942 roku. Podał także listę ofiar banderowców oraz listę członków samoobrony (101 osób). Zgodnie z jego wyliczeniami Ukraińcy zabili około 200 mieszkańców Huty i okolic (z tym, że lista może być niepełna). Okazało się, że 19 lipca 1943 roku, już po spaleniu wsi, duchowni prawosławni odprawili tam dziękczynne nabożeństwo, składając hołd Bogu za rozbicie ośrodka polskiej samoobrony. Dzisiaj w miejscu, gdzie niegdyś rozciągała się ludna, polska wieś, nie ma już nic. Nie ma tam już śladu po Polakach. Są tylko pola uprawne. 

Autor tej książki po ewakuacji Huty nadal walczył z bandami UPA, a po rozbrojeniu 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, której był członkiem, został wcielony do 1 Armii Wojska Polskiego i skierowany do Centralnej Szkoły Podchorążych Polskich Sił Zbrojnych w Riazaniu. Później służył jako żołnierz zawodowy, kształcił się w Wojskowej Akademii Inżynieryjnej w Moskwie, był generałem dywizji Wojska Polskiego, a jednocześnie inżynierem wojskowym, zdobył tytuł doktora nauk wojskowych. W stanie wojennym wchodził w skład Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. W latach 1980. pełnił funkcję ministra górnictwa i energetyki, później był ambasadorem Polski w Jugosławii. W starszym wieku zaczął pisać książki wspomnieniowe o tematyce kresowej i wojskowej. 

Piotrowski Czesław, „Krwawe żniwa. Zbrodnie ukraińskie na Wołyniu 1943”, wyd. Bellona, Warszawa 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz