Translate

środa, 23 sierpnia 2017

Liliana Fabisińska, „Sanatorium pod zegarem” (powieść o Ciechocinku)





Podczas ostatniej wizyty w Biedronce kupiłam sobie za jedyne 9.99 zł powieść Liliany Fabisińskiej pt. „Sanatorium pod zegarem”. Wygrzebałam ją ze stosu książek – poczytajek wyłożonych w ramach promocji. 

Kupiłam ją z uwagi na moją miłość do sanatoriów i sanatoryjnego stylu życia oraz spędzania wakacji. Pisałam tu gdzieś na blogu, że na wiosnę byłam już piętnasty raz w sanatorium. Ten ostatni pobyt nie był udany, ale już myślę o kolejnym. Zamierzam wybrać się do Inowrocławia, bo tam też są tężnie i to ładniejsze niż w Ciechocinku, poza tym, jest tam naprawdę piękny park z dużym stawem i dywanami kwiatowymi, niedawo otworzyli nową pijalnię wód, której jestem bardzo ciekawa, no i znam tam jedno sanatorium z basenem. Chciałabym pojechać w przyszłym roku, najlepiej we wrześniu. Pojadę, jeżeli sobie załatwię dofinansowanie turnusu rehabilitacyjnego z PCPR (oni dają około 1000 zł, a ja dopłacam resztę, do tego sama wybieram miejsce i termin pobytu, to o niebo lepsze niż sanatorium w ramach NFZ lub ZUS). 

Wracając do powieści pani Fabisińskiej… 

Tu jest krótkie streszczenie:



Przeczytać można, jeśli ktoś lubi sanatoria. Bardzo zgrabnie opisała autorka realia pobytu w sanatorium, a raczej w szpitalu uzdrowiskowym (tam regulamin jest ostrzejszy!), a ja to wszystko znam z autopsji.  Reżim zabiegowy, uroki sanatoryjnej stołówki, zakaz picia alkoholu i trzymania zwierząt w pokojach, a także konieczność obcowania z nieznajomą osobą przez jakiś czas. Zawsze jak mam wybór z tym pokojem, to się zastanawiam: brać jedynkę i snuć się potem samotnie przez cały turnus (ale za to ma się święty spokój) czy też brać dwójkę i modlić się, by natrafić na przyjemną i sympatyczną osobę. 

Im jestem starsza, tym bardziej optuję za jedynką. Nie jestem zbyt towarzyska z natury, lubię ciszę, nie znoszę włączonego telewizora czy radia, za to czytam w łóżku po nocach. Do furii doprowadzają mnie dodatkowe osoby w pokoju sprowadzane przez współlokatorkę za pomocą SKYPE lub smartfona. Ostatnio miałam współlokatorkę, która wciąż dzwoniła do rodziny i pokazywała im mnie, jak siedzę przy biurku i koloruję kredkami kwiatki. Idiotyzm! Powinien być zakaz rozmawiania przez komórkę w swoim pokoju!

No, ale wracając do książki pani Fabisińskiej…

Minusem tej opowieści jest to, że – jak odniosłam wrażenie – autorka nie mogła się zdecydować, czy pisze powieść obyczajową czy kryminał. Połowa powieści to opis życia bohaterek przed sanatorium i ich pobytu tamże. Trup w basenie pojawia się dopiero w połowie, a śledztwo w tej sprawie nie budziło jakoś mojej ekscytacji. W sumie – odebrałam całość jako taką niby-oświeceniową powiastkę z morałem, coś w stylu książek dla starszej młodzieży. 

Książki o sanatoriach opisywałam już na blogu. Są to „Excentrycy” Włodzimierza Kowalewskiego (też o Ciechocinku i zdecydowanie lepsza od dzieła pani Fabisińskiej) oraz horror kryminalny „Sanato” Marcina Szczygielskiego (o sanatorium przeciwgruźliczym w Zakopanem w latach międzywojennych). 

No, a zdecydowanie pierwsze miejsce w rankingach książek o sanatoriach zajmuje wciąż „Czarodziejska góra” Tomasza Manna. Na razie nic jej nie przebiło! 

Zapomniałam wcześniej napisać, że w powieści zostało opisane fikcyjne sanatorium „Marzenie”, którego naprawdę nie ma w Ciechocinku. Tak więc, nie szukajcie tam „Marzenia”, a może tylko spełnienia marzeń na tańcach o piątej po południu. 

Fabisińska Liliana,  „Sanatorium pod zegarem”, wyd. Filia, Poznań 2017


8 komentarzy:

  1. Pani praktycyzm bardzo mnie rozbraja ;)

    Ciekawe czy bohaterka zapoznała tam kogoś ;)
    Moja sąsiadka się wybiera i radziłam jej, żeby zabrała wypasioną walizę ciuchów, bo z tego co wiem, to tam panuje rewia mody.
    Z Ciechocinkiem kojarzy mi się jedna z piosenek z mojego wesela: https://www.youtube.com/watch?v=8INAavWegZM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja praktyczna? A w życiu! Moja mać rodzicielka to jest dopiero praktyczna osoba! Ja to się wlokę w ogonie daleko za nią! :)))
      Do Ciechocinka jak najbardziej brać walizę modnych ciuchów, jeśli ma się ochotę popełnić jakiś grzeszek. Albo dwa grzeszki, trzy czy więcej :)))
      W innym wypadku można snuć się w dresie i też będzie dobrze.
      Piosenka przednia! Bardzo ciechocińska!

      Usuń
  2. Ale i tak miała Pani bardziej udaną lekturę niż ja ostatnio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjemnie się czytało. Łyknęłam to w półtora wieczora.

      Usuń
    2. Jak gdizes mam to chętnie poczytam.

      Usuń
    3. Izabelo, mogłabym Ci podarować tę książkę! I tak już do niej nie wrócę!
      A może zrobimy jakąś wymiankę?

      Usuń
  3. Ja się czaję na książki tej autorki, bo sporo osób chwali. No i "Czarodziejska góra" też przede mną, ale chyba muszę mieć na nią odpowiedni moment :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyta się dobrze i lekko, dobra lektura na wakacje.
      Z "Czarodziejską górą" to się lepiej nie spieszyć. To jest właściwie taka powieść o śmierci i przemijaniu.
      Ja to dopiero po czterdziestce dałam radę przeczytać ;)))

      Usuń