„Portret
Klementyny” Magdaleny Jastrzębskiej to urocza biografia Klementyny z Kozietulskich
Walickiej-Wichlińskiej (1783-1862), właścicielki pałacu w Małej Wsi w powiecie
grójeckim. Jest to kolejna książka nad wyraz pracowitej autorki, która
specjalizuje się w biografiach dam z dawnych epok. Czyta się ją niczym powieść
z epoki!
Klementyna
z Kozietulskich była siostrą słynnego polskiego szwoleżera Jana Kozietulskiego (wyżej na ilustracji),
który w 1808 roku poprowadził słynną szarżę w wąwozie Samosierry, która wojskom
cesarza Napoleona otworzyła drogę na Madryt. Samosierra to niebezpieczny górski
wąwóz, gdzie różnica wysokości na małym odcinku wynosi 200 metrów. Nikt nie
mógł go zdobyć. Udało się to dopiero szalonym i bitnym Polakom jeżdżącym konno
najlepiej ze wszystkich żołnierzy napoleońskich.
Tak
to wyglądało:
Tak
więc, brat wojował, a jego siostra w młodym wieku została wydana za mąż za
sporo od siebie starszego Józefa Walickiego, dziedzica na Małej Wsi, i miała z
nim kilkoro dzieci. W młodości była niezwykle piękna, co dobrze widać na
portrecie widocznym na okładce tej książki. Jest to obraz malowany przez
austriackiego malarza Józefa Grassi. I właśnie ten portret, w którym zakochała
się Autorka, stał się przyczyną napisania tej książki! Przez długie lata wisiał
w pałacu w Małej Wsi, potem jakaś pruderyjna wnuczka czy prawnuczka wyrzuciła
go na strych ze względu na gorszące obnażenie ciała prababki, później ktoś z
rodziny odkrył go na tym strychu i znów powiesił na ścianie salonu. Obecnie
portret znajduje się nie w rękach rodziny lecz w muzeum i tam właśnie
wypatrzyła go Magdalena Jastrzębska.
Po
śmierci Józefa Walickiego Klementyna przez pewien czas była wdową. Ciągle
piękna i atrakcyjna, opędzić się nie mogła od adoratorów. Kochał się w niej sam
generał Józef Zajączek, namiestnik Królestwa Polskiego. O, ten pan:
Ona
jednak po namyśle oddała swe serce i rękę Piotrowi Wichlińskiemu, z którym od
lat była zaprzyjaźniona. Wspólnie wychowali jej dzieci i wnuki. Potomkowie
Klementyny poprzez mariaże weszli do najświetniejszych rodzin polskich, a także do historii
literatury polskiej, bo niektórzy z nich zostawili po sobie ciekawe pamiętniki,
jak np. Zdzisław Morawski, autor książki „Gdzie ten dom, gdzie ten świat”, syn
ostatnich właścicieli Małej Wsi (znam również tę książkę i polecam!).
Prócz
wybitnej urody i sławnego brata piękna Klementyna z Małej Wsi nie wyróżniła się
niczym szczególnym na tle ówczesnego społeczeństwa. Nie dokonała wielkich
czynów, nie napisała też żadnych książek. Zostawiła tylko po sobie tony
korespondencji. Należała przecież do kobiet z pokolenia Jane Austen, a te nade
wszystko kochały pisać. Przez całe życie pisała listy do rodziny i
przyjaciół. Była typową przedstawicielką polskiego zamożnego ziemiaństwa z
początków XIX wieku. Autorka tej książki pokazuje jednak, że owa typowość i
przeciętność Klementyny może być interesująca dla kogoś badającego życie
codzienne i obyczaje tamtej epoki.
Dzięki
detektywistycznemu wręcz podejściu Autorki do biografii Klementyny obserwujemy,
jak młoda dama na przełomie XVIII i XIX wieku tańczy na balach, jak z całą
Warszawą podgląda rozwijający się romans cesarza Napoleona i Marii Walewskiej,
jak podróżuje za granicę, jak się stroi w modną odzież, jak urządza swój dom i
ogród, jak rosną jej dzieci i wnuki, a wreszcie jak wygląda jej dzień codzienny
w mieście i na wsi. Znajdziemy tu morze
ciekawych informacji o życiu kobiet z wyższych sfer w tamtej epoce. Autorka z
cierpliwością archeologa wydobyła je z dawnych dokumentów, a przede wszystkim z
rękopisów różnych listów Klementyny, które do dzisiaj są przechowywane w
polskich archiwach.
Magdalenę
Jastrzębską znam wirtualnie od ładnych paru lat jako autorkę ciekawego bloga „O
biografiach i innych drobiazgach” bioggraff.blogspot.com/
Mam również pewne pojęcie o jej książkach. Do tej pory czytałam „Panią na Złotym Potoku. Opowieść o Marii z Krasińskich Raczyńskiej” oraz „Panie kresowych siedzib”. Planuję lekturę kolejnych publikacji, a raczej nadrobienie zaległości. Z uwagi na moją fascynację Kresami chciałabym przede wszystkim przeczytać „Listy z Kresów. Opowieść o Józefie z Moszyńskich Szembekowej” oraz „Siostry Lachman, piękne nieznajome”. Interesuje mnie również książka, która właśnie powstaje, to jest opowieść o Zdzisławie Lubomirskim, prezydencie Warszawy i członku Rady Regencyjnej po I wojnie światowej. Jak się okazuje, Zdzisław Lubomirski także był jednym z potomków pięknej Klementyny.
Mam również pewne pojęcie o jej książkach. Do tej pory czytałam „Panią na Złotym Potoku. Opowieść o Marii z Krasińskich Raczyńskiej” oraz „Panie kresowych siedzib”. Planuję lekturę kolejnych publikacji, a raczej nadrobienie zaległości. Z uwagi na moją fascynację Kresami chciałabym przede wszystkim przeczytać „Listy z Kresów. Opowieść o Józefie z Moszyńskich Szembekowej” oraz „Siostry Lachman, piękne nieznajome”. Interesuje mnie również książka, która właśnie powstaje, to jest opowieść o Zdzisławie Lubomirskim, prezydencie Warszawy i członku Rady Regencyjnej po I wojnie światowej. Jak się okazuje, Zdzisław Lubomirski także był jednym z potomków pięknej Klementyny.
Najbardziej
podziwiam u Magdy Jastrzębskiej to, że tak się orientuje w tych wszystkich
zawiłościach genealogicznych polskiej arystokracji z okresu XIX-XX wiek. Nie
znam chyba żadnej innej osoby (z tych obecnie piszących książki), która by tak umiała
odnaleźć się w gąszczu tych wszystkich rodowych koligacji. Magda zawsze wie,
kto z kim, kiedy, gdzie i dlaczego… Do tego jeszcze zna tajniki nie tylko polskiej arystokracji,
ale również europejskiej, bo nasi przecież zawierali małżeństwa z cudzoziemcami
i na odwrót.
Moje
wrażenie budzi również niezwykła kultura słowa widoczna w pisarstwie Magdy (jej
książki są napisane pięknym i precyzyjnym językiem), no i niesamowita wręcz pracowitość.
Tak trzaskać co roku jedną książkę, siedzieć w tych archiwach, jeździć w różne
miejsca, zwiedzać zabytki związane z różnymi ludźmi, czytać te ozdobne,
kaligraficzne listy pisane często w różnych językach i wysnuwać z nich różne
opowieści – to naprawdę nie byle co! A zdaje się, że Magda jeszcze gdzieś tam
pracuje zawodowo, zaś to pisanie książek to nie jest jej główne zajęcie.
W
posiadanie książki o Klementynie weszłam drogą wymiany. To znaczy ja wysłałam
Magdzie jakiś stary pamiętnik polski wygrzebany gdzieś w antykwariacie, a ona w
zamian przysłała mi swoją publikację z dedykacją:
Jastrzębska
Magdalena, „Portret Klementyny”, wyd. LTW, Łomianki 2017
Ale mi sprawiłaś piękną niespodziankę tą recenzją. Aż się wzruszyłam, tyle tu dobrych słów :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, takie bohaterki, nazwijmy je - zwyczajne, mogą być niezwykle interesujące. A badanie ich losów, na tle epoki - fascynujące.
Z piękną Klementyną nie pożegnałam się literacko, bo - jak wspomniałaś - teraz będzie czas na jej prawnuka - Zdzisława. Niebawem rozpoczną się prace redakcyjne nad nową książką.
Wiesz, jak książka dobra, to i recenzja jest pochwalna ;)))
UsuńZapomniałam tam napisać, że podobały mi się w tej książce także wstawki o życiu kulturalnym Warszawy w I połowie XIX wieku, a zwłaszcza te dotyczące Marii Wirtemberskiej i jej pałacu.
Coś mi się zdaje, że muszę blizej przyjrzeć się twórczości pisarki, którejzupełnie nie kojarzę. Za to powieści biograficzne uwielbiam odkąd przeczytałam pierwszą ksiażkę Bidwella. Zaraz pędzę na polecany tu blog!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogę zachęcić do czytania bloga Magdy Jastrzębskiej. Ja też poznałam jej twórczość właśnie dzięki temu blogowi o biografiach.
UsuńPozdrawiam!