Translate

niedziela, 10 maja 2015

Stanisław „Cat” Mackiewicz, „Dom Radziwiłłów”




Historia tej książki jest dość tajemnicza. Trzeba najpierw wyjaśnić, kto komu ukradł temat literacki o Radziwiłłach i kasę związaną z wydaniem monografii ich rodu. I jakie były kręte losy maszynopisu rewelacyjnej książki i cudownej opowieści o historii Polski?

Historia powstania „Domu Radziwiłłów” Stanisława Mackiewicza jest wręcz sensacyjna. Zaczyna się od tego, że Caroline Lee Bouvier Canfield, młodsza siostra prezdentowej USA Jacqueline Lee Bouvier Kennedy (żony prezydenta USA Johna F. Kennedy’ego) w 1959 r. poślubiła księcia Stanisława Albrechta Radziwiłła, syna księcia Janusza Franciszka Radziwiłła, ostatniego ordynata na Ołyce.

O Radziwiłłach, czyli rodzinie szwagra prezydenta Ameryki, natychmiast zrobiło się głośno. Zainteresowały się nimi ówczesne zachodnie tabloidy. Świat chciał się dowiedzieć o nich więcej i powstało zapotrzebowanie na jakąś obszerniejszą historyczną publikację. Zarobić na Radziwiłłach chciał m. in. niemiecki wydawca Klaus Piper, właściciel oficyny Piper-Verlag z Monachium, który w 1962 r. zamówił u Stanisława Mackiewicza (pseudonim Cat), przedwojennego redaktora wileńskiego pisma „Słowo” i powojennego premiera Rządu Polskiego na Uchodźstwie książkę na temat rodu Radziwiłłów. Na Mackiewicza znającego Litwę, Wilno, a i samych Radziwiłłów osobiście, zwrócił Piperowi uwagę emigracyjny pisarz polski Tadeusz Nowakowski, który mieszkał wówczas w Niemczech. Mackiewicz wywiązał się z zadania znakomicie. Książkę „Dom Radziwiłłów” napisał dość szybko, a maszynopis przesłał Nowakowskiemu.

I tu zaczyna się  jakaś tajemnicza sprawa, bowiem oficyna Piper Verlag, mimo wcześniejszego zamówienia, nie wydała tej publikacji. Zamiast niej wypuściła w 1967 r. napisaną po niemiecku książkę Nowakowskiego pt. „Die Radziwills”. Trochę to dziwne, prawda? Nie drukować książki człowieka, który znał temat z autopsji, a wydać zamiast tego publikację kogoś, kto wcale nie znał Litwy, ale miał tę przewagę, że był na miejscu… Może mógł coś tam naszeptać do uszka wydawcy… A może książka Mackiewicza była nie w smak niemieckiemu wydawcy? Może była zbyt dygresyjnie napisana jak na wymogi zachodniego czytelnika, nie mającego pojęcia o skomplikowanej historii Polski i Wielkiego Księstwa Litewskiego?

Stanisław Mackiewicz posiadał jeszcze jeden maszynopis „Domu Radziwiłłów”, więc próbował wydrukować go w polskim czasopiśmie „Kierunki”, z którym współpracował od powrotu z Londynu w 1956 r. Redakcja „Kierunków” jednak tekst odrzuciła, rzekomo z powodu nadmiernej jego wsteczności i reakcyjności. Wkrótce potem warszawski maszynopis „Domu Radziwiłłów” zaginął. Nie wiadomo dokładnie w jakich okolicznościach to się stało. Są dwie wersje. Jedna mówi, że został zarekwirowany podczas rewizji milicji w mieszkaniu Mackiewicza. Druga, że ktoś go ukradł już po jego  śmierci.

Pamiętajmy jednak, że był wciąż  maszynopis niemiecki wysłany niegdyś do Tadeusza Nowakowskiego. I ten właśnie maszynopis w 1987 r. został przysłany do Polski do Jerzego Jaruzelskiego, który interesował się twórczością Mackiewicza.

– Udało mi się wydobyć maszynopis Mackiewicza od rodziny Hahna, który był przewidziany na tłumacza, ale się wykręcił – napisał do Jaruzelskiego Tadeusz Nowakowski w załączonym do maszynopisu liście. (Chodziło o nieżyjącego już Tadeusza Hahna, tłumacza książek z polskiego na niemiecki.) Trochę dziwna ta sprawa, zważywszy na fakt, że Mackiewicz podejrzewał Nowakowskiego, iż nie tylko wygryzł go z współpracy z Piper Verlag, ale także ściągał z jego pracy pisząc swoich „Die Radziwills”… Teraz obaj już nie żyją, ale fakt niezbyt czystego zagrania Nowakowskiego pozostaje… Jerzy Jaruzelski opisał całą tę historią we wstępie do książki datowanym na luty 1988 r. Jednak książka o Radziwiłłach ujrzała światło dzienne dopiero w 1990 roku.

