Translate

sobota, 4 czerwca 2016

Wiktoriańsko. Wilkie Collins, „Córki niczyje”



Cóż za rozczarowanie! Cóż za koszmarne rozczarowanie! Nabyłam tę potężnych rozmiarów powieść Wilkie Collinsa, a okazało się, że to nie tylko cegła książkowa z wyglądu, ale także potwornie nudny gniot, którego lektura nie sprawiła mi żadnej satysfakcji. Jestem zawiedziona! A ponieważ prowadzę skromny dzienniczek własnych lektur, a nie żaden tam blog reklamowy i sama za własne pieniądze kupiłam to dzieło w taniej książce Aros, więc mogę tu i teraz napisać, co o nim myślę naprawdę. 

Wcześniej znaliśmy w Polsce dwie najważniejsze powieści tego autora, to jest „Kamień księżycowy” wydany jeszcze w PRL-u w ramach kryminalnej serii z jamnikiem i „Kobietę w bieli” wydaną na początku lat 1990. I chyba na tym należało pozostać. Te dwa tytuły to kamienie milowe w rozwoju powieści kryminalnej jako gatunku. Są to utwory o doskonale skomponowanej fabule, świetnie zarysowanych postaciach i interesującej kompozycji. Niestety, jak się teraz okazuje, inne teksty Wilkie Collinsa okazują się o wiele słabsze pod względem artystycznym.   

W porównaniu z przytoczonymi wyżej tytułami „Córki niczyje”, które powstały tuż po „Kobiecie w bieli” (rok wydania 1862) przedstawiają dużo mniejszą wartość literacką. Po pierwsze - nie są typową wiktoriańską powieścią obyczajową. Przy tak olbrzymich rozmiarach (768 stron!) są utworem jednowątkowym, bez zarysowanej szerszej panoramy społecznej. Autor, niczym w skromnym opowiadanku, skupił się tutaj na jednym tylko wątku, to jest na zemście głównej bohaterki, której postać jest, poza tym, mało prawdopodobna.  

Oryginalny tytuł tej powieści to „No Name” i szkoda bardzo, że w polskim wydaniu przetłumaczono to na „córki niczyje”. Moim zdaniem, ponieważ w powieści ważnym motywem jest brak imienia, właściwsze byłoby zatytułować go np. „Bezimienne”, no, ostatecznie „Córki bezimienne”. Bowiem głównym motywem tej powieści jest problem nieślubnych dzieci i ich prawa do nazwiska i majątku ojca. 

O co chodzi? Otóż, bohaterkami  tej powieści są dwie siostry: dwudziestoparoletnia Nora i osiemnastoletnia Magdalen (czemu nie Magdalena w polskim tłumaczeniu?), których rodzice – według wiktoriańskich standardów – żyli w grzechu. Ojciec w młodości ożenił się, ale nie żył z tą pierwszą żoną, za to związał się z ubogą dziewczyną, więc wyjechał z nią w okolice, gdzie nikt ich nie znał, kupił tam dom i udawał, że są małżeństwem. Z tego związku urodziły się dwie córki, które zgodnie z dziewiętnastowiecznym prawem były dziećmi nieślubnymi, nie mającymi prawa do nazwiska ojca i do jego majątku. Ojciec, wiedząc o tym, zabezpieczył je jak umiał, to jest spisał na ich rzecz testament. Po latach, kiedy dowiedział się o śmierci swojej żony, czym prędzej wziął ślub ze swoją długoletnią konkubiną, to jest matką córek. Zmiana stanu cywilnego powinna pociągnąć za sobą napisanie nowego testamentu, gdyż stary utracił ważność w momencie zmiany stanu cywilnego - tego jednak nie zrobił z powodu nieznajomości prawa. Nagła śmierć ojca, a potem matki spowodowała, że obie panny znalazły się w trudnej sytuacji. Jako nieślubne dzieci nie miały prawa do używania nazwiska ojca oraz do jego majątku. Jedynym legalnym dziedzicem okazał się brat ojca, a więc wuj Nory i Magdalen, a po jego śmierci – jego jedyny syn.

Po pogrzebie obie córki musiały opuścić rodziny dom. Nie wolno im też było używać nazwiska, którym posługiwały się do tej pory.  Starsza, Nora, posłusznie poszła konwencjonalną drogą przeznaczoną dla kobiet z jej sfery i została guwernantką. Natomiast młodsza, Magdalen, obdarzona aktorskimi zdolnościami, najpierw została wędrowną artystką sceniczną i zarobiła sporo pieniędzy, potem zaś skupiła się na tym, by odzyskać majątek ojca z rąk chciwego krewnego. Uważała bowiem, że to ona z siostrą powinny być spadkobierczyniami, a nie wuj, z którym ojciec nie utrzymywał żadnych kontaktów. W zemście na wuju, a potem na kuzynie pomagał Magdalen daleki powinowaty ze strony matki, zawodowy oszust. Takie jest mniej więcej zawiązanie akcji. Dalsze poczynania Magdalen oraz jej pomocnika są długie i skomplikowane, a autor przestawił je w nadzwyczaj przegadany sposób.  

Dla wiktoriańskich czytelników z pewnością była to powieść mocno skandalizująca. Upominanie się o prawa nieślubnych dzieci było w tamtych czasach równie szokujące jak dzisiaj żądanie posiadania dzieci przez pary jednopłciowe. Do tego – pozytywną bohaterką tego utworu jest osoba, która nie tylko była nieślubnym dzieckiem, ale także występowała na scenie (bardzo naganne w tamtych czasach jeśli chodzi o panny z jej sfery), a przy tym w swej walce o odzyskanie majątku posługiwała się kłamstwem i oszustwem.  No, ale my współcześnie już dawno zapomnieliśmy o tym, co to znaczyło być bękartem jakieś sto czy dwieście lat temu. Dlatego ta skandalizująca otoczka jakoś mało do nas dociera. Szkoda, że wydawca nie opatrzył tej powieści przedmową lub posłowiem, gdzie wyjaśniałby te przestarzałe sprawy prawne, niejasne dla współczesnego czytelnika.

Podsumowując: „Córki niczyje” to rzecz dla najbardziej wytrwałych wielbicieli wiktoriańskich klimatów, pozostali czytelnicy mogą po prostu polec w połowie lektury (oby dotrwali do połowy!). Sama jakoś przebrnęłam przez całość, ale z bólem, ziewaniem i podsypianiem. Miałam zamiar po skończeniu czytanie ofiarować swój egzemplarz bibliotece, ale nie zrobię tego, ponieważ w trakcie uległ poważnej dekonstrukcji. Czyli – zwyczajnie się  rozpadł! Kiedy raz zasnęłam podczas czytania – książka spadła mi z kanapy na podłogę, w rezultacie – rozerwały się pierwsza i ostatnia strona. A papier – słabiuchny, oj, słabiuchny, podobny do tego żółtawego papieru, na którym drukowano pod koniec PRL-u. No i teraz cały mój egzemplarz po prostu lata, trzymając się na małym skrawku tego cieniutkiego papieru. Swoją drogą, jak to jest, że wydaje się książki, które niszczą się po jednym przeczytaniu? Tak więc – moje „Córki niczyje” powędrują do kosza na śmieci. Zarówno z powodu dekonstrukcji formalnej, jak i wewnętrznej nędzy intelektualnej. 

 Collins Wilkie, „Córki niczyje”, tłum. Magdalena Hume, wyd. MG, Warszawa 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz