Na
FB od jakiegoś czasu pojawia się zabawa polegająca na tym, by wskazać 10
ważnych książek. Ważnych dla siebie, dla swojego rozwoju, dla przyjemności…
Był
to dla mnie niezwykle trudny wybór. Wiele tytułów odrzuciłam z bólem serca.
Trochę oszukałam, bo spisałam 10 punktów, a książek jest więcej.
A
więc lecimy:
1. Marian Falski, „Elementarz” – na
tej książce nauczyłam się czytać i pisać. W wieku 6 lat. A jak rok później poszłam do
szkoły, to się strasznie nudziłam w pierwszej klasie i czytałam pod ławką ukradkiem inne
książeczki.
2. Edith Nesbit, „Historia amuletu” i
Pamela L. Travers „Mary Poppins” – dzięki tym powieściom dla dzieci wcześnie
dowiedziałam się, że możliwe jest przejście z naszego świata w świat fantazji, tylko trzeba w to mocno wierzyć.
Piaskoludek i Mary Poppins pomagają w takich wędrówkach nie tylko dzieciom.
3. „Stary Testament” (wersja dla dzieci) z
ilustracjami Gustava Dore – czytałam to zawsze jak byłam chora w dzieciństwie,
dzięki temu dobrze i na wyrywki poznałam początki historii Żydów. Orientuję się, kto kogo rodził, kto kogo zabił, kto z kim spał, kto komu poderwał
żonę, kim byli sodomici, kogo połknęła wielka ryba i tak dalej.
4. Jan
Parandowski, „Mitologia” – czytane wielokrotnie, imiona bogów greckich wbiły
się w moją pamięć bardziej niż imiona katolickich świętych.
5.
Victor Hugo, „Człowiek śmiechu” i
„Nędznicy” – z powodu tych romantycznych powieści zostałam w młodości lewakiem. Na szczęście ta podszyta Marksem choroba częściowo przeszła mi z wiekiem.
Niemniej nadal cierpię na kompleks pochylania się nad każdym kulawym
kaczątkiem, które znajdzie się w promieniu mego wzroku. Moje uporczywe „pomagactwo”
bliźnim i rozdawanie wszystkiego, co jest mi zbędne, to z pewnością spadek po panu
Hugo!
6. Alexander
Dumas, „Trzej muszkieterowie”, „Hrabia Monte Christo” – totalny odlot w stronę
przygody, te fabuły działają jak narkotyk! Czytane wielokrotnie, zwykle w
czasie różnych gryp i przeziębień. Gorączka, napar z lipy na poty, mleko,
czosnek, cytryna, polopiryna, witamina C i powieść płaszcza i szpady to jest
to!
7. Charles
Dickens, „Klub Pickwicka”, „Oliwer Twist”, „Samotnia”, "Wielkie
nadzieje", "David Copperfield" – dzięki tym książkom pokochałam
wesołą, starą Anglię z jej kominkami, herbatą, puddingiem, brytyjską
arystokracją i plebsem, całowaniem się pod jemiołą, tudzież innymi rzeczami,
których już nie ma… No i niestety, Dickens także zaraził mnie lewackim wirusem.
8. Henryk
Sienkiewicz, „W pustyni i w puszczy”, „Trylogia” – Sienkiewicz ukształtował
mnie jako Polkę, a poza tym jego opowieści są po prostu magnetyczne, oderwać
się od nich nie można. No i ta przepiękna polszczyzna! Czytane zwykle w czasie
przeziębienia, na zmianę z Dumasem.
9. Adam Mickiewicz, „Pan Tadeusz” – czytałam to
zawsze jak opowieść o moich własnych ukochanych przodkach. Ta zadzierzysta,
dzielna szlachta polska - to jest moja rodzina! Po raz pierwszy połknęłam „Pana
Tadeusza” na wakacjach po 6. klasie, zagryzając ptasim mleczkiem, bo akurat
dostałam w prezencie duże pudełko (ptasie mleczko było rzadkim dobrem w czasach
PRL-u). Tak więc "Pan Tadeusz" ma dla mnie smak ptasiego mleczka. Waniliowego.
10. Margaret Michell, „Przeminęło z wiatrem” – ta
opowieść ukształtowała mnie jako kobietę, zawsze chciałam być jak Scarlett
O’Hara. Do dzisiaj w razie kłopotów mówię sobie „pomyślę o tym jutro” i idę
dalej do przodu jak taran. No i ten wieczny dylemat kobiecy, jaki ma być ideał mężczyzny:
romantyczny Ashley czy seksowny Rett? Jeden na męża, jeden na kochanka? Tak
byłoby najlepiej, prawda?
Jak wiesz kilka książek mamy wspólnych. Ciągle nie opisałam Nędzników, ale kocham, chociaż koniec jest taaaki smutny
OdpowiedzUsuńOj, mamy! Widzę u Ciebie, że też lubisz dobrą, klasyczną literaturę.
UsuńOpisz "Nędzników", to naprawdę wielka powieść.
Nie wiadomo przecież, jaki Ashley był w łóżku;) O tym pani Mitchell milczy. Co do mnie, nie chciałabym być jak Scarlett O'Hara i chyba Margaret Mitchell nie miała zamiaru przedstawić ani jej ani Rhetta jako wzoru do naśladowania. Wręcz przeciwnie. Wzorami moralnymi, które imponuja Mitchell jest matka Scarlett, Melania i Ashley a także wszyscy bohaterowie wojenni. Przeminęło z wiatrem jest obrachunkiem Mitchell z epoką, która minęła i smutną refleksją, że w nowym świecie przetrwają ludzie nieszlachetni, egoistyczni nieliczący się z innymi, tacy właśnie jak Scarlett i Rhett. Są oni niejako "kundlami" swojej sfery (muły jak pogardliwie określa Scarlett i Rhetta Mummy) , która ze względu na wyznawane wartości i styl życia musiała zginąć w starciu z barbarzyństwem nowej epoki. Mitchell opisuje z przerażającą szczerością nowych panów, Jankesów. Przypomnijmy sobie scenę, w której były zarządca chce przejąć Tarę wykorzystując beznadziejne położenie Scarlett. Czy warto było zachować Tarę za cenę takich upokorzeń jakie przeżyła Scarlett i zmarnowanego życia? Spójrzmy na reakcję Melanii i Ashleya, pochodzących ze starego, szlachetnego rodu. Godzą się na utratę wszystkiego. Ale zachowali to, co najważniejsze, człowieczeństwo, godność i wysokie wartości, którym hołdowali. Temu warto było, jak Melania, poświęcić życie. I ci ludzie, wbrew pozorom, przetrwali, ich postawa do dziś budzi szacunek, podziw i aspirację do bycia lepszym człowiekiem. W przeciwieństwie do koniunkturalnej Scarlett. Rhett, ponieważ, w jego żyłach płynęła arystokratyczna krew, zdaje się budzić pod koniec powieści ze swego egoizmu i upadku. Ale jakie były jego dalsze losy, o tym powieść milczy.
OdpowiedzUsuńbardzo mądry komentarz, dzięki! pozdrawiam! przepraszam, że tak późno odpowiadam, ale dopiero teraz zauważyłam
UsuńAshley w łóżku? ;) rozbawilam się! no, coś takiego!
Usuń