To tyle o zawiłych losach maszynopisu, kradzieży tematów i kasy, a także podkładaniu sobie świni przez pisarzy. Swoją drogą, obaj Mackiewicze, zarówno Józef, jak i Stanisław, nie mieli szczęścia do kolegów i spadkobierców. Nie znam tekstu Nowakowskiego o Radziwiłłach, ale nie wierzę, by ktoś mógł lepiej opisać ten litewski ród niż niezrównany Cat Mackiewicz! Bowiem jego „Dom Radziwiłłów” to naprawdę wspaniała, lekko i barwnie napisana książka „do czytania”. Zaczyna się od tego, że w rozdziale pt. „Cztery znaczenia wyrazu; Litwin” autor tłumaczy czym jest Litwa wobec Polski: „Radziwiłłowie od wielu setek lat reprezentują Polskę, a przecież pochodzenie ich jest litewskie. Ci wszyscy, którzy słyszeli o Polsce, słyszeli także o największym polskim poecie, Adamie Mickiewiczu. Główny poemat Mickiewicza zaczyna się od słów: „Litwo, ojczyzno moja”.”

Dalej pisze o stopniowym polonizowaniu się starej litewskiej familii Radziwiłłów. Lekkim piórem maluje jego przedstawicieli od mitycznego Lizdejki (znalezionego w orlim gnieździe) począwszy poprzez królową Polski Barbarę Radziwiłłównę, jej kuzynów Mikołaja Rudego i Mikołaja Czarnego, kanclerza wielkiego litewskiego Albrychta Stanisława, Mikołaja Krzysztofa „Sierotkę” (który zasłynął swą pielgrzymką do Ziemi Świętej), niechlubnego Janusza Radziwiłła (to ten czarny charakter w „Potopie” Henryka Sienkiewicza), Michała Kazimierza „Rybeńko”, Karola Stanisława „Panie Kochanku” (opisany w „Pamiątkach Soplicy” Henryka Rzewuskiego), aż do tragicznego ostatniego ordynata na Ołyce Janusza Franciszka, który znalazł się w radzieckiej niewoli i zmarł w szarym PRL-u. Autor nie szczędzi zabawnych dygresji i anegdot o tych niezwykle ciekawych ludziach, często ekscentrykach i dziwakach.

Czasem pisze o dziwnych zbiegach okoliczności i chichotach historii: „A teraz posłuchajcie. Wpierw analogia do tego zdarzenia całkiem rzeczywistego. Oto w początkach wieku siedemnastego pierwszy car rosyjski z dynastii Romanowów, Michał, przyjechał do Moskwy z monasteru Ipatjewa. Trzysta lat później ostatni car rosyjski był zamordowany w Jekaterynburgu także w domu Ipatjewa. Książę Radziwiłł Sierotka był pierwszym ordynatem na Nieświeżu i zbudował wielki zamek nieświeski, otoczony wałami fortecznymi i kanałami z wodą. W 1939 r. do zamku tego wkroczyły władze radzieckie. Objęły go w posiadanie i mianowały komisarza, który zamkiem miał zarządzać. Nazwisko tego komisarza brzmiało: Sierotka.”

Mackiewicz jako świadek wielu ważnych wydarzeń i rasowy reporter nie cofa się także przed osobistym spojrzeniem na historię Radziwiłłów. Opisuje m. in. znalezienie w wileńskiej katedrze w 1931 roku królewskich trumien schowanych głęboko w jamie pod fundamentami trzysta lat wcześniej przed rosyjskimi wojskami: „Było to 21 września 1931 r. późnym wieczorem. Pamiętam, jak o jedenastej w nocy uprosiłem prałata Sawickiego, aby mnie wpuścił do świeżo odkrytego grobu. W katedrze było ciemno, używano tylko ręcznych lampek elektrycznych. (…) Jeden robotnik, który nie wchodził jeszcze do grobu, prosi, aby mógł zejść ze mną, bo chce zobaczyć. Trzeba się odwrócić tyłem i wcisnąć w otwór, schodzić bardzo ostrożnie. Lampka ręczna rzuca swój blask półślepy, szukający trwożliwy. Pierwszą rzeczą, którą dostrzegam, to zieleń trupiej czaszki króla Aleksandra. Potem widzę koronę na czaszce, resztki kościotrupa oraz złotogłowie, na których leżą resztki królowej Barbary. Złotogłów wciąż biały ze złotym renesansowym odcieniem. (…) Oto półeczka nad murem i oto na tej półeczce zapomniana w pośpiechu korona królowej Halszki, pierwszej żony Zygmunta Augusta…”

Dużo by jeszcze można cytować, ale nie będę. Mam nadzieję, że rozbudziłam apetyt na smakowitą prozę Stanisława Mackiewicza, uroczego gawędziarza i prawdziwego mistrza słowa. Nie wiem, czy nie lepszego mistrza słowa niż jego młodszy brat Józef, który pisał wprawdzie znakomicie, ale wybierał raczej dość ponure tematy, a jego proza na pewno nie działa tak odprężająco jak urocze gawędy starszego z braci M.     

Stanisław „Cat” Mackiewicz, „Dom Radziwiłłów”, wyd. Czytelnik, Warszawa 1990


4 komentarze:

  1. To świetna książka, którą czyta się znakomicie. Niczym gawęda przy kominku...
    Czytałam oczywiście (kilka razy nawet, w pewnych odstępach czasowych).
    Książka miała wznowienie w 2012 roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już trzeci raz czytałam! A teraz przymierzam się do kupienia wznowienia, wypatrzyłam w Arosie za 24 złote. Doskonała książka!

      Usuń
  2. Dziękuję za recenzję! Nie znałem historii związanej z jej wydaniem. Na pewno po nią sięgnę. Może nawet kupię własny egzemplarz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Przydałam się :)))
      Mackiewicz pisze takim specyficznym, gawędowym stylem. Mnie się podoba!

      Usuń