Translate

środa, 6 maja 2015

Anna Wojtacha „Zabijemy albo pokochamy. Opowieści z Rosji”



Jest to siedem opowieści o ludziach, których autorka spotkała w Rosji.

Ci ludzie to: snajper Specnazu z Moskwy (kochanek autorki), samotna matka z Irkucka i jej syn narkoman (weteran z wojny czeczeńskiej), spotkani w tajdze pracownicy budowy rurociągu gazowego, Rosjanka, która wyszła za Niemca - spotkana na wyspie Olchon na Bajkale, bezdomny z Ułan Ude, sześcioletni syn uchodźców z Czeczenii i moskiewska prostytutka.  Autorka wypiła z nimi morze wódki, piwa i innych alkoholi, a to, co widziała - opisała, jak umiała. 

Wszystko jest lekko i sprawnie podane. Czyta się to dobrze, może nawet aż za dobrze. Wybór opisanych  bohaterów sugeruje jakby, że w – w sensie treści – jest to lightowa wersja ponurych reportaży Jacka Hugo-Badera, którego teksty pełne są takich postaci z rosyjskiego marginesu. Anna Wojtacha także trzyma się z daleka od opisywania „normalsów”. Nie spotkamy u niej zwykłego Rosjanina. Wybiera za to ludzi o dziwnych, pogmatwanych życiorysach, dalekich od średniej krajowej. Do tego szczegółowo i z detalami opisuje swoje z nimi związki, przeżycia i emocje. Właśnie przez te opisy niektóre z jej wcieleniowych (?) reportaży odbierałam momentami jako coś w rodzaju płaczliwego pamiętnika, czy zwykłych notatek z podróży.

Będę brutalna: według mnie - szczyt sztuki dziennikarskiej to nie jest. W sensie zawodowym daleko autorce tej książki do warsztatu wspomnianego wyżej Jacka Hugo-Badera czy do znakomitej warsztatowo  Barbary Włodarczyk, autorki książki  „Nie ma jednej Rosji” i telewizyjnych filmów dokumentalnych z cyklu „Szerokie tory”. Daleko jej także do wspaniałej, brawurowo napisanej debiutanckiej „Zielonej sukienki” Małgorzaty Szumskiej.   

Podczas lektury najbardziej drażniła mnie nachalna nadreprezentacja osoby autorki w tekście. Mimo, że Wojtacha w każdym prawie rozdziale podkreśla, że stara się być niewidzialna, że jest tylko kimś w rodzaju barmana wysłuchującego ludzkich historii, to jest jej w tej książce stanowczo za dużo. Za wiele Wojtachy, za mało Rosji – tak by to można podsumować.  

Nazwisko Anny Wojtachy nic mi nie mówiło wcześniej. Nie oglądam telewizji, więc nie znam jej z ekranu, ale wujek Google podpowiada, że to dziennikarka, która pracowała jako korespondentka wojenna dla TVP i TVN24. No cóż, jakiś czas temu świadomie odcięłam się od telewizji, ale dobrze wiem, w jaki sposób polskie ściekomedia na życzenie Ameryki przedstawiają Rosję i jej prezydenta. Wojtacha mało pisze o polityce, a jeśli – to zgodnie z linią jej telewizyjnych pracodawców. Jej filozofia zaprezentowana w tej książce jest taka: Rosjanie są dobrzy, choć trochę popaprani psychicznie i nieprzewidywalni (mogą zabić albo pokochać – są to słowa spotkanego w pociągu żołnierza Specnazu), ale władze Rosji są złe. A najgorszy to ten wstrętny Władymir Putin, którego portret ci dziwni Rosjanie tatuują sobie na brzuchach. Dlatego nie zdziwiła mnie sytuacja opisana w ostatnim rozdziale, że autorka tej książki miała problem z uzyskaniem kolejnej wizy do Rosji.


Wojtacha Anna, „Zabijemy albo pokochamy. Opowieści z Rosji”, Wyd. Znak, Litera Nowa, Kraków 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz