Translate

sobota, 14 marca 2015

Lucy Moore, "Niżyński. Bóg tańca"


Wacław Niżyński to polski tancerz baletowy, któremu udało się zrobić karierę w Rosji, tak jak trochę odeń starszej primabalerinie Matyldzie Krzesińskiej. Niżyński był najpierw gwiazdą scen teatralnych w Sankt Petersburgu, a potem w Paryżu, gdzie uświetniał swym tańcem występy Baletów Rosyjskich pod kierunkiem Siergieja Diagilewa. 

Lucy Moore bardzo ciekawie opisała dzieciństwo i młodość Niżyńskiego, okres nauki w założonej i utrzymywanej przez rosyjskich carów Teatralnej Szkole Imperatorskiej w Petersburgu i klimat artystyczny stolicy Rosji na przełomie wieków XIX i XX. 

Niestety, później biografia tancerza skręca w stronę modnego dzisiaj pisania o dupie Maryni i zaglądania pod kołdrę opisywanej postaci. Autorka zamiast życiorysem, dokonaniami artystycznymi i chorobą psychiczną Niżyńskiego z chorobliwą ciekawością zajmuje się jego życiem seksualnym i związkami erotycznymi z mężczyznami i kobietami. 

Ogólny zamysł tej książki jest taki, by opisać kolejnego homoseksualistę czy też biseksualistę (w podtekście: homo jest cool), a nie po prostu interesującego artystę.

Nie tego oczekuję od książki biograficznej! Jeśli chcę poznać ploteczki o cudzym życiu erotycznym to sobie mogę poczytać Pudelka czy coś w tym rodzaju. 

Wyrok jest jeden: DO KOSZA!!!

Moore Lucy, "Niżyński. Bóg tańca", tłum. Hanna Pawlikowska-Gannon, Wyd. Marginesy, Warszawa 2014

2 komentarze:

  1. Trafilam przypadkiem,ale...czy czytalas moze "Dziennik" Nizynskiego? Duzo miejsca poswieca tam sferze seksualnosci, zwiazkom lozkowym czy z Diagilewem,ksieciem Lwem ale i z zona czy innymi kobietami. Nie czytalam ksaizki Moore,wiec moze faktycznie doniesienia o erotycznej stronie jego zycia sa podane nazbyt sensacyjnie, ale nie potepialabym w czambul ksiazki tylko dlatego,ze tyle pisze o sprawach seksu. Tak czy siak-polecam "Dziennik" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam "Dziennika" Niżyńskiego. Dzięki za polecenie! Chętnie zajrzę!
      Potępiałam tę ksiażkę, bo ...
      Mnie już męczy ten nadmiar seksu w ostatnio publikowanych biografiach. Tak jakby już o niczym innym nie mogli pisać. Pisanie w stylu "Brązowników" Boya było odkrywcze przed II wojną, ale dziś? Tego seksu jest tyle wokół, w filmie, w reklamie, że wolałabym biografię napisaną w starym stylu, bez zaglądania pod kołdrę.

      Usuń