Chcecie
wiedzieć, jak wyglądało od środka życie żydokomuny w ZSRR i w Rosji? Zostało to
dość dokładnie opisane od środka przez młodą amerykańską pisarkę, Sanę
Krasikov, która urodziła się jako Żydówka w Związku Radzieckim i w wieku ośmiu
lat wyemigrowała z rodzicami do Stanów Zjednoczonych.
Ta
powieść to historia dwudziestowiecznych europejskich Żydów stojących w
emocjonalnym rozkroku pomiędzy Rosją i Związkiem Radzieckim z jednej strony
oraz Ameryką z drugiej. Jakiego kraju patriotami są Żydzi? Rosji czy Ameryki? A
może przynależą do Izraela, którego początki także są tu wspomniane? Czy Żydzi w
ogóle mają wobec kogokolwiek obowiązek być patriotami? Czy najważniejsze jest,
by w ogóle udało się im przetrwać biologicznie, zdradzając po drodze wszystkich
i wszystko, tak jak bohaterka tej opowieści? Czy kraj, który uznają za swój, ma
jakieś obowiązki wobec nich i jak je wypełnia? Gdzie w ogóle jest ich ojczyzna?
Oto pytania, na które próbuje odpowiedzieć ta książka.
„Patrioci”
to ogromnych rozmiarów saga rodzinna rozpisana na wiele głosów i dziejąca się w
kilku płaszczyznach czasowych. Jej bohaterowie to Florence Fein, jej syn Julian
i wnuk Lonia, zwany z amerykańska Lenny.
Przodkowie
Florence to Żydzi, którzy w XIX, a może już w XX wieku, wyemigrowali z Rosji do
USA za chlebem. Ona sama jest przedstawicielką drugiego lub trzeciego pokolenia
amerykańskich Żydów. Jej rodzina jest już dobrze ustawiona w Ameryce, ojciec
sporo zarabia, ona studiuje matematykę na dobrym uniwersytecie. Ale w czasie
wielkiego kryzysu w Ameryce też jest już gorzej. Rodzina ma już mniej
pieniędzy. Florence musi przerwać studia i pójść do pracy. Zatrudnia się w
biurze założonym w Stanach Zjednoczonych przez przedstawicieli radzieckiego
przemysłu (a także jednocześnie wywiadu gospodarczego). Pracując tam poznaje
przystojnego inżyniera rosyjskiego, w którym zakochuje się bez pamięci. Kiedy
Rosjanin wróci do ojczyzny, ona po pewnym czasie podąży za nim, powiększając w
ten sposób szeregi naiwnych Amerykanów zarażonych komunizmem. Na statku
płynącym do Europy poznaje jeszcze jedną młodą amerykańską Żydówkę jadącą także
do ZSRR.
Nie
chciałabym za dużo zdradzać z fabuły tej powieści (choć to nie fabuła jest właściwie
najważniejsza w tej książce), ale ten romans z Rosjaninem jakoś Florence nie
wychodzi. Później wiąże się z młodszym od siebie amerykańskim Żydem, który
także przyjechał do ZSRR zachwycony komunistyczną ideologią i dostał pracę w
anglojęzycznej redakcji agencji TASS.
Florence
szybko dowiaduje się, że kraj bolszewików nie wypuszcza nikogo ze swoich objęć.
Kobieta zostaje wkrótce pozbawiona swojego amerykańskiego paszportu. W ten
sposób traci swoje cenne amerykańskie obywatelstwo i staje się po prostu Florą
Salomonowną Fejn, to jest zwykłą, szarą obywatelką sowieckiego imperium. Musi
żyć tak jak inni ludzie sowieccy, dzieląc ich troski i kłopoty. A nie jest
lekko: zatłoczone mieszkania (komunałki), wszechobecni szpiedzy (całe
społeczeństwo szpiegujące się nawzajem), braki w zaopatrzeniu, aresztowania, wywózki,
łagry i tak dalej.
Wątek
fabularny Florence przeplata się z wątkami opowiadającymi o losach jej syna i
wnuka, którzy wyemigrowali ze Związku Radzieckiego do Ameryki, by potem wrócić
już do Rosji Jelcyna i Putina, by robić tam różne interesy i zarabiać grube
pieniądze. Ostrzegam: te wątki współczesne są o wiele mniej interesujące niż
wątek babci Flory.
