Oglądacie
czasem seriale filmowe po nocach? Ja czasem wpadam w taką fazę. Właśnie
ostatnio mi się to przydarzyło. Przez te upały w dzień czytać nie można, nic
robić nie można, w ogóle myśleć nie można. Nocami jest trochę chłodniej. W
mieszkaniu przeciąg, jest przyjemnie i nieco chłodniej, można się czymś zająć.
No to szukam na YT ruskich seriali i oglądam po parę odcinków na raz.
Dlaczego
ruskich? Po pierwsze dlatego, że są fajne i lubię ich klimat. Po drugie dlatego,
że są to chyba jedyne seriale dostępne w Internecie w całości, bez żadnych
ograniczeń i całkowicie legalnie. Na YT wrzucają je bowiem same wytwórnie
filmowe. Taki to kraj Rosja (a także Ukraina i Białoruś) – żadnych tam praw
autorskich, prawie cała kultura legalnie udostępniona ludziom. Jedyne rosyjskie
filmy, których nie można obejrzeć w sieci legalnie to te, które były robione w
koprodukcji z firmami amerykańskimi, bo i tak się zdarza. Amerykanie nie
pozwalają. Ale Rosjanie? A także Ukraińcy i Białorusini? Voila! Oglądajcie
sobie co chcecie! Nie mówię już o tym, że prawie cały swój dorobek wrzuciły do
sieci stare radzieckie wytwórnie filmowe z Moskwy (Mosfilm) i Leningradu. W ten
sposób cała klasyka kina radzieckiego, w tym takie hity jak „Lecą żurawie”, „Ballada
o żołnierzu” czy „Białe słońce pustyni” jest dostępna dla widza dosłownie na
jedno kliknięcie. Oczywiście, w oryginale.
Weźmy np. taką
międzynarodową firmę Star Media założoną przez ukraińskiego producenta filmowego
Władysława Raszyna, która ma swoje biura w Rosji, na Ukrainie i w Wielkiej
Brytanii. Star Media robi wiele ciekawych seriali na rynek rosyjski, białoruski
i ukraiński i chyba wszystkie te seriale można obejrzeć na ich koncie na YT.
Jest ich tak dużo, że naprawdę trudno się zdecydować, co oglądać. Ostatnio,
kiedy szukałam czegoś ciekawego do oglądania, natrafiłam na bardzo ciekawy serial
„Oficerskie żony” z 2015 roku w reżyserii Dmitrija Petrunia. Autorkami
scenariusza są Natalia Szymborecka i Jelena Bielenko. Widziałam 12 odcinków.
Oglądanie zajęło mi parę nocy.
Dlaczego mnie
zainteresował ten serial? Przyciągnęło mnie określenie „saga rodzinna” w opisie
tego filmu, bo ja jestem pies na sagi. Jest to długa, wielowątkowa opowieść o ciężkim
losie żon radzieckich oficerów w okresie od początku lat czterdziestych XX
wieku do początków sześćdziesiątych. Film porusza naprawdę trudne sprawy takie
jak: represje stalinowskie przed wybuchem wojny ojczyźnianej (Rosjanie tak
nazywają II wojnę światową), aresztowania,
przesłuchania, łagry, kwestie mieszkaniowe, prześladowanie rodzina
aresztowanych oficerów, atak Niemiec hitlerowskich na Związek Radziecki, życie
mieszkańców oblężonej Moskwy, życie pod okupacją niemiecką na terenach
okupowanych, działalność partyzantów radzieckich na okupowanej Ukrainie, pobyt wojsk radzieckich w Niemczech wschodnich
tuż po II wojnie światowej, pobyt niemieckich jeńców w ZSRR po II wojnie
światowej i dalsze życie w Związku Radzieckim aż do wylotu w kosmos Jurija
Gagarina.
Cała warstwa
historyczna tego serialu jest znakomicie podana i zgodna z prawdą, to znaczy z
tym, co czytamy w książkach historycznych i pamiętnikach z epoki. Nie
zauważyłam tam ani jednego przekłamania. No i ta cała wielka historia jest
tłem, na którym rozgrywają się losy moskiewskiej rodziny Antonowych, a potem
także Tieriechowych. Rodzina jest duża i trochę jakby patchworkowa, bo prócz
trojga Antonowych (mąż oficer, jego żona i córka Nadia Tieriechowa z mężem i
dziećmi) należą do niej także „domrabotnica” (niania) Głasza, przyjaciółka pani
domu Masza (z arystokratycznej rodziny, też żona oficera oraz wieźniarka
łagrów), jej córka Katja, a także spora grupka przyjaciół i znajomych. Trochę
to wszystko przypomina serial „Moskiewska saga” zrobiony według prozy Wasilija
Aksjonowa. Jest tu także coś z klimatu niezapomnianego filmu "Spaleni słońcem" w reżyserii Nikity Michałkowa.
Cała
historia jest, jak to się mówi, „życiowa”. Jest tam pokazane życie codzienne i
trudne warunki bytowania w ZSRR, ale przede wszystkim jest miłość, przyjaźń, wierność
i poświęcenie. Scenarzystki i reżyser pokazali tu wojnę od strony kobiecej,
choć nie jest to dzieło feministyczne. Ten serial to raczej taki filmowy pomnik
postawiony dzielnym, lojalnym kobietom, które trwały przy swoich mężczyznach
mimo wielkich przeciwności losu. Bycie żoną oficera za czasów stalinowskich
było bowiem niebezpieczne, ponieważ jak męża aresztowano, to zaraz potem za
kraty mogła trafić również jego żona, zaś dzieci szły do domu dziecka, który do
złudzenia przypominał łagier dla małoletnich. Wiele żon nie wytrzymywało tego
napięcia i ze strachu szybko rozwodziły się z aresztowanymi mężami, zmieniały
nazwisko i środowisko, przeprowadzały się w miejsca, gdzie ich nikt nie znał.
Taka była norma i nikt się temu nie dziwił. Zdaje się, że do wyjątków należały
te żony, które trwały przy mężach, same narażając się przy tym na aresztowanie.
Pochwaliłam scenariusz
i reżyserię, tak samo w tonie pochwalnym mogę się wyrazić o grze aktorów tego
serialu. Najważniejsze role grają Marija Poroszyna (znana polskim widzom z roli
matki Anny German w serialu o tej piosenkarce) i Olga Arntgolc. Właściwie
wszyscy grają dobrze, jednak mnie najbardziej ujęła Witalina Bibliw, czyli
wykonawczyni roli niani Głaszy, która stworzyła niezapomnianą postać zwykłej,
dobrej i ciepłej ruskiej baby z sercem na dłoni. W zestawie aktorskim jest też
polski akcent, czyli nasz aktor Paweł Deląg, który od lat gra w Rosji,
przeważnie w serialach o tematyce wojennej i przeważnie role Niemców, choć
urodę ma raczej śródziemnomorską a nie aryjską. Tutaj Deląg jest „dobrym Niemcem” (to nowość
w rosyjskich serialach wojennych!), niemieckim lekarzem, który znajduje na
ulicy ranną Katję (została zrzucona na spadochronie za linię frontu, na
okupowaną Ukrainę, ma tam współpracować z podziemiem jako radiotelegrafistka).
No i ten Deląg, to znaczy ten niemiecki lekarz zakochuje się w Katji z
wzajemnością (choć z jej strony to jest raczej taka „hass-liebe”) i tak dalej,
i tak dalej…
Jedyny minus
jest taki, że akcja serialu dotyczy wielu lat, zaś aktorzy prawie nie zmieniają
się. No, może tylko Marija Poroszyna dostała trochę siwej farby na swoje blond
włosy, ale reszta przez cały czas wygląda prawie tak samo. To jakaś oszczędność
na makijażu i charakteryzacji czy co? Można było chyba trochę niektórych nieco
postarzyć?
No i tak…
Dlatego
właśnie dobrze jest znać język rosyjski, by oglądać takie seriale w oryginale :)))
Chociaż, zdaje
się, że ten serial chodził w jakiejś polskiej telewizji jako „Żony oficerów”,
więc chyba ścieżka dźwiękowa została przetłumaczona na język polski. Tylko nie
mogę znaleźć tego kanału telewizyjnego, gdzie był pokazywany. Chyba jakiś
niszowy.
Jeszcze taka
ciekawostka…
Zadziwiające
jest to, że ten serial jest prawnie zakazany na Ukrainie! Zupełnie nie rozumiem
dlaczego. Został przecież zrobiony przez zespół ukraińsko-rosyjski, grają w nim
ukraińscy aktorzy (np. Witalina Bibliw to aktorka z Kijowa, scenarzystki też
chyba są ukraińskie) i w ogóle złego slowa się tam nie mówi o Ukraińcach. Ale
cóż, widać „chachły” (jak ich zwykle nazywają w Rosji) mają jakieś dziwne gusty,
a może raczej uprzedzenia. Parę lat temu np. zakazali pokazywania na Ukrainie
znakomitego serialu „Biała gwardia”, czyli trzeciej z kolei ekranizacji
powieści Michaiła Bułhakowa „Biała gwardia”. I też nie wiem dlaczego. Podobno
było tam coś, co ich obrażało. Ale co?
A tu macie
ten serial na YT na stronie kinokampanii Star Media. Zerknijcie:
Ten obrazek
na początku postu tak mi się jakoś skojarzył z tym serialem. Malował Ilia
Riepin w końcówce XIX wieku, nosi tytuł „Nie żdali” (Nie czekali/Nie
oczekiwali). Pamiętam, że był w moim podręczniku do języka rosyjskiego w
liceum, analizowaliśmy go na lekcjach. Przedstawia nieoczekiwany powrót ojca
rodziny z katorgi na Syberii, gdzie został wysłany jako więzień polityczny.
Rodzina już go nie czekała, a on nagle wrócił. Przejmujący obraz i pokazujący
tę typową dla Rosji tradycję więźniów politycznych i zsyłek na Sybir.
Źródło ilustracji: Wikipedia, File:Ilya Repin Unexpected visitors.jpg
Dziekuje za interesujacy przeglad serialu! Jego temat jest na pewno wazny. Jednak mysle - i pamietam, ze nie cale zycie radzieckie bylo aresztami, cierpieniem, lagrami stalinowskimi. Na pewno nowy uklad, unikalny eksperyment w spoleczenstwie, nieznany dotad w swiecie, wymagal swoich ofiar, ktore tez mogly byc - i nierzadko byly - wrogami systemu, ale zycie poza tamtymi okolicznosciami tez istnialo. Oddzielnie powiem, ze tez jestem bardzo wdzieczna Rosji za to, ze moge ogladac wszystko, wlaczajac filmy zagraniczne, jakie w oryginalu nie sa dostepne. O Ukrainie i Bialorusi w tym aspekcie nic nie wiem, a i nie dbam wiedziec, bo to juz jest zbyteczne. Dziekuje, przyjaciolko!
OdpowiedzUsuńTam trochę tez jest tego "normalnego" życia nie związanego z represjami stalinowskimi. Ale mało. Twórcy skupili się głównie na tych ciężkich aspektach.
UsuńWażny wątek podjęłaś, Nadiu - zagraniczne filmy w rosyjskiej wersji językowej! Różne dobre współczesne filmy zachodnie też można oglądać po rosyjsku i też legalnie!
Ja nie dlatego uczę się języka rosyjskiego, by to ogladąć. Uczę się, bo jestem zakochana w brzmieniu tego języka!
Te filmowe przyjemności to tylko efekt uboczny tej nauki:)))
Dzięki za film,poszukam.Najpierw uporam się z przetworami,bo znając siebie to będę tylko oglądać,a wszystko pójdzie precz z oczu.Muszę sporo zrobić przetworów,żeby potem w zimie nie biadolić.Kupuję warzywa/owoce od rolników na bazarku.Ogórki kończą się,pomidory też,a papryka we wrześniu podrożeje.Więc muszę robić.Pozdrawiam.
UsuńJasne! Przetwory ważna rzecz! My już mamy ogórki zakiszone na zimę, teraz jeszcze inne warzywa. A przede wszystkim leczo - w dużych ilościach.
UsuńSłodkich przetworów, typy dżemy, konfitury - już nie robimy.
No wlasnie :) Tez kocham jezyk rosyjski. Obecnie nie ma zbyt wielu mozliwosci, by mowic i slyszec tego jezyku. Ogladanie filmow nie jest jednak efektem ubocznym, a raczej zrodlem uzbogacenia wiedzy jezykow (to zreszta ogromnie pomaga mnie w utrzymaniu wiedzy jezyka polskiego na porzadnym poziomie, a i kino polskie kiedys bylo wspaniale). Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńNadiu, kochana, Twój polski jest o wiele lepszy niż mój rosyjski :)))
UsuńA miałam się uczyć od Ciebie!
Ale wiesz, ja tu ostatnio u siebie stale słyszę i widzę Rosjan. Ostatnio nawet rozmawiałam z pewną panią na ulicy, której akurat zebrało się na fotografowanie mojej zabytkowej kamienicy. Powiedzialam, że ja "zdies' żywu", ona na to, z którego roku pochodzi ten dom. Ja: że z 1901. Mam nadzieję, że dobrze powiedziałam liczebnik po rosyjsku. Zawsze miałam z tym kłopot.
Do nas wielu Rosjan przyjeżdża z Obwodu Kaliningradzkiego. Latem najwięcej!
Pamiętam z dzieciństwa "Lecą żurawie", zwłaszcza scenę, w której bohaterka czekała na peronie na ukochanego, który już nie żył. Strasznie to wtedy przeżyłam. W ogóle ruskie filmu kojarzą mi się z rozrywanym sercem. Może jestem masochistką, ale lubię to.
OdpowiedzUsuńMnie też się tak kojarzą. Oni potrafią robić takie filmy, że człowiek łzy tak leje, że nie widzi, na co patrzy :)))
UsuńNajbardziej właśnie płakalam właśnie przy tej scenie na peronie ("Lecą żurawie"), o której piszesz. Ale płakałam też bardzo na filmach Michalkowa "Spaleni słońcem", część 2 i 3, tam są takie niesamowite sceny z miną, która może wybuchnąć. No i oczywiście "Gorzki romans", to mnie zawsze wzrusza. W ogóle - Michałkow wygrywa u mnie wszelkie rankingi.
Ach,zapomniałam,że nie nie znasz mego nicka - moherowy beret/inaczej Liliana z fejsa.
OdpowiedzUsuńAch, witaj Liliano!
UsuńMoherowy beret!
Dobre!
Ja chyba też powinnam się tak nazwać :)))
Ciekawe co ich obrażało? A 'Lecą żurawie' oglądałam legalnie online na chyba niemieckiej stronie z angielskimi napisami, bo po polsku ten film jest niedostępny. W ogóle yt wyrzuca stare filmy.
OdpowiedzUsuńWyrzuca?
UsuńJa tam zawsze coś ciekawego, starego znajduję. Przeważnie szukam w oryginale, bo to zawsze przy okazji człowiek trochę się osłucha z obcym językiem.
No i różne perełki można też wykopać na Yandeksie, takim ruskim Guglu.
A, bo my o innych filmach mówimy. Ja myslę o starych MArple itd.
UsuńStare Marple to usuwają pewnie ze względu na prawa autorskie. Może ktoś się dopatrzył i doniósł do wytwórni, albo jakieś roboty przeszukują? Też bym obejrzała starą Marple!
UsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń