„Dobranoc,
panie Lenin” to świetnie napisany i bardzo rzetelny reportaż pokazujący moment
upadku i rozpadu Związku Radzieckiego. Książka powstała podczas podróży autora
do ZSRR latem 1991 roku. Jej autor miał szczęście, o którym marzą wszyscy
dziennikarze – znalazł się we właściwym miejscu o właściwym czasie.
Latem
1991 roku niemłody włoski reporter Tiziano Terzani odbywał podróż statkiem po Amurze
zorganizowaną przez redakcję „Komsomolskiej Prawdy” w towarzystwie dziennikarzy
radzieckich i chińskich. Na wieść o wydarzeniach w Moskwie i o tym, że nastąpił
koniec Związku Radzieckiego, Terzani zostawił wycieczkę i ruszył w samodzielną
podróż po azjatyckich republikach umierającego ZSRR. Mógł to zrobić, bo już nie
wymagano, aby cudzoziemcowi towarzyszył radziecki „opiekun” i kontroler kierujący
jego krokami.
Włoch
nie znał języka rosyjskiego, musiał więc polegać na przygodnych tłumaczach
znajdowanych w kolejnych miastach. Wielką pomocą służyli mu korespondenci „Komsomolskiej
Prawdy” pracujący w stolicach poszczególnych republik. Odwiedził miejsca, gdzie
od wielu lat nie wpuszczano żadnego człowieka z Zachodu. Był w Kazachstanie,
Kirgizji, Uzbekistanie, Tadżykistanie, Turkmenii, Gruzji i Armenii. Opisywał
wybuchające w tym okresie krwawe konflikty narodowościowe, tworzenie się
opozycji wobec władzy w Moskwie, a także
masowe burzenie pomników Lenina w Azji. Na końcu odwiedził mauzoleum Lenina na
Placu Czerwonym: „cóż za chory pomysł, aby z współczesnego rewolucjonisty
zrobić starożytną mumię”.
W
1991 roku autor tej książki optymistycznie zakładał, że wkrótce Lenin zostanie usunięty z mauzoleum, a pamięć
po nim całkowicie zaginie. Dlatego nadał właśnie taki, a nie inny tytuł swojej książce.
Uważał, że po rozpadzie Związku Radzieckiego Lenin powinien zasnąć na wieki.
Niestety,
tak się nie stało. Mimo wysiłków Cerkwi prawosławnej truchło Lenina nadal
spoczywa w mauzoleum i jak na razie nie zanosi się, by zostało pochowane w
ziemi. Zaś sama Rosja do tej pory nie rozliczyła się z epoką komunizmu. Być
może nie jest to takie dziwne. Zapowiedź takiej sytuacji odnotował Terzani już
w 1991 roku, pisząc, że upadek Związku Radzieckiego to rewolucja, której
brakuje katharsis. „Rozliczenie jest niemożliwe, bo nie da się odróżnić katów
od ofiar. Wystarczy spojrzeć na Tuchaczewskiego. Zawsze mówiono, że był jedną z
ofiar wielkiej czystki, w której Stalin zabił miliony ludzi. Teraz jednak
wyszło na jaw, że ponosił odpowiedzialność za rozstrzelanie kilku tysięcy
chłopów, którzy buntowali się przeciw kolektywizacji. Kim zatem był? Katem czy
ofiarą?” – tłumaczy jeden z rozmówców Terzaniego w Kazachstanie.
„Dobranoc
panie Lenin” ma postać dziennika podróży. Autor tej książki skrupulatnie
notował nie tylko wypowiedzi swych
rozmówców, jak również swoje obserwacje i refleksje o charakterze ogólnym.
Książka
ta wyszła we Włoszech w 1992 roku. W Polsce została wydana z prawie
dwudziestoletnim opóźnieniem. To wielka szkoda. Powinna być wydana zaraz po
tym, jak wyszła we Włoszech. W 1990. latach na pewno by wzbudziła u nas większe
zainteresowanie i ogólnopolską dyskusję. Dzisiaj jest po prostu pozycją o
charakterze historycznym, a zarazem pierwszym nowoczesnym przewodnikiem po
Środkowej Azji. Z przyjemnością czyta
się o wspaniałościach starożytnych miast Jedwabnego Szlaku, takich jak Buchara
i Samarkanda i innych zabytkach niedostępnym wcześniej turystom z Europy.
Podczas
lektury trochę brakowało mi zdjęć. Książka jest ich pozbawiona, mimo że autor
co i rusz opisuje swoje fotograficzne osiągnięcia, a także wysiłki mające na
celu zakup kliszy do aparatu. Wielka szkoda, że nie możemy obejrzeć zdjęć
Terzaniego. Zdaje się, że jedno z nich, bardzo wymowne, znajduje się na okładce
tej książki.
Terzani
Tiziano, „Dobranoc panie Lenin”, tłum. Katarzyna Skórska, Marcin Wyrembelski,
wyd. Zysk i S- ka, Poznań 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz