„Soból
i panna” Józefa Weysenhoffa to najsłynniejsza polska powieść myśliwska, dzisiaj
już nieco zapomniana. Odkurzyłam ją sobie, bowiem przeczytałam niedawno
wspomnienie Tomasza Zana o tym, jak we wczesnej młodości słuchał autora
czytającego kolejne rozdziały tej powieści.
Mam
ogromne poczucie winy, bowiem powinnam była przeczytać tę książkę przeszło trzydzieści
lat temu, na egzamin z literatury Młodej Polski, ale – ponieważ nic wtedy
jeszcze nie wiedziałam o Kresach wschodnich - nie zrozumiałam jej wtedy
zupełnie. W ogóle mnie nie zainteresowała, a wręcz znudziła i pewnie nigdy bym
po nią ponownie nie sięgnęła, gdyby nie niedawna lektura książki Wojciecha
Wiśniewskiego „Ostatni z rodu. Rozmowy z Tomaszem Zanem”, o której pisałam tutaj
Tak
to właśnie nieraz literackie tropy wiodą czytelnika od jednej ksiażki do
drugiej.
Józef
Weysenhoff, wuj Tomasza Zana, opisał w „Sobolu i pannie” świat, którego już nie
ma. Uwiecznił ludzi, zwierzęta, krajobrazy i zdarzenia na dawnej Litwie, w
okolicy Rakiszek w okręgu poniewieskim. I jeśli będziemy czytać tę powieść jako
zapis tamtego świata, to od razu stanie się ona bardziej interesująca. Nie
należy jednak szukać w niej romansu, bo ten jest tutaj mniej ważny, a do tego
blady i schematyczny.
A
więc do rzeczy!
Akcja
tej powieści z kluczem dzieje się tuż przed I wojną światową. Młody student z
Wilna Michał Rajecki przyjeżdża na wakacje do swego majątku w Jużyntach. Spędza
lato na wspólnym polowaniu z sąsiadem z Gaczan, nieco starszym od siebie
Stanisławem Pucewiczem. Pierwowzorem Pucewicza był inflacki baron Piotr Rozen,
który wraz z młodym Tomaszem Zanem i innymi sąsiadami w początkach XX wieku słuchał
wieczorami przy kominku w Duksztach (majątku Zanów), jak autor czyta kolejne odcinki powstającej
powieści.
W
czasie polowania bohaterowie powieści przypominają sobie starą polską pieśń
łowiecką „Pojedziemy na łów, towarzyszu mój”, w której jest mowa o tym, że na
polowaniu można spotkać i zwierzynę, i dziewczynę.
Dalej
dzieje się tak, jak w tej pieśni. Myśliwi znajdują piękną, 17-letnią litewską
chłopkę, Warszulkę Łaukinisównę rwącą orzechy z „pańskiego” krzaka. No i wtedy
jakaś iskra przeskakuje pomiędzy paniczem Michałem a Warszulką. Zawiązuje się
między nimi jakieś porozumienie, ale – jak już wspomniałam – ten romans jest
oparty na schemacie „panicz i dziewczyna” i nigdzie nie wychodzi poza tenże
stereotyp. Tu jest ilustracja tego wątku powieściowego, której autorem jest
Henryk Weysenhoff, kuzyn autora:
Ale
przecież nie o ten romans przecież chodzi w tej powieści, ale o pokazanie całej
palety różnych barwnych typów ludzkich, jakie Michał spotyka podczas
wakacyjnych polowań na Litwie i nie tylko. Każdy z rozdziałów jest bowiem
opisem kolejnego polowania i właściwie poszczególne rozdziały można czytać jako
odrębne opowiadania. Mnie najbardziej przypadła do gustu opowieść o Trembeliszkach
i zimowym polowaniu Stanisława Pucewicza w tej okolicy. Jest to po prostu
narracyjny majstersztyk!
W
ogóle, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona „Sobolem i panną”. Nie sądziłam, że
lektura tego szacownego zabytku literackiego przyniesie mi tyle radości, przyjemności
i wzruszeń estetycznych. Całość jest napisana pięknym językiem, cudowną
polszczyzną, przy czym nawet liczne opisy przyrody nie nudzą, tylko dodają
całości kolorytu. Jako miłośniczka psów zauważyłam, że z ogromną miłością pisze
autor także o wiernych pomocnikach myśliwego, o tych dzielnych psach
myśliwskich, które nawet troszeczkę personifikuje, przypisując im prawie ludzie
cechy i zdolność myślenia. Jakież to rozczulające! I chyba dzięki Weysenhoffowi
przekonałam się do polowań! Zdaje się, że one wcale nie są takie nudne. Kiedyś
myślałam, że to tak jak zbieranie grzybów czy jagód, że myśliwi tylko snują się
ze strzelbą po lesie… A to przecież niesie ze sobą tyle niezwykłych wrażeń, przeżyć i pięknych
widoków. W końcu cała nasza sarmacka kultura związana była z polowaniami!
Na
koniec chciałabym dodać, że – jak zwykle – szukałam sobie w sieci wieści o tym,
gdzie są miejscowości opisane w powieści i co tam się teraz dzieje. Z ogromną
przyjemnością donoszę, że literackie Gaczany rodu Pucewiczów z „Sobola i panny”
istnieją naprawdę. Właśnie tam powstała inna powieść Weysenhoffa, czyli "Puszcza". Do II wojny światowej mieszkał tam Piotr Rozen, czyli
pierwowzór powieściowego Stanisława Pucewicza. Potem byli tam Sowieci, Niemcy i
znowu Sowieci. Piotr Rozen i jego syn Antoni musieli opuścić rodzinny dom. Ale
historia plecie niezwykłe zakończenia. Po wielu latach okazało się, że Antoni
Rozen, który nigdy nie zrzekł się litewskiego obywatelstwa, może odzyskać swój
rodowy majątek od rządu litewskiego. I oto, po różnych perypetiach, Gaczany
znowu należą do Rozenów! Od paru lat jest tam pensjonat, który reklamuje się
jako „polski dwór na Litwie”. A to jest strona tegoż pensjonatu, zajrzyjcie:
Weysenhoff Józef, „Soból i panna”, wyd. Świat Książki, Warszawa 2007
Żródło
ilustracji: Wikipedia, File:Sobol
i panna by Weyssenhoff.jpg
Coś mi ten tytuł mówi.
OdpowiedzUsuńMoże mignął Ci gdzieś na studiach?
UsuńPewnie w podręczniku do literatury.
Usuń