Translate

niedziela, 5 czerwca 2016

Marie Freyssac , „Sceny z życia rosyjskich milionerów. Zapiski francuskiej guwernantki” i słów parę o zagranicznych guwernantkach w Rosji


Przyznacie, że trudno jest spieprzyć temat „sceny z życia rosyjskich milionerów”? Toż to istny samograj! A jednak Marie Freyssac udała się ta trudna sztuka. Pani ta, podobno francuska dziennikarka, kompletnie położyła tak chwytliwy temat. Piszę „podobno” ponieważ, mimo usilnych starań nie udało mi się wyguglać jakichkolwiek jej innych tekstów. Czyżby więc, „Marie Freyssac” był to byt fikcyjny, powołany do napisania tylko tej jednej, do tego straszliwie kiepskiej książczyny? 

Marie Freyssac jakoby pracowała przez rok pracowała jako francuska guwernantka dla rosyjskiej rodziny Sokołowów (nazwisko fikcyjne). Wspólnie z innymi zagranicznymi guwernantkami i rosyjskimi nianiami miała pod opieką dwoje dzieci. W tym czasie mieszkała w wynajętym apartamencie w Moskwie razem z inną pracownicą tychże Sokołowów, a do pracy w domu Sokołowów położonym przy słynnej szosie Rublowce była odwożona prywatną limuzyną z kierowcą. Jej rolą było nauczenie dzieci podstaw francuskiego i dobrych manier w paryskim stylu. Do tego korzystała z uroków życia, jakimi cieszą się rosyjscy milionerzy, co należy rozumieć jako nieustanne podróże, dobre jedzenie i dużo alkoholu. No i przyzwoita pensja oraz liczne premie. 

W książce zostały zarysowane niektóre „sceny z życia” rodziny Sokołowów, a do tego pełne krytycyzmu i ironii „przemyślenia” ich francuskiej guwernantki, która czepia się wszystkiego, co może. Nie wiadomo po co w ogóle chciała pracować w Rosji, skoro nic jej się tam nie podoba: m. in. wiara prawosławna (rodzina chodzi na msze do cerkwi) , Putin (jej 8-letnia podopieczna uważa go za wielki autorytet), noszenie drogich futer, życie milionerów na wysokiej stopie, a zwłaszcza „homofobia” (raczej dbałość rodziców o to by dziewczynka była dziewczynką, a chłopiec chłopcem). Niektóre przejawy życia w Rosji śmieszą pannę Freyssac, inne ją bawią, jeszcze inne uważa za skandaliczne. Drażni ją np. to, że Rosjanie nie uśmiechają się do obcych (bo została upomniana przez kasjerkę w supermarkecie za głupi uśmiech bez powodu). 

Tak więc, moim zdaniem – pierwszy i podstawowy grzech tej książki, to opisywanie Rosji z perspektywy zachodniej poprawności politycznej i zachodniego stylu bycia. Inne zaniedbania, jakie zauważyłam, to pisanie fragmentaryczne i chaotyczne, przeskakiwanie z tematu na temat, nie pogłębianie ważnych tematów, pisanie na przemian o Sokołowach i różnych innych rzeczach, które autorce akurat przyszły do głowy, np. o metrze w Moskwie albo o babuszkach pilnujących eksponatów w rosyjskich muzeach. Miałam wrażenie, jakby autorka w pewnym momencie wyprztykała się z pomysłów i pisała cokolwiek, by zwiększyć objętość (a książka w sumie niewielka, tylko 190 stron i to dużym drukiem). Poza tym, no cóż, jest to rzecz bardzo wtórna, mało tam oryginalnych myśli i obserwacji. Na dobrą sprawę, „Sceny z życia rosyjskich milionerów” Marie Freyssac, kimkolwiek ona jest, mogłaby napisać na podstawie lektury różnych reportaży opisujących współczesną Rosją (choćby „Rublowka” Walerija Paniuszkina), a nawet na podstawie „ironiczeskich” kryminałów Darii Doncowej, z których część dzieje się w środowisku nowych Ruskich mieszkających w domach przy Rublowce. 

Żeby nie było, że tylko krytykuję… 

Na koniec trochę pozytywów. Z książki tej płynie jedna dobra wiadomość. Otóż, po stu latach znowu wróciły do Rosji zagraniczne guwernantki! W dziewiętnastym wieku dostać posadę w bogatej rodzinie ziemiańskiej (no, ostatecznie mieszczańskiej) w Rosji to była prawdziwa gratka dla ubogiej acz wykształconej dziewczyny z Francji, Anglii czy Szwajcarii. Biedne panienki pakowały swoje skromne sukienki w jeden kuferek i z drżeniem serca pokonywały olbrzymie odległości, by zostać boną, nauczycielką lub damą do towarzystwa w jakiejś rosyjskiej rodzinie. Często, z uwagi na koszty i trudy podróży, była to podróż w jedną tylko stronę, rzadko zdarzały się okazje, by pojechać na urlop do domu, Takie panny z Zachodu zwykle zostawały w Rosji do końca swego życia. Trudno dziś stwierdzić co myślały o Rosji, bo raczej nie zostawiły po sobie żadnych memuarów. Ale z pewnością, miały pewną kulturę i etykę pracy, więc nigdy nie pozwoliłyby sobie na krytykowanie lub wyśmiewanie swoich chlebodawców – jak to czyni mademoiselle Freyssac. 





Pewne wiadomości na temat tych dawnych guwernantek znajdziemy w książce Harvey’a Pitchera „Gdy panna Emmie była w Rosji”, dokumentalnej opowieści o brytyjskich guwernantkach, które pracowały w Rosji od początku XX wieku poprzez czasy rewolucji październikowej, aż do czasów porewolucyjnych. W latach 1970. autor spotykał się z żyjącymi jeszcze eks-guwernantkami, które za młodu przebywały w domach rosyjskiej arystokracji, ucząc małych Rosjan języka angielskiego i brytyjskich manier. W ten sposób, na przykładzie losów kilku kobiet, powstała barwna historia przeżyć Angielek w Rosji carów i Rosji bolszewików. Większość z nich opuściła Rosję po rewolucji (najczęściej ewakuowały się wraz z Rosjanami na okrętach odpływających z Sewastopola na Krymie), ale były też takie, które pozostały w Związku Rodzieckim, wiernie służąc swoich chlebodawcom aż do końca. Ostatnia guwernantka angielska, o której czytamy w tej książce, mieszkała i pracowała w ZSRR pod koniec lat 30. XX wieku. Książka Pitchera wciąga jak najlepsza powieść. Oderwać się nie mogłam od tych historii! 

Freyssac Marie, „Sceny z życia rosyjskich milionerów. Zapiski francuskiej guwernantki”, tłum. Natalia Stochalska, wyd. Poradnia K, Warszawa 2014

Pitcher Harvey, „Gdy panna Emmie była w Rosji”, tłum. Justyna Grzegorczyk, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz