Zbiór
reportaży sprzed kilku lat o Rosji i Ukrainie. Wcześniej były drukowane na
łamach „Gazety Wyborczej”. Nawet dobrze napisane, literacko, czasem może nawet
za bardzo literacko. Niektóre teksty wydały mi się przefajnowane, jakby fakt
opisany wcale nie miał miejsca. A może miał, ale autor ZBYT się przyłożył i
przesadził?
Tylko,
czy w tej Rosji naprawdę nie można znaleźć innych rozmówców? Nie ma tam ani
jednego normalnego człowieka, z którym dałoby się pogadać o życiu? Wszyscy
bohaterowie tej książki to ćpuny, alkoholicy, punki, hipisi, homoseksualiści,
chorzy na AIDS i tak dalej. Najbardziej normalna wydaje się aborygeńska lekarka
i trochę szamanka, która leczy swoich
rodaków z alkoholizmu. To w Rosji.
A
na Ukrainie? Na Ukrainie autor poucza swych rozmówców, by nie oglądali się tak
na Rosję. Mają być ukraińskimi patriotami! Parę razy pyta kogoś, czy jest
ukraińskim patriotą. Także na Krymie.
Trochę
śmiesznie czyta się dzisiaj reportaż sprzed kilku lat na temat Symferopola,
kiedy od roku Krym wrócił do macierzy. Rosyjskiej macierzy.
A
pan Hugo-Bader teraz niech tam pojedzie i zapyta mieszkańców, jak im się żyje w
nowej/starej ojczyźnie. Obawiam się jednak, że i tak dostrzeże tylko i wyłącznie negatywy. Cóż, są ludzie, którzy wszędzie widzą tylko gówno. Może być najpiękniejsza okolica, a oni tylko to gówno i gówno... Kiedyś to się turpizm nazywało...
Hugo-Bader
Jacek, „Biała gorączka”, wyd. Czarne, Wołowiec 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz