Historia tej książki
jest dość tajemnicza. Trzeba najpierw wyjaśnić, kto komu ukradł temat literacki
o Radziwiłłach i kasę związaną z wydaniem monografii ich rodu. I jakie były kręte
losy maszynopisu rewelacyjnej książki i cudownej opowieści o historii Polski?
Historia powstania „Domu
Radziwiłłów” Stanisława Mackiewicza jest wręcz sensacyjna. Zaczyna się od tego,
że Caroline Lee Bouvier Canfield, młodsza
siostra prezdentowej USA Jacqueline Lee
Bouvier Kennedy (żony prezydenta USA Johna F. Kennedy’ego) w 1959 r. poślubiła
księcia Stanisława Albrechta Radziwiłła, syna księcia Janusza Franciszka Radziwiłła,
ostatniego ordynata na Ołyce.
O
Radziwiłłach, czyli rodzinie szwagra prezydenta Ameryki, natychmiast zrobiło
się głośno. Zainteresowały się nimi ówczesne zachodnie tabloidy. Świat chciał
się dowiedzieć o nich więcej i powstało zapotrzebowanie na jakąś obszerniejszą historyczną
publikację. Zarobić na Radziwiłłach chciał m. in. niemiecki wydawca Klaus Piper,
właściciel oficyny Piper-Verlag z Monachium, który w 1962 r. zamówił u Stanisława
Mackiewicza (pseudonim Cat), przedwojennego redaktora wileńskiego pisma „Słowo”
i powojennego premiera Rządu Polskiego na Uchodźstwie książkę na temat rodu
Radziwiłłów. Na Mackiewicza znającego Litwę, Wilno, a i samych Radziwiłłów osobiście,
zwrócił Piperowi uwagę emigracyjny pisarz polski Tadeusz Nowakowski, który mieszkał
wówczas w Niemczech. Mackiewicz wywiązał się z zadania znakomicie. Książkę „Dom
Radziwiłłów” napisał dość szybko, a maszynopis przesłał Nowakowskiemu.
I
tu zaczyna się jakaś tajemnicza sprawa,
bowiem oficyna Piper Verlag, mimo wcześniejszego zamówienia, nie wydała tej publikacji.
Zamiast niej wypuściła w 1967 r. napisaną po niemiecku książkę Nowakowskiego
pt. „Die Radziwills”. Trochę to dziwne, prawda? Nie drukować książki człowieka,
który znał temat z autopsji, a wydać zamiast tego publikację kogoś, kto wcale
nie znał Litwy, ale miał tę przewagę, że był na miejscu… Może mógł coś tam
naszeptać do uszka wydawcy… A może książka Mackiewicza była nie w smak
niemieckiemu wydawcy? Może była zbyt dygresyjnie napisana jak na wymogi
zachodniego czytelnika, nie mającego pojęcia o skomplikowanej historii Polski i
Wielkiego Księstwa Litewskiego?
Stanisław
Mackiewicz posiadał jeszcze jeden maszynopis „Domu Radziwiłłów”, więc próbował
wydrukować go w polskim czasopiśmie „Kierunki”, z którym współpracował od
powrotu z Londynu w 1956 r. Redakcja „Kierunków” jednak tekst odrzuciła,
rzekomo z powodu nadmiernej jego wsteczności i reakcyjności. Wkrótce potem warszawski
maszynopis „Domu Radziwiłłów” zaginął. Nie wiadomo dokładnie w jakich
okolicznościach to się stało. Są dwie wersje. Jedna mówi, że został
zarekwirowany podczas rewizji milicji w mieszkaniu Mackiewicza. Druga, że ktoś
go ukradł już po jego śmierci.
Pamiętajmy
jednak, że był wciąż maszynopis niemiecki
wysłany niegdyś do Tadeusza Nowakowskiego. I ten właśnie maszynopis w 1987 r.
został przysłany do Polski do Jerzego Jaruzelskiego, który interesował się
twórczością Mackiewicza.
–
Udało mi się wydobyć maszynopis Mackiewicza od rodziny Hahna, który był
przewidziany na tłumacza, ale się wykręcił – napisał do Jaruzelskiego Tadeusz
Nowakowski w załączonym do maszynopisu liście. (Chodziło o nieżyjącego już
Tadeusza Hahna, tłumacza książek z polskiego na niemiecki.) Trochę dziwna ta
sprawa, zważywszy na fakt, że Mackiewicz podejrzewał Nowakowskiego, iż nie
tylko wygryzł go z współpracy z Piper Verlag, ale także ściągał z jego pracy
pisząc swoich „Die Radziwills”… Teraz obaj już nie żyją, ale fakt niezbyt
czystego zagrania Nowakowskiego pozostaje… Jerzy Jaruzelski opisał całą tę
historią we wstępie do książki datowanym na luty 1988 r. Jednak książka o
Radziwiłłach ujrzała światło dzienne dopiero w 1990 roku.