Streszczenie
tej powieści wydaje się ciekawsze niż ona sama. Przyznam się, że ledwo
przebrnęłam przez tę książkę. Wiele razy miałam ochotę porzucić tę lekturę i
grzęzłam w niej, bo jest to utwór długi, rozwlekły, nużący i przegadany. Autorce
udała się tu rzecz niebywała: ciekawą, dramatyczną historię swej bohaterki przedstawiła bez
najmniejszej domieszki sensacyjności czy dramatyzmu. Przez to czyta się to strasznie
wolno i leniwie. Jakieś zawirowania fabularne nieco mrożące krew w żyłach
zdarzają się tu zaledwie kilka razy, no, może trzy razy. W sensie fabularnym
więc jestem rozczarowana tą powieścią. Nie jest to żadne arcydzieło, jak zachwala
na okładce jej polski wydawca, porównując tę powieść do „Doktora Żywago” Borysa
Pasternaka.
Po
co więc przez to brnęłam? Ano po to, by przekonać się, jak to z tymi Żydami było
w ZSRR. Znaczy, jak wygląda wersja żydowska. Mamy tu bowiem Żydów bez liku.
Właściwie to wszyscy znaczący bohaterowie powieści są Żydami. Autorka
wprowadziła do książki zaledwie paru bohaterów pochodzenia słowiańskiego, to
jest etnicznych Ruskich, ale pisze o nich z jakimś takim dystansem i ledwo
tłumionym obrzydzeniem. Np. ze szczegółami opisuje, jak piękne ale pazerne ruskie
dziewczyny wyciągają pieniądze od bogatych oligarchów, w tym także, a może
przede wszystkim od bogatych amerykańskich Żydów, którzy przyjechali do Rosji
Putina robić interesy. Takie i inne obrazki powodują, że odebrałam tę książkę
jako mocno rusofobiczną, czyli plasującą się w szerokim nurcie współczesnych amerykańskich „sankcji
wobec Rosji”. Jak walić w Ruskich to walić na każdym froncie! W te piękne
słowiańskie blondynki także! To się może spodobać w obecnej Ameryce prowadzącej
zimną wojnę z Rosją!
Czytałam
to jednak, bo byłam ciekawa, jak współcześni Żydzi widzą np. sprawę Żydowskiego
Obwodu Autonomicznego w Birobidżanie (daleko na pustkowiu, brak wszystkiego, za
to pełno komarów), nagonki na żydowskich lekarzy i innych Żydów w czasach
późnego Stalina, Żydowskiego Komitetu Antyfasztowskiego w czasie II wojny
światowej, czy wizyty Goldy Meir w Moskwie w latach pięćdziesiątych. Sprawa
jest na tyle ciekawa, że Żydzi opowiadając o losach swoich ziomków w Związku
Radzieckim, który przecież z takim zapałem pomagali budować (była wszakże olbrzymia nadreprezentacja Żydów w szeregach partii bolszewickiej), i tym razem
ustawiają się w pozycji ofiar komunizmu (tak samo jak w przypadku nazizmu i II wojny
światowej). Jakoś ta pozycja ofiary wydaje im się atrakcyjna… Interesujące
wnioski można z tego wyciągnąć.
Ogólnie
powiem tak: moim zdaniem, ta powieść jest po prostu słaba pod względem
literackim. Pani Sana Krasikov nie udźwignęła tematu (choć niby taki chwytliwy),
bo nie ma takiego pióra jak inni radzieccy Żydzi piszący o tej samej epoce i
podobnych problemach, tacy jak: Borys Pasternak („Doktor Żywago”), Anatolij
Rybakow („Dzieci Arbatu”), Wasilij Aksjonow („Moskiewska saga”), Wasilij
Grossman („Wszystko płynie”), Paullina Simons („Jeździec miedziany”, „Dzieci
wolności”, „Bellagrand”) czy Żydzi brytyjscy Simon Sebag Montefiore („Saszeńka”).
Uff,
cieszę się, że dobrnęłam do końca. A było 670 stron!
Z
całej tej książki najbardziej podoba mi się okładka.
Krasikov
Sana, „Patrioci”, tłum. Dorota Konowrocka-Sawa, wyd. ab, Warszawa 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz