Powiedzieć o tej
książce, że jest znakomita, to za mało. Wspomnienia księcia Sapiehy pt. „Tak
było” są po prostu barwne, dowcipne, porywające i wciągające! Nie sposób się od
nich oderwać! Ich autor zabiera czytelnika w niezwykłą podróż w czasie i przestrzeni,
a gawędziarz z niego po prostu doskonały. Jego życie ułożyło się w nieprawdopodobną
historię, której żaden scenarzysta filmowy nie mógłby wymyślić.
Po kolei: Eustachy
Seweryn Sapieha herbu Lis (na zdjęciu umieszczonym na okładce książki to ten młodzieniec
pierwszy od lewej, dalej stoją jego bracia Lew i Jan) to syn Eustachego
Kajetana Sapiehy, przedwojennego polskiego ministra spraw zagranicznych i
znanego polityka oraz Teresy z Lubomirskich. Urodził się w majątku Spusza koło
Grodna i do wybuchu II wojny światowej przeżył dwadzieścia kilka lat jako młody
panicz i „kniaź”. Zdążył w tym czasie nauczyć się polować, opanować znakomicie
kilka języków obcych, skończyć szkołę średnią w Pszczynie, podchorążówkę
oficerów kawalerii w Grudziądzu, studia w Belgii, a nawet odbyć praktykę w
warszawskiej firmie prowadzącej handel z koloniami w Afryce.
Ostatnim akordem
przedwojennego życia był ślub siostry, który odbył się w sierpniu 1939 r. Wraz
z napaścią Niemiec na Polskę nastąpił koniec epoki dawnej polskiej arystokracji,
dworów i życia ziemiańskiego. Eustachy wziął udział w kampanii wrześniowej, m.
in. w bitwie pod Kockiem, dostał się do niewoli i całą wojnę przesiedział w
oflagu, gdzie szczęśliwym zbiegiem okoliczności udało mu się spotkać starszego
brata Lwa. Po wojnie, oczywiście, z „takim” nazwiskiem nie było co wracać do
komunistycznej Polski, więc obaj zdecydowali się uciekać jak najdalej od
Ruskich. Podobnie zresztą zrobiła cała rodzina, której szczęśliwie udało się
przeżyć, choć np. ojciec autora - jako obszarnik i „krwiopijca” - był więziony
przez NKWD na Łubiance (przesłuchiwał go sam Beria), czekając na wykonanie
wyroku śmierci, do wykonania którego na szczęście nie doszło.
Zaraz po wydostaniu się
z niemieckiej niewoli Eustachy został komendantem stadniny w Grabau w
Niemczech, gdzie Niemcy w czasie wojny wywieźli najlepsze konie zrabowane w
Polsce. Niedługo potem ożenił się z Antoniną Marią Siemieńską, zwaną Didi.
Później ich droga biegła poprzez Belgię aż do Kenii w Afryce, gdzie rodziły się
ich dzieci, a Eustachy wykonywał najróżniejsze zawody: prowadził tartak, szukał
drogocennych kamieni, skupował złom, aż w końcu został zawodowym myśliwym i
organizował safari w stylu Hemingway’a. Najpierw były to prawdziwe polowania,
potem już tylko fotograficzne.
Na stare lata, już po
upadku Związku Radzieckiego, udało mu się dwukrotnie odwiedzić rodzinną Spuszę,
gdzie wprawdzie nie było już najmniejszego śladu przedwojennego domu Sapiehów,
ale wśród mieszkających tam jeszcze starych ludzi przetrwała pamięć i legenda o
tym starym rodzie. Emerytowane kołchoźnice ze wzruszeniem opowiadały, że z
książęcego pałacu co sobota przyjeżdżała z pałacu do kościoła angielska lady na
białym koniu, przywożąc wiadra kwiatów do przystrojenia ołtarza…
Nie ukrywam, iż z największą przyjemnością
czytałam o przedwojennym życiu ziemiańskim w Polsce. Ta część wspomnień pełna
jest najróżniejszych zabawnych anegdotek. Ton wspomnień zmienia się wraz z
opisem kampanii wrześniowej. Są tam takie sceny, że po prostu za gardło ściska
(np. opis „pogrzebu” kawalerskich lanc bojowych). Można rzec, że Sapieha
wspomina jednak raczej „na wesoło”, czasem tylko wzruszając do łez. Jednak o
smutnych sprawach pisze niewiele, choć miałby nad czym płakać. Właściwie dwa
razy przeżył śmierć pewnej cywilizacji. Pierwszy raz – koniec wolnej Polski we
wrześniu 1939 r., drugi raz – koniec panowania Anglików w Kenii i epoki
kolonialnej w całej Afryce, co też diametralnie zmieniło tamtejsze warunki
życia. Ale nie ma tutaj rozdzierania szat, niewiele jest posępnych tonów.
Raczej jest to opowieść krzepicielska, przesiąknięta nutą, że „Polak potrafi” i
da sobie radę w każdych warunkach. Jest także bardzo patriotyczna, choć słowo
patriotyzm pada w tej książce zaledwie kilka razy.
Eustachy Sapieha już
nie żyje. Prócz tej wspaniałej książki wspomnieniowej pozostawił po sobie także
monografię swojej rodziny pt. „Dom
Sapieżyński”, do której przez kilkadziesiąt lat zbierał materiały.
Sapieha Eustachy, „Tak
było. Niedemokratyczne wspomnienia”, wyd. Świat Książki, Warszawa 2012
Nie mogę takiej książki ominąć:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :)
UsuńUwielbiam takie książki, więc ta lektura jest dla mnie obowiązkową :)
OdpowiedzUsuńPolecam!
UsuńCzytałam jeszcze w poprzednim wydaniu. Świetna książka!
OdpowiedzUsuńNie wiedzialam, że było wcześniejsze wydanie! Książka zaiste znakomita!
UsuńWspaniała! Stoi sobie u mnie na półeczce i na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę. Sapieha - silny człowiek, przedsiębiorczy. Opowiedział swoją historię pięknie i miejscami wzruszająco. I ten powrót po latach do Spuszy... szukanie dawnych śladów życia, które przeminęło i nie został z niego nawet jeden kamień. Ale zostały jego wspomnienia - cenne świadectwo.
OdpowiedzUsuńTakich ludzi z pewnością było więcej w szeregach polskiej arystokracji. Na taką postawę składa się charakter, wychowanie, odpowiednia formacja w domu, no i dobre geny! Wspaniały człowiek!
UsuńPosiadam od niedawna tę książkę. Lektura przede mną. Twoja pochlebna opinia podpowiada mi, że nie powinnam zwlekać:)
OdpowiedzUsuńJak posiadasz, to czytaj!
UsuńJa nie posiadam, ale zamierzam kupić. Kapitalna! Drugi raz czytałam.