Podczas
ostatniej wizyty w Biedronce kupiłam sobie za jedyne 9.99 zł powieść Liliany
Fabisińskiej pt. „Sanatorium pod zegarem”. Wygrzebałam ją ze stosu książek –
poczytajek wyłożonych w ramach promocji.
Kupiłam
ją z uwagi na moją miłość do sanatoriów i sanatoryjnego stylu życia oraz
spędzania wakacji. Pisałam tu gdzieś na blogu, że na wiosnę byłam już piętnasty
raz w sanatorium. Ten ostatni pobyt nie był udany, ale już myślę o kolejnym.
Zamierzam wybrać się do Inowrocławia, bo tam też są tężnie i to ładniejsze niż
w Ciechocinku, poza tym, jest tam naprawdę piękny park z dużym stawem i
dywanami kwiatowymi, niedawo otworzyli nową pijalnię wód, której jestem bardzo
ciekawa, no i znam tam jedno sanatorium z basenem. Chciałabym pojechać w
przyszłym roku, najlepiej we wrześniu. Pojadę, jeżeli sobie załatwię dofinansowanie
turnusu rehabilitacyjnego z PCPR (oni dają około 1000 zł, a ja dopłacam resztę,
do tego sama wybieram miejsce i termin pobytu, to o niebo lepsze niż sanatorium
w ramach NFZ lub ZUS).
Wracając
do powieści pani Fabisińskiej…
Tu
jest krótkie streszczenie:
Przeczytać
można, jeśli ktoś lubi sanatoria. Bardzo zgrabnie opisała autorka realia pobytu
w sanatorium, a raczej w szpitalu uzdrowiskowym (tam regulamin jest
ostrzejszy!), a ja to wszystko znam z autopsji. Reżim zabiegowy, uroki sanatoryjnej stołówki, zakaz
picia alkoholu i trzymania zwierząt w pokojach, a także konieczność obcowania z
nieznajomą osobą przez jakiś czas. Zawsze jak mam wybór z tym pokojem, to się
zastanawiam: brać jedynkę i snuć się potem samotnie przez cały turnus (ale za
to ma się święty spokój) czy też brać dwójkę i modlić się, by natrafić na
przyjemną i sympatyczną osobę.
Im
jestem starsza, tym bardziej optuję za jedynką. Nie jestem zbyt towarzyska z
natury, lubię ciszę, nie znoszę włączonego telewizora czy radia, za to czytam w
łóżku po nocach. Do furii doprowadzają mnie dodatkowe osoby w pokoju sprowadzane
przez współlokatorkę za pomocą SKYPE lub smartfona. Ostatnio miałam
współlokatorkę, która wciąż dzwoniła do rodziny i pokazywała im mnie, jak
siedzę przy biurku i koloruję kredkami kwiatki. Idiotyzm! Powinien być zakaz
rozmawiania przez komórkę w swoim pokoju!
No,
ale wracając do książki pani Fabisińskiej…
Minusem
tej opowieści jest to, że – jak odniosłam wrażenie – autorka nie mogła się
zdecydować, czy pisze powieść obyczajową czy kryminał. Połowa powieści to opis
życia bohaterek przed sanatorium i ich pobytu tamże. Trup w basenie pojawia się
dopiero w połowie, a śledztwo w tej sprawie nie budziło jakoś mojej ekscytacji.
W sumie – odebrałam całość jako taką niby-oświeceniową powiastkę z morałem, coś
w stylu książek dla starszej młodzieży.
Książki
o sanatoriach opisywałam już na blogu. Są to „Excentrycy” Włodzimierza
Kowalewskiego (też o Ciechocinku i zdecydowanie lepsza od dzieła pani
Fabisińskiej) oraz horror kryminalny „Sanato” Marcina Szczygielskiego (o
sanatorium przeciwgruźliczym w Zakopanem w latach międzywojennych).
No,
a zdecydowanie pierwsze miejsce w rankingach książek o sanatoriach zajmuje wciąż
„Czarodziejska góra” Tomasza Manna. Na razie nic jej nie przebiło!
Zapomniałam
wcześniej napisać, że w powieści zostało opisane fikcyjne sanatorium „Marzenie”,
którego naprawdę nie ma w Ciechocinku. Tak więc, nie szukajcie tam „Marzenia”,
a może tylko spełnienia marzeń na tańcach o piątej po południu.
Fabisińska
Liliana, „Sanatorium pod zegarem”, wyd.
Filia, Poznań 2017
Pani praktycyzm bardzo mnie rozbraja ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe czy bohaterka zapoznała tam kogoś ;)
Moja sąsiadka się wybiera i radziłam jej, żeby zabrała wypasioną walizę ciuchów, bo z tego co wiem, to tam panuje rewia mody.
Z Ciechocinkiem kojarzy mi się jedna z piosenek z mojego wesela: https://www.youtube.com/watch?v=8INAavWegZM
Ja praktyczna? A w życiu! Moja mać rodzicielka to jest dopiero praktyczna osoba! Ja to się wlokę w ogonie daleko za nią! :)))
UsuńDo Ciechocinka jak najbardziej brać walizę modnych ciuchów, jeśli ma się ochotę popełnić jakiś grzeszek. Albo dwa grzeszki, trzy czy więcej :)))
W innym wypadku można snuć się w dresie i też będzie dobrze.
Piosenka przednia! Bardzo ciechocińska!
Ale i tak miała Pani bardziej udaną lekturę niż ja ostatnio.
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się czytało. Łyknęłam to w półtora wieczora.
UsuńJak gdizes mam to chętnie poczytam.
UsuńIzabelo, mogłabym Ci podarować tę książkę! I tak już do niej nie wrócę!
UsuńA może zrobimy jakąś wymiankę?
Ja się czaję na książki tej autorki, bo sporo osób chwali. No i "Czarodziejska góra" też przede mną, ale chyba muszę mieć na nią odpowiedni moment :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Czyta się dobrze i lekko, dobra lektura na wakacje.
UsuńZ "Czarodziejską górą" to się lepiej nie spieszyć. To jest właściwie taka powieść o śmierci i przemijaniu.
Ja to dopiero po czterdziestce dałam radę przeczytać ;)))