Translate

wtorek, 13 czerwca 2017

Maria ze Zdziechowskich Sapieżyna, „Moje życie, mój czas. Wspomnienia” (ostatnia taka księżna!)


Słuchajcie ludzie, to jest absolutnie fascynująca książka! Przeczytałam ją, co tam przeczytałam, połknęłam ją dosłownie jednym tchem. Tak mnie wciągnęło, że po prostu nie mogłam przestać czytać! Przygody księżnej Marii nadają się dosłownie na film sensacyjny! 

Ale po kolei…

Maria ze Zdziechowskich Sapieżyna (1910-2009), w okresie międzywojennym uważana za jedną z najpiękniejszych panien i najlepszych partii w Warszawie (na okładce jest jej fotografia w wieku dwudziestu paru lat), była żoną księcia Jana Sapiehy i szwagierką księcia Eustachego Sapiehy, autora książki „Tak było. Niedemokratyczne wspomnienia”, o której pisałam tutaj






Ojcem Marii Zdziechowskiej był Jerzy Zdziechowski, bratanek profesora Mariana Zdziechowskiego, przedwojenny polityk i ekonomista, minister skarbu (w latach 1925-1926), członek rady Obozu Wielkiej Polski, przyjaciel Romana Dmowskiego i zaciekły przeciwnik sanacji, współwłaściciel i wydawca takich pism jak „Wieczór Warszawski”, „ABC” i „Prosto z Mostu”. Zasłynął jako autor głośnej książki „Mit złotej waluty”. Chodzą słuchy, że to właśnie on był autorem powieści „Czeki bez pokrycia” przypisywanej Tadeuszowi Dołędze-Mostowiczowi. 

Rodzina Zdziechowskich wywodziła się z Podola, ale Maria urodziła się w majątku Suchowola na Podlasiu należącym do rodziny matki Marty z Bławdziewiczów. Najwcześniejsze lata dzieciństwa spędziła z rodzicami w Rosji, gdzie jej ojciec zajmował się polityką (m. in. był członkiem Komitetu Narodowego Polskiego, Związku Wojskowych Polaków i Rady Polskiej Zjednoczenia Międzypartyjnego), a ona z matką uciekały przed rewolucją październikową z Petersburga na południe. Jakiś czas mieszkały w Jałcie na Krymie w willi barona Nolkena, a potem u księżnej Marii Bariatyńskiej. Później rodzina Zdziechowskich wyjechała do Polski. W okresie międzywojennym ojciec Marii mieszkał w Warszawie, matka zaś rezydowała w niewielkim, 300-hektarowym mająteczku, na Podlasiu. 

Maria najpierw uczyła się w domu, potem została wysłana do szkoły klasztornej w Anglii i zdała polską maturę.

Tu taka barwna anegdota z okresu panieńskiego autorki... Do domu w Gołębiówce na Podlasiu matka Marii spraszała różnych ewentualnych kandydatów na mężów. „Po jakimś czasie okazało się, że większość moich przyjaciół z tamtego okresu nie interesowała się wcale kobietami… Ale tacy właśnie panowie mi się podobali, choć nie wiedziałam dlaczego. Byli niesłychanie zabawni, inteligentni. Odpowiadali również intelektualnie starszym osobom, które przyjeżdżały czasem na weekendy.

Któregoś dnia mama, schodząc ze schodów, zobaczyła Stasia L. w szlafroku, pukającego do drzwi pokoju gościnnego w holu, do mieszkającego tam młodzieńca, ze słowami: „Bonjour cheri…”
Mama popędziła na górę do telefony, zadzwoniła do mojego ojca do Warszawy i powiedziała: „Słuchaj, katastrofa, dom roi się od pedziów. A myśmy byli przekonani, że oni do Maryś przyjeżdżają…” (s. 71-72)


 W 1934 roku Maria wyszła za mąż za Jana Sapiehę, najstarszego syna księcia Eustachego Sapiehy ze Spuszy, wchodząc tym samym do jednej z najbardziej znanych rodzin arystokratycznych w Polsce. W 1935 roku urodził się ich pierwszy syn Jan Paweł, dwa lata później następny, Jerzy Andrzej. Do wybuchu II wojny światowej Sapiehowie mieszkali w leśniczówce w Różanie, niedaleko ruin wielkiego, starego zamku Sapiehów, który jednak już do nich nie należał, bo był wówczas własnością państwową. Tak wyglądał ten pałac na ilustracji Napoleona Ordy z XIX wieku:






Spokojne i wygodne rodzinne życie Marii skończyło się wraz z wybuchem wojny. Mąż Jan został powołany do wojska. Pożegnała się z nim na dworcu w Baranowiczach bombardowanym przez niemieckie samoloty, a sama wraz z ojcem, nianią i dwojgiem małych dzieci uciekła samochodem na Litwę, bo ucieczka przez Rumunię była już niemożliwa. Śmierć grodziła im na każdym kroku! Już 17 września, w dniu wkroczenia do Polski wojsk radzieckich, do leśniczówki w Różanie przyszli ludzie z okolicy, by obrabować dom i zabić właścicieli. Byli uzbrojeni, zdaje się, że dostali broń od bolszewickich dywersantów działających na tym terenie jeszcze przed wojną. Strzelali do uciekających, na szczęście, nic im się nie stało. 

A potem zaczęła się długa wojenna tułaczka wraz z dziećmi: Litwa, Szwecja, Francja… Po wejściu Niemców do Francji Maria Sapieha i jej rodzice pozostali na miejscu, nie ewakuowali się do Anglii. Jerzy Zdziechowski współpracował z rządem londyńskim. Maria również dostała ważne zlecenie od polskiego wywiadu. Miała zawieźć do Rzymu radiostację i filmy. Zostawiła więc dzieci pod opieką ojca i niani, i pojechała. W Rzymie zatrzymała się w najlepszym hotelu, pełnym Niemców, potem udała się do Watykanu na audiencję do papieża Piusa XII, któremu zwróciła uwagę, że nie interweniował w sprawie Polski. 

Potem odszukała w San Remo kontakt wskazany przez polski wywiad, czyli księdza Kwiatkowskiego, i przekazała mu to, co przywiozła z Francji. Ksiądz wydawał się w porządku, znał wszystkie tajne hasła i odpowiedzi na nie. Ale kiedy tylko się rozstali, poszedł na policję i zameldował o jej wizycie. Dostał za to od Włochów tak dużą kwotę pieniędzy, że starczyło mu na wybudowanie małego kościółka… Potem tłumaczył, że najgorszym wrogiem są bolszewicy i on, zdradzając agentkę polskiego wywiadu, walczy z bolszewikami. Jest to jedna z najbardziej szokujących historii szpiegowskich, jakie znam! Wierzyć się nie chce, by polski ksiądz katolicki był zdrajcą i wysłał na pewną śmierć matkę małych dzieci! 

W efekcie Maria została aresztowana przez włoską policję i osadzona w więzieniu, najpierw we Włoszech, potem w Niemczech. Siedziała za kratami prawie do końca wojny, została uwolniona staraniem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża wiosną 1945 roku, tuż przed upadkiem III Rzeszy. Potem przez Szwecję poleciała do Anglii i wtedy dopiero spotkała się z mężem i dziećmi. Dalsze lata spędziła z rodziną na emigracji w Londynie, a na starość przeniosła się do Polski. Żyła prawie sto lat. Tuż przed śmiercią pojechała jeszcze do Różany, na Białoruś, a także weszła w skład komitetu poparcia kandydatury Lecha Kaczyńskiego na prezydenta Polski. Zmarła w 2009 roku. 

Jest to niezwykła historia życia niezwykłej kobiety… Dzięki tej książce poznajemy nie tylko zawiłe koleje losu Marii Sapieżyny, polskiej arystokratki i gorącej patriotki (choć w całej publikacji słowo patriotyzm chyba ani razu nie pada), ale także otrzymujemy całą masę szczegółów z życia codziennego polskich wyższych sfer przed wojną i po wojnie, już na emigracji.  Opowieść autorki uzupełniają różne aneksy. Są to m. in. tablice genealogiczne rodu Sapiehów, historie życia  Jerzego Zdziechowskiego i Eustachego Sapiehy, teścia autorki.   

„Moje życie, mój czas. Wspomnienia” to jedna z najlepszych autobiografii, jakie kiedykolwiek czytałam! Ta historia aż się prosi, by wykorzystać ją jako scenariusz filmu wojennego czy przygodowego. 

Jedyna wada tej książki to bardzo wysoka, zaporowa cena. Pamiętam, że chciałam ją kupić, ale kosztowała chyba około 50 złotych! I to kilka lat temu. Taka prośba do wydawcy: nie można by tego wydać w miękkiej oprawie i sprzedawać jakoś taniej? Ja czytałam egzemplarz z biblioteki, bo na kupowanie książek "do czytania" za taką cenę zwyczajnie mnie nie stać.

Sapieżyna Maria, ze Zdziechowskich, „Moje życie, mój czas. Wspomnienia”, Wyd. Literackie, Kraków 2008

Źródło zdjęcia: Wikipedia, File:Ružany, Sapieha. Ружаны, Сапега (N. Orda, 1875).jpg


2 komentarze:

  1. Jeszcze nie czytałam, choć oczywiście tytuł mi znany i okładka z piękna twarzą księżnej Sapieżyny. A więc to była szwagierka Eustachego! "Niedemokratyczne wspomnienia" dosłownie pochłonęłam.
    Wreszcie muszę się zaopatrzyć w egzemplarz wspomnień, może na allegro będą w rozsądniejszej cenie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wspomnienia Eustachego połknęłam, ale te jeszcze szybciej połykałam! Jakbym miała być zupełnie szczera, to chyba Eustachy pisze trochę lepiej w sensie literackim, ale w przypadku Sapieżyny jest bardziej napięta akcja, zwłaszcza w przypadku tej jej akcji szpiegowskiej. Muszę teraz po raz drugi sięgnąć po wspomnienia Mariana Romeyki, bo ona pisze, że na spotkanie z tym księdzem, co ją zdradził we Włoszech, wysłał ją z Francji właśnie Romeyko, który był tak delegatem polskiego wywiadu z Londynu. A ten ksiądz to był kontakt polskiej dwójki sprzed wojny, niby pewny człowiek. A tu masz!

      Usuń