Translate

czwartek, 26 lutego 2015

Anna Wrzalińska, „Życie rumiane moje”


„Życie rumiane moje” Anny Wrzalińskiej to powieść o tragicznej miłości młodej Polki i starszego o 20 lat pułkownika KGB. Akcja rozgrywa się na przełomie lat 80. i 90., w pamiętnym czasie przemian ustrojowych.  
 
W połowie lat 1980. Marianna studiuje w Warszawie nauki polityczne i  - jako jedna z najlepszych studentek - zostaje wytypowana na wyjazd do Moskwy. W czasie wakacji ma tam pracować społecznie na budowie, a potem spędzić jeden semestr na słynnym Uniwersytecie Moskiewskim im. M. Łomonosowa. Opiekunem jej grupy jest Nikołaj, przystojny pracownik naukowy… 

Romans między nimi ma przebieg dość dramatyczny i rozgrywa się pomiędzy Polską a Związkiem Radzieckim (później Rosją). Marianna studiuje i zaczyna pracować jako reporterka w warszawskich pismach. Nikołaj przyjeżdża do Warszawy, by wykładać na uniwersytecie teorię gier. Przy okazji opisów ich podróży czytelnik ma okazję poznać nie tylko Moskwę, ale także Sankt Petersburg, Białoruś (strefa w pobliżu Czarnobyla), spory kawał Azji Środkowej (Turkmenistan i Kazachstan) oraz zobaczyć z bliska wojnę w Jugosławii. 

Akcja powieści zaczyna się od końca, to jest od momentu tajemniczego zniknięcia Marianny. Potem jesteśmy prowadzeni jej śladami, czytamy jej notatki, pamiętniki i reportaże. Przebieg fabuły nie jest liniowy, ale meandryczny. Akcja to biegnie do przodu, to trochę się cofa. W treść utworu wplecione są różne dodatki, jak wiersze, baśnie, relacje różnych osób i fragmenty tekstów prasowych. Momentami wszystko razem przypomina nieco „Baśnie z tysiąca i jednej nocy”, a może „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego? Motywem przewodnim całości jest słynna piosenka „Konie” Wysockiego, a kluczem do odczytania powieści ma być symboliczna rosyjska baśń ludowa „Piórko Finista Jasnego, cud-sokoła”.  To znaczy, tak mi się wydaje…  

Na początku denerwował mnie styl tego utworu, wydawał mi się zbyt mocno przegadany, przepełniony obfitością słów i emocji, ale potem wciągnęłam się i już nie zauważałam tego nadmiaru. Z naprawdę zapartym tchem czytałam o przygodach dwojga kochanków na tle zmian w całej Europie. Z zainteresowaniem śledziłam opisy podróżniczych wypraw Marianny. Fragmenty opisujące okres jej studiów natchnęły mnie nostalgią, bo sama też studiowałam w latach 1980. i wiele pamiętam z tamtej epoki.

Szkoda tylko, że w opisywaniu barwnej rzeczywistości początku lat 90. autorka przyjęła optykę „Gazety Wyborczej”, jednoznacznie określając swoje sympatie polityczne. Człowiekowi, który nie cierpi tej optyki i środowiska „Gazety Wyborczej”, a samą „Gazetę Wyborczą” używa tylko jako podpałkę do pieca (i to rzadko, bo brudzi ręce), trudno jest znieść opisy pewnych sytuacji, a także język pełen politycznej poprawności (np. Rom zamiast Cygan, tfuuu!!! Nie znoszę tego!). Tak więc, momentami zgrzytałam zębami na autorkę, ale mimo to pędziłam dalej, uniesiona jej fantastyczną narracją i ciekawa, co będzie na końcu. 

Próbowałam dowiedzieć się czegoś o Annie Wrzalińskiej, ale wujek Google mało wie na jej temat. Na skrzydełku książki znajduje jej zdjęcie i krótki opis, że jest „z wykształcenia politologiem i negocjatorem, a z zawodu reporterem, copywriterem i mediatorem.” „Życie rumiane moje” to jej debiut literacki. We wstępie autorka pisze, że „nie jest to reportaż z jej życia”. Ale kto wie? Kto wie? 
   
Wrzalińska Anna, „Życie rumiane moje”, wyd. Novae Res, Gdynia 2012


2 komentarze:

  1. Ma Pani wielką siłę, sam raczej bym nie przebrnął "optyki GW". Podczytuję Pani bloga z wielką przyjemnością ale rzadko, jak skarb.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi niezmiernie, że Pan podczytuje :)))
      Znam optykę GW bardzo dobrze. Myślę, że wiem, jak ją wyłapać i zareagować. Zdaje się, ze autorka tej książki po prostu przez jakiś czas pracowała w GW, jeszcze w latach 90.

      Usuń