To
tyle o zawiłych losach maszynopisu, kradzieży tematów i kasy, a także podkładaniu
sobie świni przez pisarzy. Swoją drogą, obaj Mackiewicze, zarówno Józef, jak i
Stanisław, nie mieli szczęścia do kolegów i spadkobierców. Nie znam tekstu
Nowakowskiego o Radziwiłłach, ale nie wierzę, by ktoś mógł lepiej opisać ten litewski ród niż niezrównany Cat Mackiewicz! Bowiem jego „Dom Radziwiłłów” to naprawdę
wspaniała, lekko i barwnie napisana książka „do czytania”. Zaczyna się od tego,
że w rozdziale pt. „Cztery znaczenia wyrazu; Litwin” autor tłumaczy czym jest
Litwa wobec Polski: „Radziwiłłowie od wielu setek lat reprezentują Polskę, a przecież
pochodzenie ich jest litewskie. Ci wszyscy, którzy słyszeli o Polsce, słyszeli
także o największym polskim poecie, Adamie Mickiewiczu. Główny poemat
Mickiewicza zaczyna się od słów: „Litwo, ojczyzno moja”.”
Dalej
pisze o stopniowym polonizowaniu się starej litewskiej familii Radziwiłłów.
Lekkim piórem maluje jego przedstawicieli od mitycznego Lizdejki (znalezionego
w orlim gnieździe) począwszy poprzez królową Polski Barbarę Radziwiłłównę, jej kuzynów
Mikołaja Rudego i Mikołaja Czarnego, kanclerza wielkiego litewskiego Albrychta
Stanisława, Mikołaja Krzysztofa „Sierotkę” (który zasłynął swą pielgrzymką do
Ziemi Świętej), niechlubnego Janusza Radziwiłła (to ten czarny charakter w
„Potopie” Henryka Sienkiewicza), Michała Kazimierza „Rybeńko”, Karola Stanisława
„Panie Kochanku” (opisany w „Pamiątkach Soplicy” Henryka Rzewuskiego), aż do
tragicznego ostatniego ordynata na Ołyce Janusza Franciszka, który znalazł się
w radzieckiej niewoli i zmarł w szarym PRL-u. Autor nie szczędzi zabawnych
dygresji i anegdot o tych niezwykle ciekawych ludziach, często ekscentrykach i
dziwakach.
Czasem
pisze o dziwnych zbiegach okoliczności i chichotach historii: „A teraz
posłuchajcie. Wpierw analogia do tego zdarzenia całkiem rzeczywistego. Oto w
początkach wieku siedemnastego pierwszy car rosyjski z dynastii Romanowów,
Michał, przyjechał do Moskwy z monasteru Ipatjewa. Trzysta lat później ostatni
car rosyjski był zamordowany w Jekaterynburgu także w domu Ipatjewa. Książę
Radziwiłł Sierotka był pierwszym ordynatem na Nieświeżu i zbudował wielki zamek
nieświeski, otoczony wałami fortecznymi i kanałami z wodą. W 1939 r. do zamku
tego wkroczyły władze radzieckie. Objęły go w posiadanie i mianowały komisarza,
który zamkiem miał zarządzać. Nazwisko tego komisarza brzmiało: Sierotka.”
Mackiewicz
jako świadek wielu ważnych wydarzeń i rasowy reporter nie cofa się także przed
osobistym spojrzeniem na historię Radziwiłłów. Opisuje m. in. znalezienie w
wileńskiej katedrze w 1931 roku królewskich trumien schowanych głęboko w jamie
pod fundamentami trzysta lat wcześniej przed rosyjskimi wojskami: „Było to 21
września 1931 r. późnym wieczorem. Pamiętam, jak o jedenastej w nocy uprosiłem
prałata Sawickiego, aby mnie wpuścił do świeżo odkrytego grobu. W katedrze było
ciemno, używano tylko ręcznych lampek elektrycznych. (…) Jeden robotnik, który
nie wchodził jeszcze do grobu, prosi, aby mógł zejść ze mną, bo chce zobaczyć.
Trzeba się odwrócić tyłem i wcisnąć w otwór, schodzić bardzo ostrożnie. Lampka
ręczna rzuca swój blask półślepy, szukający trwożliwy. Pierwszą rzeczą, którą
dostrzegam, to zieleń trupiej czaszki króla Aleksandra. Potem widzę koronę na
czaszce, resztki kościotrupa oraz złotogłowie, na których leżą resztki królowej
Barbary. Złotogłów wciąż biały ze złotym renesansowym odcieniem. (…) Oto
półeczka nad murem i oto na tej półeczce zapomniana w pośpiechu korona królowej
Halszki, pierwszej żony Zygmunta Augusta…”
Dużo
by jeszcze można cytować, ale nie będę. Mam nadzieję, że rozbudziłam apetyt na
smakowitą prozę Stanisława Mackiewicza, uroczego gawędziarza i prawdziwego
mistrza słowa. Nie wiem, czy nie lepszego mistrza słowa niż jego młodszy brat
Józef, który pisał wprawdzie znakomicie, ale wybierał raczej dość ponure
tematy, a jego proza na pewno nie działa tak odprężająco jak urocze gawędy
starszego z braci M.
Stanisław
„Cat” Mackiewicz, „Dom Radziwiłłów”, wyd. Czytelnik, Warszawa 1990
To świetna książka, którą czyta się znakomicie. Niczym gawęda przy kominku...
OdpowiedzUsuńCzytałam oczywiście (kilka razy nawet, w pewnych odstępach czasowych).
Książka miała wznowienie w 2012 roku.
Ja już trzeci raz czytałam! A teraz przymierzam się do kupienia wznowienia, wypatrzyłam w Arosie za 24 złote. Doskonała książka!
UsuńDziękuję za recenzję! Nie znałem historii związanej z jej wydaniem. Na pewno po nią sięgnę. Może nawet kupię własny egzemplarz...
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńPrzydałam się :)))
Mackiewicz pisze takim specyficznym, gawędowym stylem. Mnie się podoba!