Translate

poniedziałek, 2 lipca 2018

Sana Krasikov, „Patrioci”




Chcecie wiedzieć, jak wyglądało od środka życie żydokomuny w ZSRR i w Rosji? Zostało to dość dokładnie opisane od środka przez młodą amerykańską pisarkę, Sanę Krasikov, która urodziła się jako Żydówka w Związku Radzieckim i w wieku ośmiu lat wyemigrowała z rodzicami do Stanów Zjednoczonych. 

Ta powieść to historia dwudziestowiecznych europejskich Żydów stojących w emocjonalnym rozkroku pomiędzy Rosją i Związkiem Radzieckim z jednej strony oraz Ameryką z drugiej. Jakiego kraju patriotami są Żydzi? Rosji czy Ameryki? A może przynależą do Izraela, którego początki także są tu wspomniane? Czy Żydzi w ogóle mają wobec kogokolwiek obowiązek być patriotami? Czy najważniejsze jest, by w ogóle udało się im przetrwać biologicznie, zdradzając po drodze wszystkich i wszystko, tak jak bohaterka tej opowieści? Czy kraj, który uznają za swój, ma jakieś obowiązki wobec nich i jak je wypełnia? Gdzie w ogóle jest ich ojczyzna? Oto pytania, na które próbuje odpowiedzieć ta książka. 

„Patrioci” to ogromnych rozmiarów saga rodzinna rozpisana na wiele głosów i dziejąca się w kilku płaszczyznach czasowych. Jej bohaterowie to Florence Fein, jej syn Julian i wnuk Lonia, zwany z amerykańska Lenny.

Przodkowie Florence to Żydzi, którzy w XIX, a może już w XX wieku, wyemigrowali z Rosji do USA za chlebem. Ona sama jest przedstawicielką drugiego lub trzeciego pokolenia amerykańskich Żydów. Jej rodzina jest już dobrze ustawiona w Ameryce, ojciec sporo zarabia, ona studiuje matematykę na dobrym uniwersytecie. Ale w czasie wielkiego kryzysu w Ameryce też jest już gorzej. Rodzina ma już mniej pieniędzy. Florence musi przerwać studia i pójść do pracy. Zatrudnia się w biurze założonym w Stanach Zjednoczonych przez przedstawicieli radzieckiego przemysłu (a także jednocześnie wywiadu gospodarczego). Pracując tam poznaje przystojnego inżyniera rosyjskiego, w którym zakochuje się bez pamięci. Kiedy Rosjanin wróci do ojczyzny, ona po pewnym czasie podąży za nim, powiększając w ten sposób szeregi naiwnych Amerykanów zarażonych komunizmem. Na statku płynącym do Europy poznaje jeszcze jedną młodą amerykańską Żydówkę jadącą także do ZSRR. 

Nie chciałabym za dużo zdradzać z fabuły tej powieści (choć to nie fabuła jest właściwie najważniejsza w tej książce), ale ten romans z Rosjaninem jakoś Florence nie wychodzi. Później wiąże się z młodszym od siebie amerykańskim Żydem, który także przyjechał do ZSRR zachwycony komunistyczną ideologią i dostał pracę w anglojęzycznej redakcji agencji TASS. 

Florence szybko dowiaduje się, że kraj bolszewików nie wypuszcza nikogo ze swoich objęć. Kobieta zostaje wkrótce pozbawiona swojego amerykańskiego paszportu. W ten sposób traci swoje cenne amerykańskie obywatelstwo i staje się po prostu Florą Salomonowną Fejn, to jest zwykłą, szarą obywatelką sowieckiego imperium. Musi żyć tak jak inni ludzie sowieccy, dzieląc ich troski i kłopoty. A nie jest lekko: zatłoczone mieszkania (komunałki), wszechobecni szpiedzy (całe społeczeństwo szpiegujące się nawzajem), braki w zaopatrzeniu, aresztowania, wywózki, łagry i tak dalej. 

Wątek fabularny Florence przeplata się z wątkami opowiadającymi o losach jej syna i wnuka, którzy wyemigrowali ze Związku Radzieckiego do Ameryki, by potem wrócić już do Rosji Jelcyna i Putina, by robić tam różne interesy i zarabiać grube pieniądze. Ostrzegam: te wątki współczesne są o wiele mniej interesujące niż wątek babci Flory. 

Streszczenie tej powieści wydaje się ciekawsze niż ona sama. Przyznam się, że ledwo przebrnęłam przez tę książkę. Wiele razy miałam ochotę porzucić tę lekturę i grzęzłam w niej, bo jest to utwór długi, rozwlekły, nużący i przegadany. Autorce udała się tu rzecz niebywała: ciekawą, dramatyczną historię swej bohaterki przedstawiła bez najmniejszej domieszki sensacyjności czy dramatyzmu. Przez to czyta się to strasznie wolno i leniwie. Jakieś zawirowania fabularne nieco mrożące krew w żyłach zdarzają się tu zaledwie kilka razy, no, może trzy razy. W sensie fabularnym więc jestem rozczarowana tą powieścią. Nie jest to żadne arcydzieło, jak zachwala na okładce jej polski wydawca, porównując tę powieść do „Doktora Żywago” Borysa Pasternaka. 

Po co więc przez to brnęłam? Ano po to, by przekonać się, jak to z tymi Żydami było w ZSRR. Znaczy, jak wygląda wersja żydowska. Mamy tu bowiem Żydów bez liku. Właściwie to wszyscy znaczący bohaterowie powieści są Żydami. Autorka wprowadziła do książki zaledwie paru bohaterów pochodzenia słowiańskiego, to jest etnicznych Ruskich, ale pisze o nich z jakimś takim dystansem i ledwo tłumionym obrzydzeniem. Np. ze szczegółami opisuje, jak piękne ale pazerne ruskie dziewczyny wyciągają pieniądze od bogatych oligarchów, w tym także, a może przede wszystkim od bogatych amerykańskich Żydów, którzy przyjechali do Rosji Putina robić interesy. Takie i inne obrazki powodują, że odebrałam tę książkę jako mocno rusofobiczną, czyli plasującą się w szerokim nurcie współczesnych amerykańskich „sankcji wobec Rosji”. Jak walić w Ruskich to walić na każdym froncie! W te piękne słowiańskie blondynki także! To się może spodobać w obecnej Ameryce prowadzącej zimną wojnę z Rosją!  

Czytałam to jednak, bo byłam ciekawa, jak współcześni Żydzi widzą np. sprawę Żydowskiego Obwodu Autonomicznego w Birobidżanie (daleko na pustkowiu, brak wszystkiego, za to pełno komarów), nagonki na żydowskich lekarzy i innych Żydów w czasach późnego Stalina, Żydowskiego Komitetu Antyfasztowskiego w czasie II wojny światowej, czy wizyty Goldy Meir w Moskwie w latach pięćdziesiątych. Sprawa jest na tyle ciekawa, że Żydzi opowiadając o losach swoich ziomków w Związku Radzieckim, który przecież z takim zapałem pomagali budować (była wszakże olbrzymia nadreprezentacja Żydów w szeregach partii bolszewickiej), i tym razem ustawiają się w pozycji ofiar komunizmu (tak samo jak w przypadku nazizmu i II wojny światowej). Jakoś ta pozycja ofiary wydaje im się atrakcyjna… Interesujące wnioski można z tego wyciągnąć. 

Ogólnie powiem tak: moim zdaniem, ta powieść jest po prostu słaba pod względem literackim. Pani Sana Krasikov nie udźwignęła tematu (choć niby taki chwytliwy), bo nie ma takiego pióra jak inni radzieccy Żydzi piszący o tej samej epoce i podobnych problemach, tacy jak: Borys Pasternak („Doktor Żywago”), Anatolij Rybakow („Dzieci Arbatu”), Wasilij Aksjonow („Moskiewska saga”), Wasilij Grossman („Wszystko płynie”), Paullina Simons („Jeździec miedziany”, „Dzieci wolności”, „Bellagrand”) czy Żydzi brytyjscy Simon Sebag Montefiore („Saszeńka”).  


Uff, cieszę się, że dobrnęłam do końca. A było 670 stron!
Z całej tej książki najbardziej podoba mi się okładka. 

Krasikov Sana, „Patrioci”, tłum. Dorota Konowrocka-Sawa, wyd. ab, Warszawa 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz