Książka
gdańskiego dziennikarza Adama Hlebowicza „Kaliningrad bez wizy” to rodzaj przewodnika turystycznego po
Obwodzie Kaliningradzkim skrzyżowanego z reportażem. Została wydana w czasach,
kiedy do Kaliningradu można było faktycznie pojechać bez wizy w ramach małego
ruchu przygranicznego i zachęcała do zwiedzania tego małego kawałka Rosji
bezpośrednio graniczącego z Polską.
Niestety,
w międzyczasie tytuł stał się nieaktualny, bo mały ruch przygraniczny z Obwodem
Kaliningradzkim istniejący od 2012 roku został nagle jednostronnie przerwany
przez stronę polską w 2016 roku i nie został przywrócony do tej pory, mimo
nacisków polskich przygranicznych samorządów i przedstawicieli branży
turystycznej oraz handlowej, którzy zarabiali kokosy na przyjeżdżających do
Polski Rosjanach.
-
Kto chce poznać Rosję, niech zacznie od Obwodu Kaliningradzkiego – uważa autor
tej książki i dodaje, że Kaliningrad to taka Rosja na dotknięcie ręki; okolice
bliskie, łatwo można tam dojechać bez zbędnych formalności i szybko wrócić. Dzisiaj,
jak wiemy, niestety, nie jest to już możliwe.
W
„Kaliningradzie bez wizy” czytamy na początku o złożonej przeszłości tej
rosyjskiej eksklawy, czyli terytorium położonego w oddzieleniu od głównego
terenu Rosji. Dawniej ziemia ta nazywała się Sambia i władali nią Prusowie, potem
Krzyżacy, później było to terytorium państwa pruskiego, a od końca II wojny
światowej – Związku Radzieckiego. Wprawdzie autor o tym nie wspomina, ale przy
okazji warto przypomnieć niedawno ujawnione szokujące fakty, że podobno dawny
Konigsberg i okolice mialy początkowo przypaść Polsce jako część naszych Ziem
Odzyskanych. Wiosną 1945 roku, zaraz po wyzwoleniu tego obszaru, pojechały tam nawet
małe grupy Polaków mających zakładać tam polskie struktury administracyjne.
Chodzą słuchy, że sprowadzono tam nawet pierwszych polskich osadników. Ale
wkrótce Stalin zmienił zdanie i zostawił ten łakomy kąsek dla siebie. Osadników trzeba było przesiedlać do Polski.
Książka
Adama Hlebowicza nie powstała od razu, jest owocem wielu wizyt autora w
Obwodzie Kaliningradzkim, który zrobił imponującą rundę po tamtejszych muzeach
i miejscach godnych uwagi. Jego zdaniem, koniecznie trzeba zobaczyć m. in.
takie miejsca jak:
- muzeum historii miasta
(Frydlandzkie Wrota) w Kaliningradzie, to stamtąd właśnie pochodzi posąg
krzyżackiego rycerza zdobiący okładkę tej książki;
- sobór Chrystusa Króla
w Kaliningradzie;
- muzeum „Blindage” w
Kaliningradzie;
- muzeum światowego oceanu w Kaliningradzie;
- muzeum
historyczno-artystyczne i galerię sztuki w Kaliningradzie;
- kombinat wydobycia
bursztynu w Jantarnym oraz tamtejsze muzeum bursztynu;
- „tańczący las” w Morskoje na Kosie Kurońskiej;
- muzeum floty bałtyckiej w Bałtijsku;
- zamek krzyżacki w
Czerniachowsku;
- pałac w
Żeleznodorożnym, dawną siedzibę pruskich arystokratów;
- pomnik więżniów
pomordowanych przez Niemców w Jantarnym;
- kościół z XIII wieku
w Guriewsku;
- pomnik ofiar
hitlerowskiego terroru w Gromowie (Hohenbruch) - zginęło tam wielu Polaków
uwięzionych tutaj przez Niemców na samym początku II wojny światowej i potem rozstrzelanych,
wśród których był słynny działacz polonijny z Warmii Seweryn Pieniężny.
Warto dodać, że
Hlebowicz pisze o Rosji i o spotkaniach z Rosjanami z wielką sympatią i bez
uprzedzeń. Widać, że jest zafascynowany rosyjską kulturą, kuchnią i tą
specyficzną prusko-rosyjską atmosferą, jak wytworzyła się po II wojnie
światowej w Kaliningradzie. Na koniec podaje przepis na marynowane pomidory po
rosyjsku, którymi się zachwycał po tamtej stronie granicy. Książkę czyta się
szybko, lekko i przyjemnie.
A teraz czekamy na to,
że rząd polski przywróci z powrotem mały ruch przygraniczny z Obwodem Kaliningradzkim!
Chciałoby się pojechać do tej Rosji na wyciągnięcie dłoni, a nie można… W
każdym razie – ja bym pojechała!
Hlebowicz
Adam, „Kaliningrad bez wizy”, wyd. Oskar, Gdańsk 2012
Byłam niedawno. Szukałam polskich i literackich śladów. Co znalazłam, możecie zobaczyć tu: http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/search/label/Kaliningrad
OdpowiedzUsuńDzięki za info i linka. Zaraz zajrzę!
Usuń