Przyznacie,
że trudno jest spieprzyć temat „sceny z życia rosyjskich milionerów”? Toż to
istny samograj! A jednak Marie Freyssac udała się ta trudna sztuka. Pani ta,
podobno francuska dziennikarka, kompletnie położyła tak chwytliwy temat. Piszę „podobno”
ponieważ, mimo usilnych starań nie udało mi się wyguglać jakichkolwiek jej
innych tekstów. Czyżby więc, „Marie Freyssac” był to byt fikcyjny, powołany do
napisania tylko tej jednej, do tego straszliwie kiepskiej książczyny?
Marie
Freyssac jakoby pracowała przez rok pracowała jako francuska guwernantka dla
rosyjskiej rodziny Sokołowów (nazwisko fikcyjne). Wspólnie z innymi
zagranicznymi guwernantkami i rosyjskimi nianiami miała pod opieką dwoje
dzieci. W tym czasie mieszkała w wynajętym apartamencie w Moskwie razem z inną
pracownicą tychże Sokołowów, a do pracy w domu Sokołowów położonym przy słynnej
szosie Rublowce była odwożona prywatną limuzyną z kierowcą. Jej rolą było
nauczenie dzieci podstaw francuskiego i dobrych manier w paryskim stylu. Do
tego korzystała z uroków życia, jakimi cieszą się rosyjscy milionerzy, co należy
rozumieć jako nieustanne podróże, dobre jedzenie i dużo alkoholu. No i przyzwoita
pensja oraz liczne premie.
W
książce zostały zarysowane niektóre „sceny z życia” rodziny Sokołowów, a do
tego pełne krytycyzmu i ironii „przemyślenia” ich francuskiej guwernantki,
która czepia się wszystkiego, co może. Nie wiadomo po co w ogóle chciała
pracować w Rosji, skoro nic jej się tam nie podoba: m. in. wiara prawosławna
(rodzina chodzi na msze do cerkwi) , Putin (jej 8-letnia podopieczna uważa go
za wielki autorytet), noszenie drogich futer, życie milionerów na wysokiej
stopie, a zwłaszcza „homofobia” (raczej dbałość rodziców o to by dziewczynka
była dziewczynką, a chłopiec chłopcem). Niektóre przejawy życia w Rosji śmieszą
pannę Freyssac, inne ją bawią, jeszcze inne uważa za skandaliczne. Drażni ją np.
to, że Rosjanie nie uśmiechają się do obcych (bo została upomniana przez
kasjerkę w supermarkecie za głupi uśmiech bez powodu).
Tak
więc, moim zdaniem – pierwszy i podstawowy grzech tej książki, to opisywanie
Rosji z perspektywy zachodniej poprawności politycznej i zachodniego stylu
bycia. Inne zaniedbania, jakie zauważyłam, to pisanie fragmentaryczne i
chaotyczne, przeskakiwanie z tematu na temat, nie pogłębianie ważnych tematów, pisanie
na przemian o Sokołowach i różnych innych rzeczach, które autorce akurat
przyszły do głowy, np. o metrze w Moskwie albo o babuszkach pilnujących
eksponatów w rosyjskich muzeach. Miałam wrażenie, jakby autorka w pewnym
momencie wyprztykała się z pomysłów i pisała cokolwiek, by zwiększyć objętość
(a książka w sumie niewielka, tylko 190 stron i to dużym drukiem). Poza tym, no
cóż, jest to rzecz bardzo wtórna, mało tam oryginalnych myśli i obserwacji. Na
dobrą sprawę, „Sceny z życia rosyjskich milionerów” Marie Freyssac, kimkolwiek
ona jest, mogłaby napisać na podstawie lektury różnych reportaży opisujących
współczesną Rosją (choćby „Rublowka” Walerija Paniuszkina), a nawet na
podstawie „ironiczeskich” kryminałów Darii Doncowej, z których część dzieje się
w środowisku nowych Ruskich mieszkających w domach przy Rublowce.
Żeby
nie było, że tylko krytykuję…
Na
koniec trochę pozytywów. Z książki tej płynie jedna dobra wiadomość. Otóż, po
stu latach znowu wróciły do Rosji zagraniczne guwernantki! W dziewiętnastym
wieku dostać posadę w bogatej rodzinie ziemiańskiej (no, ostatecznie mieszczańskiej)
w Rosji to była prawdziwa gratka dla ubogiej acz wykształconej dziewczyny
z Francji, Anglii czy Szwajcarii. Biedne panienki pakowały swoje skromne sukienki w jeden kuferek
i z drżeniem serca pokonywały olbrzymie odległości, by zostać boną,
nauczycielką lub damą do towarzystwa w jakiejś rosyjskiej rodzinie. Często, z
uwagi na koszty i trudy podróży, była to podróż w jedną tylko stronę, rzadko
zdarzały się okazje, by pojechać na urlop do domu, Takie panny z Zachodu zwykle
zostawały w Rosji do końca swego życia. Trudno dziś stwierdzić co myślały o
Rosji, bo raczej nie zostawiły po sobie żadnych memuarów. Ale z pewnością,
miały pewną kulturę i etykę pracy, więc nigdy nie pozwoliłyby sobie na krytykowanie lub wyśmiewanie swoich chlebodawców
– jak to czyni mademoiselle Freyssac.
Pewne
wiadomości na temat tych dawnych guwernantek znajdziemy w książce Harvey’a
Pitchera „Gdy panna Emmie była w Rosji”, dokumentalnej opowieści o brytyjskich guwernantkach,
które pracowały w Rosji od początku XX wieku poprzez czasy rewolucji
październikowej, aż do czasów porewolucyjnych. W latach 1970. autor spotykał
się z żyjącymi jeszcze eks-guwernantkami, które za młodu przebywały w domach
rosyjskiej arystokracji, ucząc małych Rosjan języka angielskiego i brytyjskich
manier. W ten sposób, na przykładzie losów kilku kobiet, powstała barwna
historia przeżyć Angielek w Rosji carów i Rosji bolszewików. Większość z nich
opuściła Rosję po rewolucji (najczęściej ewakuowały się wraz z Rosjanami na
okrętach odpływających z Sewastopola na Krymie), ale były też takie, które pozostały
w Związku Rodzieckim, wiernie służąc swoich chlebodawcom aż do końca. Ostatnia
guwernantka angielska, o której czytamy w tej książce, mieszkała i pracowała w
ZSRR pod koniec lat 30. XX wieku. Książka Pitchera wciąga jak najlepsza
powieść. Oderwać się nie mogłam od tych historii!
Freyssac
Marie, „Sceny z życia rosyjskich milionerów. Zapiski francuskiej guwernantki”,
tłum. Natalia Stochalska, wyd. Poradnia K, Warszawa 2014
Pitcher
Harvey, „Gdy panna Emmie była w Rosji”, tłum. Justyna Grzegorczyk, wyd. Zysk i
S-ka, Poznań 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz